Dzisiaj po raz siódmy mogę obchodzić Dzień Blogera. Wiem, że z tym świętem wiąże się nominowanie 5 blogów, które szczególnie się ceni. Nigdy tego nie czyniłam i w tym roku to się nie zmieni. Wiem, że na swoim blogu nie mam też listy z linkami do innych blogerów, ale pracuję nad tą zakładką. Problem w tym, że teraz jest moda na zmienianie adresów, przenoszenie się na własne domeny, więc często musiałabym ją edytować. Ale lista blogerów będzie na pewno, tylko nie wiadomo kiedy…
Z tego miejsca wszystkim blogującym oraz obserwującym blogi (bo czytelnicy bloga odgrywają równie ważną rolę w blogosferze) życzę wielu inspiracji, satysfakcji, samorozwoju i wytrwałości. Tak, ja mogę posłużyć za przykład wytrwałości w prowadzeniu bloga, choć wcale nie zakładałam takiego planu, że tyle lat będę w tym siedzieć.
A teraz co bibliomaniaki lubią najbardziej – 2 stosiki.
Stos nr 1 to moje stałe nabytki. Na samej górze fiszki do francuskiego kupione za wyjątkowo niską cenę 20zł na Allegro. Mają mnie zmobilizować to poszerzania słownictwa z tego języka.
Następnie Historia literatury litewskiej pobrana na podaju. Nie wiem, co mnie tknęło, żeby akurat ją sobie zamówić. Może kiedyś mnie zainteresuje.
Potem dwa egzemplarze recenzenckie od Znaku, Kobieta, która spadła z nieba to powieść, z którą związana jest blogerska akcja szpiegowska. Dzisiaj rozwiązałyśmy ostatnie zadanie, najprawdopodobniej za tydzień idziemy na wycieczkę do drukarni. 😉 Ogród wieczornych mgieł to powieść malezyjskiego pisarza, jako że wciąż chcę poszerzać swoje czytelnicze peryferia, egzotyczne pochodzenia autora mnie skusiło.
Ostatnia, Pocztówki prosto z serca to wygrana na blogu Pauliny Szyszki.
Sponsorom serdecznie dziękuję.
Stos nr 2 to pożyczki wyniesione z ostatniego spotkania biblioNETkowego (a propos jutro o 13. w Smakołykach, przy ul. Straszewskiego jest spotkanie krakowskich biblioNETkowiczów, kto jest z Krakowa i jeszcze nie zdecydował się na poznanie naszej wesołej społeczności – zapraszam). Tak jak w lipcu udało mi się wyjść bez książek, tak 2 tygodnie temu biblioNETkowicze postarali się (z nawiązką), abym tego błędu nie powtórzyła. Aż się lękam, co jutro przytargam… Taka asertywna jestem.
Jak widać w stosie dominują powieści historyczne, które okresowo w większości przypadają na dynastię Tudorów. Ponadto Dzieciństwo Jezusa, którego recenzję tłumaczyłam 3 miesiące temu, niestety bez znajomości powieści Coetzeego było to trudne. Olga Tokarczuk to pisarka, którą znać trzeba, po Prawieku… jestem mocno zaintrygowana kolejnymi powieściami. Dłonie Małgorzaty Wardy to świadectwo mojej wierności, czy raczej przyzwyczajenia się do autorki, której powieści już aż tak mnie nie czarują, jak kiedyś. Nie mniej jednak czytam kolejne licząc na to, że znowu któraś mnie tak zauroczy jak Czarodziejka czy Ominąć Paryż. (Gwoli wyjaśnienia, nie uważam, że teraz pani Małgosia pisze książki gorsze – nie, po prostu inne.) A na Nasze szczęśliwe czasy skusiłam się z tego samego powodu co na Ogród wieczornych mgieł. Mianowicie tutaj autor pochodzi z Południowej Korei. O tym „peryferyjnym” czytaniu jeszcze tu napiszę, bo będę chciała, abyście mnie zainspirowali do kolejnych egzotycznych lektur.
Został mi jeden miesiąc wakacji, a ilość książek do przeczytania tylko wzrosła.
W sierpniu:
Przeczytałam: 10 książek (ponad 2 razy mniej niż w lipcu, pomimo, że miałam zdecydowanie mniej zleceń, kilka razy odbywałam dłuższe podróże pociągiem, które sprzyjały czytaniu, jednak praca nad esejem zaliczeniowym zdominowała).
Spośród nich: 3 recenzenckie, 2 wędrujące, 1 z półki, 4 pożyczki.
Dominowała literatura amerykańska, choć do niej należały tylko egzemplarze recenzenckie. Więc w sumie powinnam powiedzieć, że to literatura europejska dominowała.
Bardzo dobrze oceniłam dwie książki: Blondynka Tao. Rajd samochodami przez dżunglę w Malezji Beaty Pawlikowskiej oraz Moja żona wiedźma Andrieja Bielanina. Najniżej, tzn. przeciętnie oceniłam Ciemnorodni Alisona Sinclaira – egzemplarz recenzencki, o którym kompletnie nie wiem co napisać. Powieść fantasy tak nijaka dla mnie, że poza tym, że nie wciągnęła, choć napisana językiem, który powinien pochłaniać czytelnika – nic nie mam do powiedzenia.
Dzisiaj część druga podsumowania realizacji wakacyjnych planów:
– doszlifowanie języków obcych – chyba było gorzej niż w lipcu, kilka razy powtarzałam fiszki z włoskiego, z podręcznika do francuskiego przerobiłam chyba 3 lekcje – marnie, ale od września planuje wcielić sposób Futbolowej może zmobilizuje do pracy
– przetłumaczenie jednej niemieckiej książki i być może tłumaczenie zarobkowe – nie przetłumaczyłam kompletnie nic! 🙁
– praca, a ściślej mówiąc nawiązanie współprac z kolejnymi firmami – w tym miesiącu wykonałam tylko 11 zleceń, w tym 1 zlecenie z nowej firmy, z którą udało mi się nawiązać współpracę, ponadto zaliczyłam pierwsze w swoim życiu szkolenie zawodowe, dzięki czemu w ostatni poniedziałek mogłam zobaczyć rozkopaną stolicę i stadion narodowy ;P
– nadrobienie wpisów na blogach – przez to pisanie pracy, tylko sobie większych zaległości narobiłam
– napisanie zaległej pracy zaliczeniowej – praca napisana, została ostatnia redakcja tekstu, mam nadzieję, że jeszcze dziś wyślę do profesora.
– nadrobienie zaległości filmowych, czyli obejrzeć dużo filmów, w głównej mierze opierając się na albumie 1001 filmów, które musisz zobaczyć. – z albumu obejrzałam 1, co stanowi 33% obejrzanych w lipcu filmów
To został mi ostatni miesiąc na realizację planów, zanim wpakuje się w wir studenckiego i krakowskiego życia, za którym mocno tęsknie!