Dość często dziwi mnie klasyfikacja gatunkowa wielu filmów, wówczas odnoszę wrażenie, że ten kto określał gatunek filmu, nigdy go nie widział. Wiele rodzajów gatunków ma jednak to do siebie, że granice między nimi przebiegają płynnie i ich klasyfikacja zależy od percepcji odbiorcy. Dla jednych film będzie tylko romansem, dla innych, którzy dostrzegą elementy humoru – komedią romantyczną. Zauważyłam też, że kiedy nie wiadomo za bardzo jak określić film, to przypisuje mu się kategorię dramatu. Jest to wygodne, bo należy on do gatunków nie mających cech charakterystycznych, ponadto nie wyklucza obecności innej kategorii.
Zwróciłam uwagę na te gatunkowe problemy, ponieważ zostałam wprowadzona w błąd. Obejrzałam film, który miał być dramatem, a okazał się nawet nie thrillerem, lecz horrorem. Jego opis mówiący o bohaterach znęcających się nad pewną rodziną sugeruje obecność pewnych nieprzyjemnych elementów, jednak to klasyfikacja filmu okazała się być tu dla mnie najistotniejszym wyznacznikiem, jakiego charakteru filmu się spodziewać. Kategoria dramatu dała mi pewne poczucie bezpieczeństwa, uspokajała mnie, że zachowania bohaterów choć nie będą miały charakteru komediowego i nie będą oni zapewniać mi rozrywki, to są pewne określone granice brutalności ich działań. To zadecydowało o moim nastawieniu wobec filmu, a także to, że nie wyłączyłam go po kilku pierwszych dyskomfortowych dla mnie scenach. Naprawdę jestem zaskoczona, że Funny Games według portalu Filmweb uchodzi tylko za dramat. Bo mógłby to być dramat rodzinny, gdyż jest to historia pewnej austriackiej rodziny klasy trochę wyższej niż średnia, wyjeżdżającej na urlop do domu nad jeziorem. Ich plan wakacyjnego relaksu zostaje zniszczony przez dwójkę chłopaków, psychopatów z sadystycznymi upodobaniami. To, co dzieje się później, zdecydowanie przekracza granice dramatu.
Niemal od pierwszych scen, kiedy rodzina dojeżdża do letniskowego osiedla, można wyczuć napiętą atmosferę, pewien niepokój, który wprowadził mnie w stan nadzwyczajnej czujności na to, co się dzieje wokół bohaterów. Dziwne zachowanie sąsiadów oraz nieobecność ich córki to pierwsze sugestie, że wydarzyło się coś złego. To zło wkracza na teren domu Anny i George’a w momencie, kiedy Peter przychodzi pożyczyć jajka. Ręce ubrane w białe rękawiczki, rozglądanie się po domu oraz żądanie kolejnej porcji jajek po stłuczeniu pierwszych to kolejne znaki upewniające widza w tym, kto tu jest oprawcą, a kto będzie odgrywał rolę ofiary. Nie mamy tylko pewności, jak daleko posunie się tytułowa gra.
Funny Games realizuje schemat fabularny charakterystyczny dla horrorów: jakaś grupa ludzi wyjeżdża okazjonalnie (zazwyczaj na wakacje) do odległego od swojego domu miejsca. Niekoniecznie musi to być miejsce zupełnie obce, czasami jest znane ono znane tylko przez niektórych uczestników wyjazdu albo jak w przypadku filmu Hanekego przez całą rodzinę, jednak nie przebywają w nim na co dzień. Ponadto jest to miejsce odludne. Mimo że akcja Funny Games rozgrywa się na osiedlu letniskowym, bohaterowie szybko okazują się być sami1, ponieważ sąsiedzi znikają z przyczyn, jakie poznajemy na końcu filmu. Następnie ktoś z ekipy znika. W tym przypadku była to koleżanka Schorschiego. Potem bohaterowie zostają osaczeni przez obcych, którzy straszą, znęcają się, torturują, trochę się bawią tą przemocą, aż w końcu zaczynają zabijać. Uprzednio oprawcy dopilnują, aby ofiary nie miały możliwości uzyskania pomocy. W tym celu został utopiony telefon, zamknięto bramę oraz dom od zewnętrznej strony. W horrorze nie muszą występować nieludzkie potwory w postaci wilkołaków czy wampirów, wystarczą psychopaci, których ze względu na antyspołeczne zaburzenie osobowości nie można traktować jak zwykłych ludzi. Są to postacie podobnie jak wampiry czy wilkołaki pewne cechy ludzkie, jednak ich charakter dyskwalifikuje do pełnego miana człowieka. Najbardziej krwawa akcja rozgrywa się w nocy (wówczas zostaje zastrzelony syn), a nad ranem zostają zabici ostatni bohaterowie. Anna jako ostatnia ostała z rodziny zostaje zakneblowana wrzucona do wody około godziny ósmej rano. Natomiast oprawcy jak gdyby nic kończą robotę i zabierają się za kolejną. Rozpoczęcie nowej „zabawy” jest znakiem dla widza, że tak naprawdę to trwać będzie dalej.
W przypadku horroru oglądający nie może po paru godzinach napiętych nerwów z satysfakcją przyjąć zakończenie2, ponieważ nigdy nie będzie to happy end. Odbiorca ogląda horror po to by poczuć dreszczyk emocji, bać się i pełen niepokoju żyć także po wyłączeniu filmu. Mnie denerwowały sadystyczne działania Petera i Paula oraz bezradność ofiar. Naturalną reakcją było to, że kibicowałam Annie i Georgowi, aby ich koszmar skończył się jak najszybciej. A kiedy się skończył, ja widząc kolejną scenę z jajkiem i uśmiech Paula skierowany do widzów3, zamiast się uspokoić, zdenerwowałam się jeszcze bardziej, a te negatywne emocje towarzyszyły mi długo po seansie.
Haneke tworząc te filmy (oprócz recenzowanej wersji austriackiej powstała w 2007 roku amerykańska), chciał pokazać zmediatyzowaną przemoc, jego dzieła miały być głosem w dyskusji o relacjach między społeczeństwem, mediami i przemocą. Taka deklaracja sprawia, że Funny Games należy traktować jako film interwencyjny. Ma w jakiś sposób oddziaływać na widza i zmieniać go, jego stosunek do przemocy. Przy podobieństwie tego schematu fabularnego do innych horrorów, m.in. Nieznajomi, wyciągam wniosek, że prawie każdy horror jest interwencyjny. Jednak słabo pełni tę funkcję, skoro ci sami ludzie nadal oglądają filmy o przemocy, ponadto robią kilkakrotne powtórki z oglądania również samych filmów Hanekego. Na czym więc ma polega ten interwencyjny charakter Funny Games? Dla mnie to kolejny typowy horror, którego nigdy z własnej woli nie obejrzałabym4, a nieprecyzyjna klasyfikacja tego tytułu na portalu filmowym odebrała mi możliwość odpowiedniego nastawienia się wobec tego, co miałam niebawem ujrzeć.
1 Schorsi, któremu udaje się na chwilę wymknąć z domu, szuka pomocy w sąsiednim domu, który okazuje się być pusty.
2Chyba, że sam odbiorca jest psychopatą i ogląda przemoc dla czystej przyjemności, wówczas kibicuje „ciemnej mocy”.
3To moim zdaniem burzy nieco aurę grozy niezbędną dla horroru. Jednak zwroty bohatera do widza tworzą iluzję paradokumentu – gatunku telewizyjnym, który zrodził się wiele lat później po tym filmie.
4Film był zadaną „lekturą” na zajęcia.
Powiem tak, dla mnie jest to jeden z najbrutalniejszych filmów jakie widziałam – a widziałam dużo – ale wyjątkowość tego obrazu, i zapewne to co reżyser chciał przekazać, polega na tym, że w filmie nie ma ani jednej brutalnej sceny, tzn. oczywiście dzieją się koszmarne rzeczy, widz o tym wie, ale nie widzi. Za każdym razem gdy ktoś ginie, kamera „ucieka” w kąt, przynajmniej ja tak to zapamiętałam.
Zgodzę się z tym co napisałaś. Dlatego nasza świadomość sprawia, że ten film jest gorzej odbierany niż kiedy widzimy krwawą jatkę.
Miło mi, że się zgadzasz:) ale w takim razie jest małe skucha w recenzji, bo interwencyjny charakter FG jest ogromny. Przyznałaś mi rację, że film w sposób dosłowny nie ukazuje przemocy, więc wrzucanie go do worka z typowymi horrorami gdzie bohaterowie brodzą po pachy w hektolitrach sztucznej posoki jest ogromnym błędem. Ba powiem więcej, nasza wrażliwość i akceptacja przemocy jest na poziomie trawy i ów krew nie robi już na widzach żadnego wrażenia, nawet współczesne kino superbohaterskie, gdzie rozwalają całe miasta i giną setki przypadkowych ludzi, kogo to rusza? A tu? Praktycznie nie ma nic, a jednak każdy czuje dyskomfort, niepokój, może odrazę. Ja po tym filmie czułam się mentalnie brudna, nie umiem tego lepiej określić. Ten film jest bardzo dobry, właśnie ze względu na wpływ jaki wywiera na odbiorcy, ja już nigdy do niego nie wrócę, ale też, nigdy go nie zapomnę.
To że nie ukazuje krwawej jatki to nie znaczy, że nie pokazuje przemocy. Film jest kompilacją takich drobnych, codziennych zachowań o charakterze przemocy. Powyższy tekst pokazuje, że nawet film, który na pierwszy rzut oka nie jest klasyfikowany jako horror ze względu na estetykę, niewpisującą się w ramy tego gatunku, może realizować założenia przypisane horrorowi.
Poprzedni komentarz odnosił się głównie do ostatniego akapitu, a w szczególności „Dla mnie to kolejny typowy horror”. I cały czas się z Tobą zgadzam, choć szczerze mówiąc ja tego filmu również nie zakwalifikowałabym jako horror. W mojej prywatnej kolekcji jest on w katalogu, który nie ma profesjonalnego odpowiednika gatunku, dlatego nie będę przytaczać. Hmm może thriller? „Eden Lake” ma właśnie taki gatunek na FB, a dla mnie te filmy są w pewnym sensie podobne, choć zdecydowanie FG jest zdecydowanie mocniejszy. Niestety nikt z moich znajomych, po mojej uprzedniej rekomendacji, nie chciał go obejrzeć więc nie miałam z kim o tym podyskutować. Dzięks.