ŚBK: Gadżety, bez których nie wyobrażam sobie życia

Rozmyślając nad rzeczami materialnymi, bez których nie wyobrażam sobie życia, innymi słowy, jestem od nich uzależniona, zastanawiałam się, które z nich mogę uznać za gadżety. Na przykład krem do rąk w tej kategorii raczej odpada… Ostatecznie wybrałam cztery aktualnie najważniejsze dla mnie gadżety.

Tablet

Od tego sprzętu jestem tak uzależniona, że prędzej  wyjdę bez telefonu na cały dzień niż bez tabletu (i to nie dlatego, że on również ma funkcję dzwoniącą). Przyczyna jest prosta – mam tam stały dostęp do internetu, dzięki czemu mogę na bieżąco sprawdzać pocztę (pisałam już kiedyś, że ta forma komunikacji dominuje u mnie nad rozmowami telefonicznymi i smsami) i odpowiadać na ciekawe zlecenia (można to łączyć z pracoholizmem, bo w ten sposób jestem cały czas „w pracy”). Pominę oczywisty fakt, że jest to niezbędnik studenta na nudnych zajęciach. Na moim roku zapoczątkowałam modę na tablety, w drugim semestrze co druga osoba miała już własny sprzęt do odczytywania plików z zadanymi lekturami (oficjalnie) i grania (praktycznie). Skutkiem uzależnienia jest to, że nie mogę znaleźć wolnych dwóch tygodni na oddanie sprzętu do naprawy, bo działa już naprawdę źle.

Słuchawki

Nie do końca jest prawdą, że wyjście bez komórki jest dla mnie łatwe. Jej najważniejszą funkcją jest odtwarzanie muzyki (na tablecie szkoda mi baterii i jest kiepska głośność). Samotne wyjście gdziekolwiek bez grającej muzyki w uszach wydaje się nudne, stąd przeżywam męki, kiedy zapominam słuchawek albo co gorsza się zepsują. Tfu, tfu oryginalne dołączane do telefonu długo się trzymają (od poprzedniego telefonu działały 1,5 roku), dlatego mam nadzieję, że na jakiś czas mam teraz spokój (potem kupuję za dychę w supermarkecie, ale jakość dźwięku i wytrzymałość zmusza do robienia częstych zakupów). Co ważne, nie toleruje dużych słuchawek, które nie są wkładane do uszu i zakończone zwykłym plastikiem (silikonowe i gąbczaste nakładki mnie denerwują, bo wypadają). Chodzenie z wielką aparaturą na głowie nigdy mnie nie kręciło i nie pasowało do mojego (eleganckiego) wizerunku.

Kalendarz

Od tej książki jestem uzależniona od szóstej klasy podstawówki, kiedy dostałam niepozorny notesik Stabilo. Na stronie z kalendarzem notowałam spotkania i wizyty, na stronie z notesem zapisywałam wszystkie sprawdziany i kartkówki oraz materiały, które trzeba przynieść na plastykę. W gimnazjum miałam dwa szkolne kalendarze z Kubusiem Puchatkiem, w ostatniej klasie wystarczył mi kalendarz dołączony do Victora Gimnazjalisty. W liceum chciałam wypaść bardziej dojrzale i zaczęłam kupować grubszy kalendarz szkolny Quo Vadis, który spełniał całkowicie moje potrzeby. Kupuję go do teraz, choć nie podoba mi się to, że ostatnim roku wzorem pozostałych kalendarzy zamieścił cały weekend na jednej stronie (czas, w jakim zwykle najwięcej pracuję). Zapisuje w nim praktycznie wszystko, począwszy od spotkań i miejsc do odwiedzenia w górnej (godzinowej) części strony, przez listę zadań/lektur na zajęcia czy zakupów, aż po spontaniczne rozpiski co danego dnia mam jeszcze zrobić czy notatki do raportów. Wciąż mnie ciekawi, do jakiego wniosku doszliby detektywi, gdyby na podstawie moich zapisków próbowali znaleźć jakiś trop śledczy.

