Escape Quest: Poszukiwacze zaginionego skarbu – Kaedama

Weekend upłynął nam pod znakiem podróży dookoła świata śladami słynnej archeolożki Sarah Edson-Taylor, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Musieliśmy znaleźć skarby, nim dostaną się w niepowołane ręce rabusiów, którzy widzą w tym czarny biznes, miast bezcenne dziedzictwo kulturowe.

Taki temat ma jeden z Escape Questów: Poszukiwacze zaginionego skarbu, wydanych przez Egmont, czyli książkogry stanowiących namiastkę popularnych escape roomów. Z tą różnicą, że tu nie mamy ograniczonego czasu – na nasze szczęście, bo przez przewidywane przez autorów 3h na przejście całej wyprawy potrafiliśmy czasem głowić się nad jedną zagadką. Czy to znaczy, że zagadki są tak piekielnie trudne, skoro troje dorosłych osób musiało kilka razy zerknąć do podpowiedzi, a nawet dwa razy do rozwiązania? Czasami za bardzo kombinowaliśmy, czasami dopiero jeden z nas potrafił spojrzeć na sprawę z dystansu i dostrzec oczywistą odpowiedź. Trzy razy mogliśmy pomyśleć inaczej, ale jeden, jedyny raz (zagadka z krzyżami) bez podpowiedzi w życiu nie przyszłoby nam do głowy, by postąpić tak, jak należało.

Konstrukcja książki jest tak pomyślana, by odpowiedzią każdej zagadki była liczba, równoznaczną ze stroną, na którą mamy przejść, gdzie otrzymamy kolejną zagadkę lub zdobędziemy potrzebny przedmiot lub pojazd. W przeciwieństwie do komiksów paragrafowych, z którymi zmagałam się parę lat temu, tu jest jedna możliwa ścieżka (jedynie możemy wybierać, do którego kraju wybierzemy się najpierw, ale po rozwiązaniu zagadki zawsze wracamy do mapy i jedziemy dalej) i nie ma opcji, że podczas gry zginiemy i musimy całość zaczynać od nowa oraz posługiwać się notatkami. Pod tym względem Escape Quest jest zdecydowanie prostszy i jednorazowy. W komiksie paragrafowymi, zanim dojdziemy do rozwiązania, będziemy kilkakrotnie przechodzić sporą część przygody, poza tym nie interweniujemy w przestrzeń książki na tyle, by nie móc jej pożyczyć komuś – a w Escape Quest notatki na zakładkach, pozaginane strony, poprzekreślane przedmioty… Więc kolejnym graczom kilka odpowiedzi podajemy na tacy*.

Escape Quest zapewnia udaną, wielogodzinną rozrywkę dla kilku osób (można rozwiązywać samemu, ale jak to się mówi: w kupie raźniej). Jest atrakcyjnie wydane, kolorystyka oraz artefakty odpowiadają tematowi Questa, pozwalają wejść w ten świat. Mnie trochę rozczarowało zakończenie, przypominająca o młodzieżowym odbiorcy tej publikacji, choć jak teraz o tym myślę, taki przekaz powinien być przede wszystkim kierowany do dorosłych, którzy o pewnych wartościach zapominają.

 

*Jeśli to komuś nie przeszkadza, to chętnie oddam mój egzemplarz, my nie mamy po co do niego wracać.

PS W najbliższych dniach możecie spodziewać się kolejnych recenzji gier.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *