Weekend z Proustem

W ostatni weekend przeczytałam większość blogowych recenzji W stronę Swanna, które zasadniczo mówiły o dwóch rzeczach, można rzec, że wzajemnie się wykluczających. Po pierwsze, że jest to książka trudna w odbiorze, nie jest dla każdego, a dla większości wręcz nie do przejścia, odkładana po kilku, kilkunastu stronach. Po drugie większość blogerów zachwycała się tą książką. No więc jak? Blogerzy to tacy wyrafinowani czytelnicy?
Przeczytanie Prousta było u mnie kwestią czasu, w końcu skoro sam Ulisses, uznany powszechnie za najtrudniejszą lekturę, mnie zachwycił i czerpałam prawdziwą przyjemność z lektury, W poszukiwaniu straconego czasu nie powinno być dla mnie jakoś specjalnie uciążliwe. Ale inna jest lektura „dla siebie” a inna „z przymusu”, choć i ten przymus w pewnym stopniu był dobrowolny.
Otóż, załatwiłam się tym Proustem. Nie było czasu na rozsmakowanie się w jego plastycznych i obszernych opisach kolacji u państwa Verdurin czy słynnego spożywania magdalenki, która staje się portalem do wspomnień z dzieciństwa głównego bohatera. Zachwycił mnie początek:
„Człowiek, który śpi, trzyma w sobie krąg siebie nić godzin, porządek lat i światów. Radzi się ich instynktownie, budząc się i odczytuje z nich w jednej sekundzie punkt ziemi, w którym się znajduje, czas, który upłynął aż do jego przebudzenia się”;
i koniec:
„zrozumieć nonsens, jakim jest szukać w realnym świecie obrazów pamięci: zawsze będzie im brakowało czaru, którego użycza sama pamięć i to że ich nie poznajemy przez zmysły. Rzeczywistość, którą znałem — nie istniała już. Wystarczało, że pani Swann nie zjawiła się zupełnie taka sama, w tej samej chwili, aby aleja stała się inna. Miejsca, któreśmy znali, należą nie tylko do świata przestrzeni, w który wstawiamy je dla większej wygody. Były one jedynie cienką warstwą pośród ciągłości wrażeń, tworzących nasze ówczesne życie; wspomnienie jakiegoś obrazu jest jedynie żalem za pewną chwilą; i domy, drogi, aleje są ulotne, niestety, jak lata.”

I jeszcze to, co oddaje mój stan niemal każdego ranka:
„Ciało moje, zbyt odrętwiałe, aby się poruszyć, siliło się wedle form własnego zmęczenia odczytać pozycję swoich członków, aby z nich wywnioskować o kierunku ściany, o położeniu mebli, aby odtworzyć i nazwać mieszkanie, w którym się znajdowało”*.

Spodziewałam się książki pełnej fragmentów wartych cytowania.

Środek mnie rozczarował. Był dla mnie kompilacją Balzaca, Tołstoja, Dickensa i Prusa. „Miłość Swanna” to kolejna kiepska historia irracjonalnego mężczyzny, który zakochuje się w niewłaściwej kobiecie. Przyznam się, że w tym momencie byłam mocno zniesmaczona pospolitością tej historii. Zaczęłam na nią patrzeć inaczej, kiedy na zajęciach zadano pytanie o konstrukcję relacji Swanna i Odety. Ona go podrywa, on ją odpycha, bo nie jest w jego typie, on się zakochuje, ona go odpycha, ona znowu go kokietuje, on uświadamia, że nie jest w jego typie, że nie chce jej kochać, a zarazem boi się, że ją przestanie kochać, ostatecznie biorą ślub (dlaczego i jak – nie wiadomo). Tak zachowują się partnerzy w rumbie. I to przełożenie relacji na taniec sprawiło, że trochę łagodniej patrzę na tę relację, na której skupia się kiepski film z (za przeproszeniem z obleśną obsadą) 1987 roku. W końcu nie kończy się ona oczekiwanym samobójstwem.

„Życie człowieka jest strumieniem przeżyć i czynów” [Bergson]
Trudno mówić o twórczości Prousta nie mówiąc o pamięci i czasie, zwłaszcza ten drugi zdaje się być najistotniejszym bohaterem cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”. „Czysta teraźniejszość to nieuchwytny postęp przeszłości pożerający przyszłość. W rzeczywistości wszelkie doznania są wspomnieniami.” [Bergson] I tak się zastanawiam, czy ten Proust, który z powodu choroby i niechęci do ludzi siedział zamknięty w czterech zakorkowanych ścianach, skąd niewiele dowiadywał się o świecie, mógł napisać inną książkę niż autobiografię? Czy jego biografią nie było pisanie i życie bohaterów jego wieloczęściowego dzieła? Czy bohaterom, choćby narratorowi, będącemu poniekąd sobowtórem pisarza, nadawał prawdziwe własne wspomnienia, czy ich wspomnienia zaczęły stawać się jego samymi?

Pozwolę sobie darować Wam freudowskie refleksje na temat pragnień bohaterów, bo jak wiele osób już zauważyło, takie spojrzenie odbiera urok lektury proustowskiego języka. Zresztą wszyscy dobrze wiemy, o co (może) chodzi(ć) Freudowi.

Komuś jeszcze magdalenki?

*Wszystkie cytaty pochodzą z „W stronę Swanna”, przeł. Tadeusz Boy-Żeleński, Kolekcja Gazety Wyborczej, 2004.

1 thought on “Weekend z Proustem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *