Premiera 15 maja!
Stosunkowo niedawno stwierdziłam, że trudno jest trafić na dobry polski komiks. Z tymi, które dotąd czytałam, miałam problem z przesadnie wulgarnymi dialogami albo z kreską, która mnie raziła i nie pozwalała skoncentrować się na ilustracji. Ponadto zauważyłam problem z konstruowaniem fabuły, która najzwyczajniej świecie mnie nudzi albo wydaje się niedopracowana.
Komiks Nie przebaczaj zrobił na mnie spore wrażenie. Zachwyca łagodną kreską wypełnioną akwarelowymi plamami wielu odcieni szarości stosowanymi zgodnie z zasadami perspektywy powietrznej (malarskiej). Dzieło Marianny Strychowskiej ogląda się z prawdziwą fascynacją. I jestem pełna podziwu dla jej talentu, na tak piękne ujęcie zła.
Duże wrażenie zrobiła na mnie też przedstawiona historia osadzona w okresie dwudziestolecia międzywojennego w Polsce i na Ukrainie. I choć czytałam opinie, że to nie jest komiks historyczny, bo wydarzenia historyczne są jedynie punktem wyjścia dla fikcyjnej opowieści – ale jak inaczej określić komiks, którego akcja rozgrywa się w przeszłości?
Opowieść zaczyna się od powrotu Eustachego, weterana Wielkiej Wojny do rodziny i domu. Podejmuje próbę ułożenia szczęśliwego i spokojnego życia, ale wiadomo, żołnierzom trudno odciąć się od obrazów wojennych, które prześladują w koszmarach sennych. Ponadto niepewna sytuacja finansowa i społeczna sprawiają, że bohaterowie wyjeżdżają do majątku rodzinnego umiejscowionego na Ukrainie. Tam wiodą stabilne życie, póki ich dom nie odwiedza bezlitosny Łazar brutalnie zarzynający Eustachego. Ta sytuacja zmusza ciężarną Marię i jej syna Tadeusza do ucieczki. Schronienie znajdują w domu płatnej miłości, jednak jest ono tymczasowe, bo można się spodziewać, że prędzej czy później Łazar ich odnajdzie i dokończy krwawą jatkę…
Jestem nieco rozczarowana rozwinięciem historii, o ile początek był świetnie skonstruowany, bo zostaje zachowana harmonia między traumatycznymi doświadczeniami, a pozornymi obrazami spokoju i szczęścia, które bezpowrotnie zostały zniszczone wraz z zabójstwem Eustachego. Później ilość wydarzeń o tak skrajnym nacechowaniu emocjonalnym zaczyna mnie przytłaczać. Szukanie schronienia, konieczność dorośnięcia Tadeusza, który staje się głową rodziny odpowiedzialną za matkę pogrążoną w melancholii i później nowo narodzoną siostrzyczkę, oraz zmagania z niezbyt przyjazną właścicielką domu publicznego przeplatają się z chwilami szczęścia narodzin siostry i doświadczeń miłosnych z jedną z prostytutek – do tego momentu fabuła jeszcze wydaje mi się być przemyślana. Ale potem się pogubiłam albo raczej zaczęłam odnosić wrażenie, że autorowi bardzo zależy na szybkim i brutalnym zakończeniu historii i serwuje ją w postaci bardzo dynamicznej i krwawej akcji, nie pozostawiającej po sobie właściwie żadnej puenty. Po co to? Wystarczyłby ten jeden cios widoczny na okładce, który wyda się jeszcze straszniejszy, kiedy uświadomimy sobie, że to ręka skrzypka… To wystarczające, by mieć pewność, że nie ma tu miejsca na przebaczenie. Tadeusz nie odpuści i będzie chciał pomścić śmierć rodziców i odebrany mu talent. Czy będzie miał taką możliwość?
Jest to dobry komiks, który dał mi nadzieję, że w Polsce gdzieś są i powstają komiksy, których fabuła wzmocniona dobrą warstwą rysunkową (choć tu pokusiłabym się o określenie – malarska), potrafi zaskoczyć, szokować i przede wszystkim zachować ślad w pamięci na dłużej.