Podczas ostatniego spotkania ŚBK w księgarni Victoria, kilka osób, m.in. Aleksandra, zastanawiało się nad zakupem książki Julii Stagg, gdyż cena była atrakcyjna, a powieść wydaje się być z gatunku sielankowych i pobudzających apetyt.
Niestety zapały musiałam ostudzić, bo powieść niespecjalnie czaruje ani klimatem francuskiego miasteczka, ani kuchnią (nie pamiętam, czy tam pojawiły się jakieś przepisy, ale chyba nie). Nie ujął mnie też proces (dość pogmatwany ze względu na bunt mieszkańców) aranżacji oberży, choć zwykle wszelkie projektowanie i dekorowanie wnętrz mnie fascynuje.
Nie wiem, czy na mój odbiór lektury wpłynął nie najlepszy dzień, czy książka jest po prostu przeciętna. Natomiast zdecydowanie bardziej poleciłabym Wam Lekcje francuskiego – Petera Mayle’a oraz Miłość, Bóg i kuchnia francuska – Jamesa Twymana. Przy tych tytułach ślinka cieknie i zaraz robisz się głodny/a.
Ocena: 4/6 (sama się teraz zastanawiam, dlaczego oceniłam ją tak wysoko)
Inspiracja: skoro nie pobudza apetytu, to też nie inspiruje.
Możesz obniżyć ocenę, nic nie stoi na przeszkodzie.