Reżyseria: Frank Darabont
Paul Edgecombe (Tom Hanks) mieszka w domu starców i męczą go wspomnienia z przeszłości, którą zamierza opowiedzieć swojej przyjaciółce. Był szefem strażników w bloku skazańców na śmierć. Jego blok nazywano milą, a drogę jaką skazaniec musiał przebyć do celi śmierci zieloną milą. Do bloku trafia czarnoskóry olbrzym (Michel Clarke Duncan), który jest oskarżony o zabójstwo dwóch małych dziewczynek.
Długi film, ale o takich rzeczach, że nawet oglądając go od 2. w nocy przez 3 godziny można nie zasnąć pomimo szczerych chęci by się tak stało, by nie oglądać tego koszmaru. Fabuła tego filmu jest koszmarem, już nie tylko z powodu kary śmierci w postaci porażenia prądem, ale też perfidii strażnika, więźniów, i niesłusznych osądów względem co niektórych więźniów. Nie chce się oglądać, nie chce się słyszeć, chce się krzyczeć i przeklinać o gnojowatości Percy’ego, świrze jednego więźnia i płakać na smutnym losem dobrodusznego Johna Cofreya. Jedno jest pewne, tego filmu będę unikać jak ognia, bowiem jest do obejrzenia tylko raz. Książki Kinga nie przeczytałam i też nie zamierzam. Zastanawia mnie, jak można przychodzić na takie egzekucje i patrzeć na to. W ogóle jestem przeciwna karze śmierci. Wiem, że procedury wykonywania wyroku są takie, że nie można ich przerywać, ale nie można też dopomóc? Chodzi mi o wyrok Toot-toota, który wykonywał Percy – czy nie można było go oblać wodą? Wątek z myszą też mocno emocjonował, niby odrobina sympatii w filmie, a i tak można to jednym nadepnięciem zniszczyć. Podobała mi się zżyta ekipa strażników pod nadzorem Paula, wydają się być sympatycznymi kolegami.
Jedyna chyba największa przyjemność oglądania (jeśli w ogóle o takiej można w tym przypadku filmu powiedzieć) to gra Toma Hanksa, który potrafi zagrać dobrze postacie w różnorodnych gatunkowo filmach, czy to w komedii romantycznej Masz wiadomość, czy w thrillerze Anioły i demony, czy w filmie gangsterski Droga do zatracenia.
Trudno mi ocenić film, ponieważ jeśli patrzeć na komentarz do konkretnej oceny, to nie jest on ani ulubiony, ani wspaniały ani warty zobaczenia a też nie jest znów przeciętny. Jest inny to na pewno. Film dla ludzi o mocnych nerwach.
Ocena: 7,5/10
Bardzo podobał mi się ten film – mocny, bezkompromisowy, zaskakujący. Więźniowie odrażający i źli, ale niektórzy potrafią wzbudzić sympatię. Wśród strażników także są różne charaktery. Sceny egzekucji świetne, a szczególnie ta z Michaelem Jeterem na krześle. Tom Hanks i reszta idealnie wpasowali się w ten brudny, więzienny klimat. Uważam, że filmy zbyt kameralne (rozgrywające się w jednym miejscu, np. w więzieniu) nie powinny być zbyt długie, ale w filmie Darabonta długi czas trwania zupełnie mi nie przeszkadzał, bo jest tu mnóstwo świetnych scen.
Moim zdaniem film właśnie jest wart zobaczenia. Hanks jest miłym dodatkiem (chyba mój ulubiony aktor amerykański), ale przede wszystkim warto go obejrzeć dla opowiedzianej historii. Widziałam go sporo temu, nawet nie wiem, czy w całości… Ale z pewnością robi wrażenie i choć raz warto go obejrzeć.