Dostrzegam wzmożone w ostatnim czasie zainteresowanie relacjami rodzinnymi oraz opowieściami z perspektywy dzieci. Nie wiem, czy to ostatnie zawdzięcza się niespodziewanemu sukcesowi serialu Stranger Things, w każdym razie w ostatnim roku w polskich kinach ukazały się co najmniej dwa takie filmy: Florida Project i Lato 1993. Ten drugi hiszpańskiej produkcji nawiązuje poniekąd do znanego filmu z lat 70. – Nakarmić kruki Carlosa Saury. W obu bowiem filmach główną bohaterką jest kilkuletnia dziewczynka, która po śmierci rodziców nie potrafi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, sprawiając tym samym problemy nowym opiekunom.
Przed sześcioletnią Fridą stoją liczne wyzwania. Po zmarłej na AIDS matce musi znosić wizyty u lekarzy, którzy mają sprawdzić, czy nie została zakażona wirusem. To z kolei prowadzi do wykluczenia ze strony niektórych osób obeznanych w sytuacji rodziny, inni rodzice ograniczają Fridzie kontakty z rówieśnikami. Przeprowadzka do wujka oznacza dla niej nie tylko rozstanie za swoim domem w Barcelonie oraz dziadkami i ukochaną Lolą, ale też konieczność oswojenia nowego miejsca, poznanie nowych rodziców i wypracowanie pozycji w rodzinie. To ostatnie komplikuje obecność Anny, jej nowej młodszej siostry. Z pozoru beztroskie lato na łonie natury w domu pełnym życzliwych ludzi staje się dla bohaterki czasem walki. Już układając swoje lalki, wyznacza siostrze jasne granice – nie ma prawa ich dotykać. Reglamentuje jej czas wspólnej zabawy, co robi w sposób specyficzny, przejawia tu bowiem wzorce zaobserwowane u osób, które ją wykluczały: matki niemającej dla niej czasu oraz koleżanek, które na placu zabaw uciekały przed nią, by nie musieć z nią się bawić. Młodsza siostra staje się idealną ofiarą odreagowania emocji, nie tylko przez swoją dziecięcą naiwność, ale też z powodu naturalnej rywalizacji między rodzeństwem w walce o uwagę rodziców.
Lato 1993 urzeka naturalnością i autentycznością najmłodszych bohaterek, których zachowania wydają się całkiem uzasadnione, zarówno ich wiekiem, jak i doświadczeniami. To są tak autentyczne postacie, że z pewnością niejeden widz z nimi się utożsamiał, patrząc w swoją przeszłość lub obserwując swoje pociechy. Szczególna ważna wydaje się ostatnia scena, w której Frida zaczyna nagle bez powodu płakać. Stanowi ona klamrę kompozycyjną, jest dopełnieniem pierwszej sceny, w której kolega, atakując dziewczynkę, pyta: czemu nie płaczesz? Zakończenie sugeruje, że Frida wreszcie odblokowała się emocjonalnie, bo znalazła się we właściwym miejscu, poczuła, że nie musi już o nic walczyć, ma prawdziwą rodzinę.
Film ukazuje też trudy wychowania dziecka z bagażem przeżyć, to, jak pogodzić otwartość i zapewnienie mu poczucia całkowitej akceptacji z wychowaniem ujarzmiającym niewłaściwe zachowania. Ile można mu odpuścić, by nie czuł się wykluczony, a zarazem nie kiełkowało w nim poczucie władzy nad opiekunami? Marga, mimo początkowych porażek, zdaje się bardzo dobrze wywiązywać ze swojej roli, szczególny podziw budzi jej rozmowa z Fridą, podczas której szczerze i adekwatnie do wieku odbiorcy odpowiada na pytania dotyczące śmierci matki. Uważam, że pokazanie tego na ekranie jest bardzo ważne, bo sygnalizuje rodzicom na widowni, że z dziećmi można i należy rozmawiać szczerze, bez unikania trudnych tematów i ukrywania niewygodnych faktów – a zaobserwowałam, że jest to szczególny problem dla rodziców adopcyjnych, którzy z niezrozumiałych dla mnie przyczyn próbują zataić fakt adopcji.
Lato 1993 jest prowadzone niespieszną, wręcz leniwą narracją, mimo to film nie nuży. Pozornie beztroskie sceny kryją w sobie niepokój, który jest spowodowany nieprzewidywalnością pomysłów protagonistki oraz skali ich następstw. Eksperyment zaangażowania kilkuletnich dzieci do filmu – bo praca z tak młodą obsadą zawsze będzie eksperymentem – tu się powiódł i zaowocował całkiem udanym projektem, który zachwyca bezpretensjonalnością i wiarygodnością przedstawienia tematu.
Ocena: 8/10
Tekst pojawił się w „Ińskie Point” nr 3/2018