Przez żołądek do serca (Nić widmo, reż. Paul Thomas Anderson)

Ze wszystkich nominacji oscarowych do głównej kategorii najbardziej obiecujący (bo odmienny od pozostałych tytułów) wydawał mi się film Nić widmo. Już na samym początku muszę zastrzec, że mam problem z tytułem, bo w ogóle nie pasuje do tego, co obejrzałam. Na siłę dałoby się go metaforycznie odczytać, ale wyjątkowo nie jestem do niego przekonana. Być może oczekiwałam w związku z nim obecności jakieś magii i jej brak pozostawił w zdezorientowaniu.

Nić widmo jest opowieścią o wybitnym projektancie sukni (tu jako miłośniczka sukienek muszę z przykrością stwierdzić, że 99% jego strojów to jakieś kostiumowe potworki – nawet jak na realia tamtejszej epoki) i jego ostatniej modelce Almie. Dotychczasowa organizacja życia krawca odbywała się przy pomocy Cyril, jego siostry, która nie tylko panowała nad jego zleceniami i harmonogramem zadań, ale też odprawiała dziewczyny, niemogące już liczyć na zainteresowanie pana Woodcocka. Reynolds poznał Almę podczas pobytu na wsi, w hotelu Victoria, gdzie ta pracowała jako kelnerka. Był nią zauroczony, z wzajemnością, od pierwszego wejrzenia, prawdopodobnie dlatego, że od razu dostrzegł jej doskonałe wymiary ciała (idealne dla krawca, nie mężczyzny). Alma różniła się od poprzedniczek tym, że była świadoma pozycji, jakie zajmują w domu Reynoldsa takie dziewczyny jak ona i tego, że jeśli nie chce powtórzyć ich losu, musi zaoferować mężczyźnie coś więcej i poznać go na własnych zasadach.

Co zwraca szczególną uwagę w tym filmie, to sceny posiłków, podczas których dochodzi do najistotniejszych dla dalszego przebiegu fabuły konfrontacji między postaciami. Można nawet powiedzieć, że są to główne okoliczności, w których bohaterowie ze sobą rozmawiają, kłócą się i wzajemnie się drażnią. Ponoć w Pulp Fiction 83 na 93 sceny odnoszą się do jedzenia. Odnoszę wrażenie się, że w Nici widmo proporcje są zbliżone. Sceny śniadań determinują dalsze losy kobiecych bohaterek. W pierwszej z nich Reynolds, odmawiając zjedzenia pączka i drożdżówki (bo zamula), sygnalizuje znudzenie ostatnią kochanką, co dla Cyril oznacza odprawę kolejnej dziewczyny (co zostaje przez krawca potwierdzone przy kolacji z siostrą). Kolejne, tym razem w hotelu Victoria, bardziej obfite śniadanie, które jasno pokazuje, że projektant nie przejmuje się jednak kaloriami i wartościami odżywczymi, owocuje poznaniem Almy, co zostaje zatwierdzone na późniejszej kolacji. Następne śniadania, od teraz już w dobrze znanym pokoju, to ciągłe ustalanie pozycji Almy w domu Woodcocka, która nie zamierza biernie poddawać się terrorowi chlebodawcy. Do tego dochodzą niemniej namiętne i burzliwe kolacje, podczas których bohaterowie albo coś świętują, albo im to nie wychodzi i dochodzi do kłótni. Im bliżej końca, tym bardziej Alma wychodzi z roli modelki i rozwija swoje kulinarne umiejętności… W jednym dobrze znanym sobie celu.

Nieprzypadkowo Michał Oleszczyk w swojej recenzji dotyczącej tego filmu, opisując charakter krawca, odwołuje się m.in. do bohaterki Uczty Babette, (która w związku z Fletcherem z Whiplasha mogłaby urodzić taką oryginalną osobowość, jaką jest Reynolds). I jeśli faktycznie, jak krytyk sądzi, Babette mogłaby być matką Woodcocka, a ten do matki żywi bardzo ciepłe uczucia, wszak jej kosmyk włosów ma wszyty w swojej marynarce, to nie zdziwi nas jego wyjątkowy stosunek do Almy, która próbuje pogłębić swoje relacje z ukochanym właśnie poprzez przygotowanie mu specjalnych posiłków. W Almie można dostrzec podobieństwo do francuskiej kuchmistrzyni, nie tylko w charakterze: obie kobiety wydają się pokorne i delikatne, ale jak im na czymś zależy, to potrafią postawić na swoim, ale też w mocy, jaka tkwi w przygotowywanych przez nie daniach. O ile Babette rzeczywiście szczyciła się wyjątkowym talentem kulinarnym i to dzięki niemu mogła wzbudzić takie silne emocje u swoich biesiadników, o tyle Alma dysponowała raczej antytalentem, za pomocą którego niczym zła czarownica chciała doprowadzić ukochanego do stanu, który wzbudzi u niego cieplejsze uczucia do niej.

Powyższy krytyk zwrócił uwagę jeszcze na niezwykle erotyczny charakter tego filmu, mimo iż nie ma w nim ani jeden sceny seksu. Nie są one potrzebne, jeśli tyle namiętności i emocji rozgrywa się w scenach kulinarnych. Nić widmo to znamienity przykład delikatnego foodpornu – pojęcia rozumianego przeze mnie jako kulinarnej pornografii. Subtelnego, bo nie przeważają tu sceny obżarstwa czy zbliżenia na konsumowane potrawy – trzeba przyznać, że choć te są stale obecne w większości kadrów tego filmu, nie dominują obrazu.

Ocena: 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *