Premiera 14 września!
Według obiegowej opinii z ostatnich lat komedia nie jest mocnym gatunkiem w polskiej kinematografii. Juliusz to kolejna próba zadania kłamu tej teorii – próba, której podjęli się producent całkiem udanej Planety Singli wraz z młodym reżyserem równie dobrych krótkich metraży, jak Ja i mój tata oraz Mocna kawa wcale nie jest taka zła. Wydawałoby się, że przy podobnym doświadczeniu po prostu musi im się udać. Okazało się jednak, że tym razem cel rozbawienia publiczności postawiono ponad przemyślanym scenariuszem z konkretnym pomysłem. Nawet twórcy przyznali zresztą, że pracę nad filmem rozpoczęli od zebrania krótkich zabawnych scen.
Film otwiera seria epizodów, mających z jednej strony tworzyć tło dla fabuły i działań nierozgarniętego bohatera (którego przypadki przywołują skojarzenia z Dniem świra), z drugiej zaś komediowym charakterem „kupić” widownię już na samym początku i obiecać jej dobrą zabawę przez cały seans. Tu jednak pojawia się pierwszy problem, ponieważ częstotliwość „zabawnych” scen wraz z rozwojem fabuły znacząco spada, zmieniając komedię w dramat rodzinny – co nie byłoby wielkim przewinieniem, gdyby zachowano równowagę w przeplataniu scen humorystycznych z dramatycznymi, tworząc w ten sposób zgrabny komediodramat. Poważniejsza wada tkwi w samym humorze, którego poziom pozostawia wiele do życzenia. Rzeczywiście inteligentnie zabawnych scen jest zaledwie kilka, natomiast większość epizodów to wielokrotnie odgrzewane kotlety znane zarówno z polskiego, jak i zagranicznego kina (samo pojawienie się ciężarnej bohaterki wystarcza, by przewidzieć popularne epizody komediowe w dalszej części opowieści) oraz tzw. humor fizjologiczny. Innymi słowy, Juliusz nie śmieszy… chyba że kogoś bawi wiszący penis w samochodzie albo puszczenie bąka.
Tytułowy mężczyzna to znudzony życiem 40-latek (Wojciech Mecwaldowski), który uczy plastyki w szkole. Jego głównym zmartwieniem, poza codziennymi pechami i wpadkami – w czym przypomina Jasia Fasolę – jest zdrowie taty. Ojciec (Jan Peszek) przeszedł właśnie drugi zawał, a mimo to nie myśli o zmianie trybu życia, którego rytm wyznaczają alkohol oraz jednorazowe przygody z kobietami. Swoją postawę uzasadnia refleksyjnym pytaniem: „gdy człowiek jest bliżej mety… to ma przyspieszyć czy zwolnić?”. Wkrótce Juliusz poznaje Dorotę, kobietę w szóstym miesiącu ciąży, pracującą jako weterynarz. Już okoliczności pierwszego spotkania, które przybiera niemal kanibalistyczny charakter (ciało Juliusza stanowi element bufetu), zwiastują osobliwą relację pełną przygód, prowadzącą, oczywiście, do szczęśliwego rozwiązania.
Wątkiem, w którym kryje się największym potencjał, jest ten ilustrujący relację syn-ojciec – motyw obecny także w poprzednim filmie Pietrzaka Ja i mój tata. Bohater nie pamięta matki, która zmarła, gdy miał 5 lat, więc wzoru rodzica mógł doszukiwać się tylko w swoim rozrywkowym ojcu. A ten, zdaje się, raczej sam potrzebuje opieki, zamiast być gotowym na jej zapewnienie. Dla Juliusza więź z ojcem staje się szczególnie istotna z dwóch powodów. Po pierwsze, dowiaduje się, jak ważną osobą była dla tego ostatniego matka tytułowego bohatera, dzięki czemu zaczyna dostrzegać w nim człowieka z uczuciami. Po drugie, sam staje przed wyborem o przyjęciu roli ojca dziecka swojej dziewczyny (Anna Smołowik). Czy osobiście zdoła zbudować lepszą relację z (nieswoim) synem?
Juliusz rozczarowuje niewykorzystanym potencjałem. To mógł być przejmujący i refleksyjny film o ojcostwie i rodzinie; film, którego fabuła, mimo dramatycznego wydźwięku, odnalazłaby się także w komedii (lub komediodramacie), gdyby tylko humor wynikał z jej narracji. Podobnie jak w relacji Juliusz-ojciec mężczyźni zbyt późno się lepiej poznają, tak widzowie zbyt późno poznają filmowych bohaterów, którzy ostatecznie okazują się barwniejszymi postaciami, niż przez większość seansu sugerowano.
Ocena: 4/10
Tekst ukazał się w „Ińskie Point” nr 1-2/2018
Cieszę się, że napisałaś o tym filmie, bo miałem mieszane uczucia co do tej produkcji i zastanawiałem się, czy warto wybrać się na niego do kina. Teraz chyba sobie odpuszczę i może ewentualnie zobaczę, jak pojawi się na jakimś vod.