Stephen King: To!, Historia Lisey

Kiedy w II semestrze studiów rozpoczęłam zajęcia z popkultury: Kryminał i horror, byłam w pełni podekscytowana z ciekawie zapowiadającymi się lekturami, szczególnie, że już na pierwszych zajęciach wykładowca polecił przeczytać powieść Stephena Kinga To. Do twórczości Kinga mam niejednoznaczne uczucia, gdyż sam mistrz grozy pisze nierówne książki. Lubię grube tomiska, a po wspaniałych doświadczeniach z Dallas ’63 (które jest nie jest horrorem), żyłam w przekonaniu, że długa forma Kingowi wychodzi bardzo dobrze. Jestem świadoma tego, że moje podejście do niektórych lektur jest uwarunkowane dziwnymi kryteriami. W konsekwencji czego pojawiają się rozczarowania, do jakich niestety należała lektura To (czy raczej Tego).

Najprawdopodobniej duży wpływ na odbiór lektury było to, że czytałam ją na akord, bo przeczytanie przeszło tysiąca stron na następny tydzień tego wymagało. Ale będę szczera, gdybym nie miała takiego poczucia obowiązku, to postąpiłabym jak kilka studentek z kursu, po kilkuset stronach rzuciłoby książkę w kąt. Umiejętność budowania napięcia w powieści jest dość ważna, ale też trudna. Zwykle jakaś perypetia szybko rozładuje napięcie, nim czytelnik w ogóle go poczuje. U Kinga sytuacja była odwrotna. Ten ciągły niepokój wykończył mnie już w połowie książki, moja zdolność empatii w tym przypadku się wyczerpała. Autor przesadził. Podobnie przegiął z wątkami z przeszłości. Już pomijając, że połowa czytelników pewnie już się pogubiła w wątkach i ich relacjach przeszłość-teraźniejszość, rzeczywistość-sen/myśli/marzenie, to jeśli sam Stephen King radzi nowym pisarzom, aby usunąć wątki bez których powieść dalej miałaby sens – to dlaczego ta książka nie jest o połowę krótsza, cieńsza?!

Dzięki temu, ponad połowa kursu była poświęcona analizie tej jednej powieści. Nie podzielałam entuzjazmu prowadzącego, ani kilkorga studentów. Jakoś przebrnęłam… Nawet wychodząc naprzeciw kolejnym, niedoszłym lekturom, o jakich mieliśmy rozmawiać, przeczytałam Historię Lisey.

Jest to historia, w której można znaleźć elementy autobiograficzne, bowiem bohaterem jest ceniony pisarz, autor thrillerów i horrorów. Tematem powieści jest dramat rodzinny

i miłość. Lisey jeszcze przed ślubem poznała źródło jego twórczości. Mogę śmiało rzec, że Scott cierpiał na schizofrenię, która udzieliła się jego żonie, zmuszonej stawić czoła demonom Scotta, po jego śmierci. Trudno inaczej klarownie wytłumaczyć porządkowanie dokumentów zmarłego prowadzące do podróży w mroczną przestrzeń Boo`ya Moon, do której za życia uciekał Scott.

Historia Lisey jest bardzo osobistą książką Stephena Kinga. Myślę, że po przeanalizowaniu życia pisarza, można by dostrzec w powieści wiele analogii i wspólnych punktów. Na pewno ta książka wyróżnia się na tle twórczości mistrza grozy.

Oceny:
To – 3/6
Historia Lisey – 4/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *