Nie wiem, co do tego faktu się przyczyniło, ale kryminał Anny Fryczkowskiej przeczytałam wczoraj wieczorem/w nocy jednym tchem. Jak ją zaczęłam, tak ją skończyłam. Ot, tak. I to nie dlatego, że był infantylny jak romanse, gdzie poza jednym nic w fabule się nie dzieje, więc jakoś tę książkę, analogiczne do czynności wykonywanych przez bohaterów, się przeleci raz a porządnie, bez rozdrabniania się na kilka wieczorów. Gdyż kryminał infantylny nie był, na swój sposób błyskotliwy. Nie była to również powieść, która mnie urzekła po końcówki uszu, zmieniła moje patrzenie na świat i w związku z tym nie mogłam się od niej oderwać. Nie, Starsza pani wnika to najzwyczajniejsza powieść z intrygą, którą po prostu fajnie się czyta, jest napisana przystępnym językiem, niemęczącym oczu nawet w środku nocy.
Niewątpliwym atutem książki są ciekawie wykreowane postaci, które zgrabnie wyłamują się z przypisanych ich kategorii wieku i płci stereotypów. Szczególnie to widać u starszych pań odgrywających główne role w akcji. Bo czego można spodziewać się po starszych paniach, którym wnuki wydoroślały, albo nie miały ich wcale? Jak Fryczkowska pokazuje w swojej książce – bardzo wiele. Babcie to wcale nie są zmierzłe staruszki, które stać i gadać przez kilka godzin pod klatką potrafią, za to w środkach komunikacji pilnie potrzebują miejsca siedzącego. To są błyskotliwe kobietki z wyjątkowo rozwiniętym zmysłem obserwatorskim. Faktem jest, że wiele z nich wykorzystuje obserwacje do plotkowania, ale wśród babć są takie, jak Halina, która zebrane tropy podrzuca swojemu wnukowi – detektywowi. Nie trzeba dodawać, że ów wnuk, Jarosław jest pozbawiony wszelkich umiejętności detektywistycznych, a zajęcie te wybrał z braku innego pomysłu na życie. Kiedy Jarek, zauroczony w lekarce, dostaje od niej, co prawda podkreślone kpiną, pierwsze zlecenie, pojawia się pierwszy trup, a za nim lawina niemniej groźnych przygód łącznie ze spalonymi kotami i rodzinnymi tajemnicami.
W powieści postaci nie mało, aż w pewnym momencie doszło do tego, że zagubiłam się w relacjach między nimi. Perypetie rodzą się jedne z drugich. Jednak tak naprawdę powieść Anny Fryczkowskiej nie grzeszy humorem. W przeciwnym razie Starsza pani wnika zostałaby przeze mnie lepiej oceniona. Niestety, nawet kąciki ust się nie podniosły, (nie licząc okoliczności, normalnego o tej porze, ziewania). Jest to po prostu dobrze napisana książka. Nic więcej.
Ocena: 4/6
Książka przeczytana w ramach trójki e-pik, w kategorii: kryminał napisany kobiecą ręką.
Często ludzie mówią mi, że czytają książke jednym tchem. I tak się zastanawiam… Ksiązka pani Fryczkowskiej ma 440 stron. Czytając 40 stron na godzine zajęło by to 11 godzin. Są tu jakieś specjalne techniki czy coś?
Kto czyta 40 stron w godzinę? Chciałeś chyba powiedzieć w pół godziny. u mnie wychodzi 50 stron (zwykłego formatu książki) na pół godziny, kiedyś potrafiłam 100 str. w ciągu pół godziny, teraz zajmuje mi godzinę, ale to zależy przede wszystkim od rodzaju książki i języka, jakim jest napisana. Czytanie tej książki zajęło mi maksymalnie 2,5h. Nie chodzi o ilość stron, ale o typ książki.
„Przeciętna szybkość czytania dorosłego człowieka kształtuje się na poziomie 180 – 250 słów/minutę[1][2][3] i zwykle zwiększa się w okresie studiowania do nawet 400 słów/minutę, by potem znów osiągnąć przeciętną wartość”
wiki
Strona a4 jak sprawdzałem ma jakies 450 słów, normalna czcionka 12.
Jestem w okresie studiowania, więc się zgadza, bo z tego wynika, że w ciągu minuty człowiek przeczyta 2 str. książki, więc w ciągu godziny ok. 120 stron.
Strona książki jest bliższa formatowi A5.