PS, Muszę przyznać, że ostatnio obok kalendarza zaczęłam nosić ze sobą notes, w którym zapisuje wszelkie kreatywne (bezczasowe) pomysły i tropy.

Okulary przeciwsłoneczne

To moje najnowsze (i sezonowe) uzależnienie, które pojawiło się (albo powróciło) wraz z przejściem na soczewki. Nie wiem, czy to przez dziurę ozonową, czy przez starzejące się oczy, czy może krakowski smog, w każdym razie moją odporność na światło słoneczne jest coraz mniejsza, tak że okulary zdarza mi się zakładać nawet w (wydawałoby się) pochmurne dni. Poza funkcją ochronną (umowną w przypadku okularów za kilkanaście złotych, przyznajmy) pełnią dekoratorską rolę opaski do włosów. (Niestety, nie każde do tej roli się nadają, ostatnio kupiłam takie, które na głowie długo się nie trzymają).

A jakie są Wasze ulubione przedmioty i narzędzia, które towarzyszą Wam na co dzień?

8 thoughts on “ŚBK: Gadżety, bez których nie wyobrażam sobie życia

  1. U mnie będzie to komórka. Przede wszystkim dlatego, że spełnia dla mnie taką funkcję jak tablet dla Ciebie – net, mail, organizer. Do tego muzyka, fiszki, gry itd.

    Kalendarz też lubię, ale trzymam w domu, bo i tak tutaj spędzam czas 😉

    1. Tablet u mnie wygrywa wielkością ekranu (choć i tak np. pisanie recenzji czy większych rzeczy nie wchodzi w grę, wolę duży ekran laptopa) i dostępem do netu, w telefonie jestem zależna od wifi, choć pod kątem sprawności działania to coraz bardziej przekonuje się do telefonu, zwłaszcza jeśli chodzi o wrzucanie zdjęć bezpośrednio z aparatu. 🙂

      Bez kalendarza się nie ruszam, potrafię w nim pół zajęć przesiedzieć. 😉

  2. Zastanawiałam się jakiś czas temu nad tabletem, ale przecież w telefonie to samo wszystko 😀 Zmieniłam zdanie i teraz zastanawiam się nad czytnikiem ebooków 😀

    Jak nie wychodzę bez telefonu, książki, portfela i kluczy 😀

  3. w kwestii słuchawek zdecydowanie odradzam dokanałowe. Po pierwsze ze względóq higienicznych – idealne warunki do rozwoju bakterii w zamkniętym przewodzie słuchowym naraża nas na ryzyko infekcji, po drugie kwestia wygody, po trzecie niebezpieczeństwo związane z całkowitą izolacją od dźwięków otoczenia, szczególnie na ulicy. Ponadto bliskość słuchawki i błony bębenkowej naraża słuch na dużo większe ataki ciśnienia głośnych dźwięków, przek którymi ucho nie może się bronić. Przy innych słuchawkach te uderzenia ciśnienia dźwięku są kompensowane przez większą objętość powietrza między nimi. To już z dwojga złego lepiej używać słuchawek dousznych, choć najlepsze będą nauszne lub wokółuszne (i największe).
    Polecam Ci słuchawki Sennheiser model PX100-II, po nich nic już nie będzie brzmieć lepiej (w tym przedziale cenowym oczywiście, o słuchawkach za kilkadziesiąt złotych nie wspominając, bo to dramat na miarę Szekspira).

    1. Czym się różnią słuchawki douszne od kanałowych? Google pokazuje w obu przypadkach te same znienawidzone przeze mnie słuchawki z silikonem wymiennym wkładanym do ucha, co u mnie za chiny się nie trzyma. Nauszne i wokółuszne są również niewygodne (i nie będą się też u mnie trzymać), ciężkie i mało dyskretne. I nie znam słuchawek ani stoperów, które wiązałyby się z całkowitą izolacją od dźwięków otoczenia – o czym, zwłaszcza w nocy, marzę. Zawsze słyszę jeszcze inne dźwięki, ale to chyba jest typowy problem niedosłyszących, którzy musieli nauczyć się słyszećy mimo przeszkód.

