Po Śmierci za cukiernią Joanny Fluke, którą byłam zachwycona i tak kulinarnie zaspokojona, nie mogłam się doczekać, kiedy w moje ręce wpadną Piernikowe makabreski. Byłam zaskoczona niezbyt entuzjastycznymi recenzjami tej pozycji i trochę zawiedziona, że to trzy opowiadania, a nie jedna rozbudowana powieść. Ale pocieszyłam się tym, że w poprzedniej książce też prócz powieści kryminalnej było opowiadanie, które przypadło mi do gustu. Tym bardziej ciężko mi przyznać, że kryminał Fluke zatytułowany Piernikowe makabreski jest najsłabszy z tych trzech, które ogólnie prezentują średni poziom.
Piernikowe makabreski nie ratuje nawet obecność kuszących przepisów, ponieważ ten aromatyczny klimat z Śmierci za cukiernią jest tutaj w ogóle nieobecny. Sama fabuła kryminału jest słabo rozbudowana, za mało wątków, aby zmylić czytelnika. Dzięki temu, kto jest mordercą, wiemy prawie od samego początku. Tak przewidywalnego kryminału dawno nie czytałam.
W historii Leslie Meier zatytułowanej Rewolwer i stare pierniczki starano się ująć pewne problemy społeczne, takie jak uzależnienie od narkotyków, brak odpowiedzialności rodzicielskiej, pogoń za pieniędzmi, w imię których poświęca się własne dziecko i nakręca się przez media społeczność do zaangażowania się w poszukiwania (tu historia „wypisz wymaluj” przypomina sensację o Madzi W.). To opowiadanie nie jest kryminałem. Ciało, o którym piszą wydawcy na tylnej okładce, jest dopiero punktem kulminacyjnym całej akcji. Tu trzeba podkreślić, że wydawcy znowu nie szanują czytelnika podając na wstępie coś, co pojawia się pod koniec fabuły.
Chyba najciekawszym i najbardziej udanym kryminałem była mini-powieść Laury Levine, pt.: Pierniczek, który uratował Gwiazdkę. Tu konwencjonalnie mamy morderstwo dość popularnej osoby w danej społeczności lokalnej i mamy kilka typów potencjalnych morderców, z tego dominującą część stanowią wielbicielki/zawiedzione kochanki ofiary. Jest w czym wybierać i do końca nie byłam pewna, kto dokonał tego zabójstwa. Ciekawym elementem tego opowiadania są nazwiska bohaterów, które nie wydają się być takie przypadkowe. Na przykład główna bohaterka to Jaine Austen; ofiarą jest McCay (amerykański autor kreskówek) ponadto mamy Glorię Di Nardo, której nazwisko kojarzy mi się przede wszystkim Leonardo Di Caprio, ale jest amerykański piłkarz Gerry Di Nardo, i Raymonda nie wykluczone, że na cześć Chandlera, klasyka kryminałów.
Pozytywnym aspektem tego zbioru jest świąteczna atmosfera obecna w każdej mini-powieści. Co czyni trafioną lekturą na okres bożonarodzeniowy. Szkoda, że Levine i Meier nie pokusiły się o załączenie swoich przepisów.
Ocena: 4/6
Przepraszam,30 styczeń:)