W niektóre środy dopiero wieczorem zabieram się za post do planszówkowego cyklu i zastanawiam się, o czym dzisiaj napisać, bo nie zawsze uda mi się w ciągu tygodnia zagrać w coś nowego, w coś, co fizycznie miałam w ręce i mogłam sfotografować. Na pomoc przychodzą moje liczne doświadczenia na BGA i tak teraz zabieram Was w niebezpieczną podróż do Ameryki Południowej, do państwa Inków, podczas której będziemy eksplorować zniszczoną świątynię…
Incan Gold to kolejna wersja gry Diamant, która różni się od pierwowzoru tym, że do diamentów doszły artefakty. Jest to bardzo prosta karcianka, w którą może zagrać nawet 8 osób, niemających żadnego doświadczeniach w graniu. Mimo swej prostoty gra ma klimat dosyć niepokojący i pobudzający adrenalinę. Otóż gracze odbywają pięć wypraw do świątyni w celu odnalezienie skarbów: turkusów (1 p.), obsydianów (5 p.), kawałków złota (10 p.) oraz artefaktów (5 i 10 p.). Nie z każdej wyprawy uda się bezpiecznie wrócić ze zdobyczami, ponieważ w świątyni czają się niebezpieczeństwa w postaci pająków, wężów, mumii, kamieni czy ognia.
Wyprawa polega na tym, że pojedynczo odsłania się karty przygody ze stosu. Może to być karta ze skarbem, który w przypadku diamentów jest równo dzielony między uczestników wyprawy (a to, co niepodzielne zostaje na karcie), w przypadku artefaktu czeka aż, któryś gracz w drodze do obozu go zabierze, lub karta z niebezpieczeństwem. Zanim odsłoni się kolejną kartę, uczestnicy w ukryciu decydują, czy kontynuują eksplorowanie świątyni czy wracają do obozu, zbierając po drodze skarby. Wybór zaznacza się odpowiednią stroną karty gracza i odkrywane są one jednocześnie, by decyzji tej nie podejmować wskutek innych wyborów. W przypadku drugiej decyzji skarby czekające na drodze są równo dzielone między wracających – o ile to możliwe. Tak więc artefakt odbiera gracz, który jako jedyny w danej turze wraca. Powrót do obozu zapewnia uczestnikowi zachowanie w namiocie swoich skarbów. Cała wyprawa kończy się w momencie, gdy zostaną odkryte dwie karty tego samego niebezpieczeństwa lub wszyscy uczestnicy wrócą do obozu. Odkrycie dwóch identycznych kart niebezpieczeństw powoduje, że gracze, którzy nie powrócili do obozu, tracą uzyskane podczas tej wyprawy skarby, tak samo stracone zostają te pozostawione na drodze. Po pięciu wyprawach gracze odsłaniają namioty, pod którymi kryją się ich skarby i podliczają ich wartość. Oczywiście wygrywa ten, którego skarby są najwięcej warte.
Incan Gold jest grą mocno losową, której nie sposób przewidzieć, chyba że dwa razy ten sam rodzaj niebezpieczeństwa zakończył wyprawę (po każdym jedna karta tego zagrożenia jest usuwana z gry), więc wie, że za trzecim razem nie ten rodzaj niebezpieczeństwa zagraża. Trzeba więc opierać się na własnej intuicji i wyczuć, kiedy warto się wycofać, by zachować swoje skarby, a może i jakieś dodatkowe po drodze zebrać (o ile nie będzie się jednym z wielu powracających), a kiedy warto zaryzykować i będąc jednym z niewielu na wyprawie zyskać dużo klejnotów dla siebie. Zdarzają się takie wyprawy, z których wszyscy wracają z niczym, bo na początku odkrywa się dwie karty z wężem. Nie jest to gra dla tych, co lubią opracowywać strategię, to raczej dobry tytuł na imprezę, ponieważ jest tu dużo emocji, a mało zasad do objaśniania. Na koniec jeszcze dodam, że jestem zaskoczona tak wysoką ceną za tę grę (ok. 90 zł), być może rekwizyty w postaci diamentów są jej przyczyną oraz fakt, że można kupić jedynie wydanie angielskie z dodatkowo załączoną polską instrukcją… Mimo wszystko to tylko niewielka karcianka…
Bardzo lubię ten klimat, więc gierka naprawdę mnie zaciekawiła 🙂