  4. Słuchawki dokanałowe to te, które wchodzą najgłębiej do ucha i są zakończone silikonowymi nakładkami. Dna mnie – najmniej wygodne, o ich wadach piwałem wcześniej. Douszne to te czerwone jakie są na zdjęciu pod tytułem tego wpisu – mają albo dziurki, albo metalową siateczkę albo gąbkę i również są małe, ale nie wtykamy ich aż tak głęboko (dlatego czasem wypadają).
    Słuchawki nausznie nie muszą być duże ani problematyczne w używaniu, to kewstia przyzwyczajenia.
    Ze standardowych słuchawek dołączanych do odtwarzaczy mp3, telefonów, z zestawów słuchawkowych nigdy nie uzyskasz odpowiedniej jakości dźwięku, niezależnie od tego czy są to słuchawki od ajfona 5 czy galaxy 6. One wszystkie kosztują jakieś 3zł. Ich wspólną wadą jest nienaturalne brzmienie – brak basu to norma, w końcu z tak małego przetwornika nie można go wystarczająco dużo uzyskać. Kolejnym odstępstwem od neutralności jest nadmierna ekspozycja któregoś z zakresów częstotliwości, najczęściej wysokich (tzw. krew z uszu) albo średnich tonów (brzmienie telefoniczne), rzadziej osłabienie któregoś pasma częstotliwości. Kolejnym problemem są zniekształcenia o obecności których można przekonać się porównując brzmienie z innymi, lepszymi słuchawkami lub chociażby dźwiękiem w dobrym kinie (nie, nie domowym 🙂 )
    Żeby słuchawki grały równo w całym zakresie częstotliwości, ich membrany muszą mieć odpowiednią średnicę (choć to nie zawsze wystarczy – mimo wszystko to wyrób dość zaawansowany technologicznie i maetriałowo), stąd takie „pchełki” na ogół są dalekie od ideału – tu niestety nie mogę nic polecić bo po prostu nigdy nie testuję tego typu słuchawek.
    Jeśli słuchawki mają izolować od hałasu z zewnątrz to muszą mieć konstrukcję zamkniętą (w przeciwieństwie do otwartych, np. wspomnianych PX-ów). Budowa będzie podana albo w instrukcji, albo na opakowaniu. W zależności od tego, do czego nam mają służyć słuchawki i gdzie chcemy słuchać, czy wskazane jest choćby częściowe przenikanie dzwięków z otoczenia (bezpieczeństwo!) czy nie, decydujemy się na określony typ. A i tak słuchawek dobrze jest mieć więcej, kilka par (3-4), np na spacer, do pociągu, do audiobooków, do słuchania w domu. Najlepiej wziąć swój telefon / odtwarzacz mp3 z ulubionymi utworami – koniecznie dobrej jakości, mp3 128 kbps to nieco za mało, udać się do centrum handlowego typu Saturn czy inne MM, gdzie ze spokojem w ciągu 1-2h możemy przetestować np 60 typów słuchawek w interesującym nas zakresie cenowym. Z tym że rzadko trafiają się sensowne słuchawki za mniej niż 100 zł ale do 200zł coś już można wybrać (Koss, Sony, Sennheiser, Panasonic, Creative; odradzam Skoolcandy). Modele do zastanowienia to np, Koss UR40 i 60, Creative Auruvana Live, Philips SHP5400/01, wspomniane Sennheisery PX-100 II, chociaż zdaję sobie sprawę, że mogą okazać się za duże. Ale dobór słuchawek to bardzo indywidualna sprawa, najważniejsze żeby nie zatrzymywać się przy najtańszych z najniższej półci – wybór jest ogromny a oferowana jakość przy rozsądnej cenie jest naprawdę satysfakcjonująca i w zasięgu każdego portfela, trzeba tylko oddzielić ziarna od plew (a tych jest niestety bardzo dużo).

  5. Nie ma słuchawek całkowicie izolujących od otoczenia. I Sennheiser, i Bose robią słuchawki z aktywnym tłumieniem odgłosów otoczenia. Komfort ich użytkowania jest niezwykły ale ceny zaczynają się chyba od 700zł wzwyż.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *