Najnowsza powieść Wita Szostaka Sto dni bez słońca budzi ambiwalentne uczucia wśród czytelników. Część z nich podsumowuje książkę jako zabawną i satyryczną, inni zaś twierdzą, że historia Lesława Srebronia, który (nie)przypadkiem trafia na irlandzką wyspę Finnegany, jest smutna, a sam bohater irytujący. Wszak powieść ma formę pamiętnika i trudno uwolnić się od głównego bohatera, z perspektywy którego spoglądamy na niewielką uczelnię gromadzącą humanistów prowadzących nietypowe, zwłaszcza dla dzisiejszej nauki, badania.
Główny bohater, który jest doktorem krakowskiej polonistyki, na jeden semestr przyjeżdża na wymianę na uczelnię St. Bernand College umiejscowionej z dala od cywilizacji, gdzie ma prowadzić zajęcia i swoje badania nad twórczością nikomu nieznanego pisarza fantastyki Filipa Włócznika. Lesław Srebroń zdaje się nie dostrzegać większych różnic między Oxfordem czy Harvardem, gdzie planował jechać, a uczelnią, do której ostatecznie został wysłany. Dla niego St. Bernand College jest miejscem, gdzie nauka żyje, a tutejsze środowisko akademickie jest ogniwem rozwoju dzisiejszej humanistyki.
Nietypowy projekt badawczy doktora Srebronia nieszczególnie się wyróżnia na tle zainteresowań pozostałych członków akademii. Nazwisko Filipa Włócznika, obiektu zainteresowań Lesława, jest jasnym odwołaniem się do polskiego cyklu powieści, kojarzonego nawet przez tych, co fantastyką się nie interesują, a którego autor przez fandom jest najchętniej krytykowany. Pojawiające się w pamiętniku streszczenia powieści Włócznika są nie tylko nawiązaniami do innych książek fantasy, a także ich celem przede wszystkim jest pokazanie stanu dzisiejszej literatury, zapewne nie tylko fantastycznej i nie tylko rodzimej. Po postmodernizmie głoszącym m.in. kryzys literatury, którego dziełami były owoce eksperymentów językowych i formalnych, wydaje się, że literaturoznawcy mają problem z rozpoznaniem dobrej literatury. To co niezrozumiałe bezpieczniej jest uznać za nowatorskie, a co za tym idzie wybitne. Zatem ukryte w nazwie irlandzkiego archipelagu odwołanie do Joyce nie jest przypadkowe.
Można iść dalej i zapoznając się z pracami naukowymi pozostałych członków akademii, jak chociażby Sadhbh O’Sullivan zajmującej się praktycznymi badaniami życia seksualnego pracowników i studentów uczelni czy Jadranki Vidović rozwodzącej się nad motywami winorośli w prozie bałkańskiej – można stwierdzić, że kryzys dotknął także całej humanistyki, a paradoksalnie nie dosięgnął świadomości społeczności archipelagu Finneganów. Czy zatem to miejsce gromadzi naukowców, dla których nie ma miejsca w postępującej zachodniej cywilizacji? Można przypuszczać, że Wit Szostak kreując je, nie tylko stworzył karykaturę humanistyki, która wydaje się tu być zjawiskiem stanowiącym przeszkodę dla rozwoju cywilizacji. Autor subtelnie pokazuje, gdzie jest miejsce błędnych rycerzy.
Donkiszoteria jest najbardziej widoczna u Lesława Srebronia, którego cechuje kierowanie się własnymi zasadami i ideałami niedostosowanymi do realiów, w jakich przyszło mu żyć, niemalejąca wiara w siebie oraz mniemanie o swojej wyższości nad kolegami akademickiej kadry. Brak autokrytycyzmu, bezpiecznego dystansu i zaufania do innych jest zasadniczą przyczyną katastrofy, do której zmierza niczego nieświadom krakowski polonista. I to chyba jest najbardziej męczące w Stu dniach bez słońca – konieczność obserwowania powieściowej rzeczywistości z perspektywy najmniej, z obecnych u Szostaka postaci, racjonalnego i godnego zaufania bohatera, bo już na początku swojej kroniki, kiedy zapewnia o prawdziwości opisywanych zdarzeń, chwilę później temu zaprzecza. Uciążliwe jest przedzieranie się przez jego nadinterpretacje prozy Włócznika, wzniosłe cele, jak ratowanie kultury Zachodu (w jego wykonaniu to walka z wiatrakami), i pełne poświęcenia czyny, w poczet których zaliczyć można miłosierny seks ze starą i osamotnioną gospodynią. Mimo to, w pewnym momencie zaczynamy się oddzielać od myśli narratora i dostrzegać, jaki stosunek do niego mają jego koledzy i koleżanki. Oni jednak nie zdają sobie sprawy z tego, jak daleko jest posunięta naiwność Lesława. Nie spodziewają się, że szepty wokół osoby dziekana zostaną potraktowane poważnie i dowcip zostanie przekształcony w heroiczną misję, której podjęcie się wymaga odwagi i silnego poczucia niezależności, czym bez wątpienia cechuje się jedyny fan Filipa Włócznika.
Sto dni bez słońca to pamiętnik człowieka, który opisując swoje doświadczenia podczas wymiany, próbuje nie tylko zdefiniować tożsamość i powołanie akademickiego humanisty. Jego nadzieje na rozwój intelektualny w międzynarodowym gronie i krzewienie wśród studentów wartości ocalających kulturę Zachodu nie zostały spełnione. Zatem krótkie zapiski Srebronia omawiające i pozornie porządkujące poszczególne elementy obrazu Finneganów służą też poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: co przyczyniło się do klęski bohatera. Wnioski, do jakich dochodzi Srebroń, są zatrważające. Szostak wyśmiewa zapatrzonych w siebie wykładowców przekonanych o swojej nieomylności oraz próbujących przekonać studentów do swoich zainteresowań, by nie rzec dosadniej: obsesji naukowych, w których dokonania merytorycznie nie są tak istotnym osiągnięciem, jak ich autorom się wydaje.
Ponoć przy zachowaniu obojętności wobec dalszych losów narratora powieść Szostaka jest odczytywana jako wyrazisty dowcip o akademickim środowisku i wszystkim co ma tworzyć kulturę przez duże K. Dla mnie jednak jest to dramatyczna historia człowieka, którego nie stać na autorefleksję, samokrytycyzm i trzeźwą ocenę rzeczywistości, nawet w momencie, kiedy reszta świata od niego się odwraca i klarowne jest, że na tę obojętność, a w ostateczności i wygnanie ze społeczności sam sobie zapracował. Jeszcze bardziej przykry jest fakt, że takie jednostki jak Lesław Srebroń, skazane tylko na samotność, której nie da się uniknąć przez przybranie lokalnej maski choćby w postaci tweedowej marynarki i kaszkietu, istnieją naprawdę. To osoby, które nie chcą uznać świata takiego jaki jest i uciekają w wyimaginowaną krainę, gdzie prawdziwy obraz rzeczywistości miesza się przekłamaniami wykreowanymi przez umysł, dokładnie tak jak w Stu dniach bez słońca. Zastanawia mnie jeszcze jedno, czy Srebroń idealizował świat, czy przez deklarację, że to co pisze jest kłamstwem, chciał zachować twarz jako satyryk?
Właśnie się zastanawiałam, czy sięgnąć po tą książkę. Twoja recenzja mnie zaciekawiła, więc pewnie się skuszę 🙂