Zacznę banalnym stwierdzeniem, że Francja jest interesującym krajem pod kątem kultury, czy to języka, literatury, filmu (piszę to wbrew sobie, bo kino francuskiego mi nie odpowiada) czy znakomitych dzieł sztuki we wszystkich dziedzinach plastycznych i nie tylko. Ponadto Francja to kraj wyrafinowanego gustu, miłości i wyjątkowego jedzenia. I na tym ostatnim skupia się książka Petera Mayle’a, który jest uważany za najbardziej francuskiego wśród Anglików i najbardziej angielskiego wśród Francuzów.
O jakim elemencie francuskiej kultury będzie mowa w książce poczułam od pierwszej strony. I to nie było czucie duchowe, lecz jak najbardziej fizyczne. Można sobie kpić, że poczułam zapach potraw kuchni francuskiej. Nie wiem, czy to zapach, czy poczucie smaku spowodowało moje burczenie żołądka. Wiem na pewno, że bez względu na to co wpierw do mnie dotarło, opisy jedzenia otoczone osobistymi wrażeniami autora sprawiły, że stałam się okropnie głodna. I wiedziałam, że moje sandwicze z serem, zrobione na szybko, by nie przymrzeć z głodu, nie oddadzą ni 10% smaku potraw, które występują w książce. Streszczając – skręcałam się z głodu czytając Lekcje francuskiego.
Peter Mayle jako Anglik przez długi czas nie wiedział, co to znaczy smakować. Kto zna brytyjskie jedzenie, zrozumie dlaczego. Dlatego też Mayle docenił smak chrupiącego chleba ze świeżym masłem. Wydawałoby się, że to powszednie jedzenie nie może zrobić takie wrażenia smakowe, że uśpione dotąd kubki smakowe stają się nagle uwrażliwione. A na pewno nie jest to jedzenie, dla którego trzeba wybrać się do Francji. Dla Polaka może być dziwne, że spośród całego menu we francuskiej restauracji gość wybiera akurat frytki z rybą, do której podaje się wspomniany chleb z masłem. A tym bardziej, że temu daniu autor poświęca jeden rozdział swojej książki. Ja go rozumiem. A kiedy jeszcze jego opis zwyczajnego dania jest tak apetyczny, że sama robię się głodna, to dobrze, że się pojawił.
Jednakże, dojdźmy do francuskiej kuchni. Autor poświęca osobne rozdziały serom, ślimakom i żabom – tym najbardziej charakterystycznym elementom francuskiej kuchni. I jestem wdzięczna Peterowi Mayle, że opisał, a tym samym oświecił mnie, jak smakują ślimaki i żabie udka (nie ograniczając się do określenia są pyszne czy soczyste) I muszę przyznać, że tu mi znowu ślinka popłynęła. Uwielbiam czosnek, więc jeśli faktycznie powyższe francuskie potrawy mają w sobie smak czosnku to ja je zamawiam.
Ta nie wielka książka Lekcje francuskiego to kwintesencja smaku francuskiej kuchni. Poza analizą potraw, autor przygląda się jej przygotowaniom, a także uczestniczy w festiwalach sera, festynie poświęconym żabom, czy mszy w intencji trufli. Są to na pewno ciekawe doświadczenia i może w tym tkwi powód wyjątkowości sztuki kulinarnej we Francji. Czy w innych krajach też jest obecny taki kult wokół jedzenia?
Polecam z apetytem, bardzo dużym apetytem! Przed lekturą uzbrójcie się w dużą ilość jedzenia, jeśli nie chcecie, aby czytania nie przerywało burczenie żołądka.
Ocena: 4/6
Strasznie nie podoba mi się okładka, z początku nie byłam pewna, czy to będzie harlequin, czy może podręcznik do nauki języka. Jak się okazuje, żadne z tego 🙂 Uwielbiam wszystko, co związane z Francją, więc może i Francję okiem Anglika poznam ? 🙂
Witam! kupię książkę Petera Mayla-Lekcje francuskiego! pilnie poszukuję! proszę o kontakt!
Nie wiem, gdzie możesz tę książkę kupić. Przykro mi, nie mogę pomóc.