Szymona Majewskiego przedstawiać nie trzeba, choć odnoszę wrażenie, że odkąd jego program telewizyjny zakończył emisję, zrobiło się o nim ciszej. A może tylko tak mi się wydaje. W każdym razie Majewski napisał kolejną książkę. Dla przypomnienia, pierwsza była autobiograficzna: Showman, czyli spowiedź świra. Druga też jest autobiograficzna, jednak dotyczy nie jego kariery zawodowej, ale życia małżeńskiego. Małżeństwo nie jest sprawą łatwą, zwłaszcza, że jest ono związkiem dwóch różnie funkcjonujących organizmów. Różnice te wynikają nie tylko z samego faktu, że każdy człowiek jest inny, ale też z pewnego zestawu cech charakterystycznych dla danej płci.
Życie w pożyciu jest zbiorem felietonów o wiecznie narzekającej żonie i mężu, który nie potrafi sprostać oczekiwaniom tej pierwszej. Nie wiem, czy chciałabym zostać tak przedstawiona przez męża. Z drugiej strony z obrazu ich małżeńskim relacji wynika, że Szymon Majewski jest pantoflarzem. Urzeka mnie jego miłość i wierność wobec żony, ale równocześnie zastanawiam, dlaczego toleruje takie fochy z jej strony? Zdaję sobie sprawę z tego, że pewne dialogi są przerysowane (bo są, prawda?), ale mimo wszystko ukazują one tak męczący obraz małżeństwa, iż stwierdzam, że albo ja byłabym za dobrą żoną, albo… nigdy się o tym nie przekonam, bo wszyscy mężczyźni po lekturze tej książki w życiu nie zdecydują się na taki związek z kobietą.
Mimo pewnej potworności wyłaniającej się z tych felietonów, Szymon Majewski kupił mnie sposobem opowiadania i komentowania. Te teksty czyta się rewelacyjnie, a ja śmiałam się prawie przy każdym felietonie, ponieważ są błyskotliwe i zaskakująco celnie trafiają w (często) stereotypowe wizerunki współczesnych kobiet. Najbardziej spodobał mi się tekst dotyczący kosmetyków kobiety BioNawilż mnie. Najchętniej przytoczyłabym tu całe trzy strony, ale ograniczę się do jednego akapitu:
A może postępująca petrochemizacja życia intymnego ma swoje dobre strony. Jakie? To proste, to nic, że twoja kochanka już nie smakuje jak dawniej, ale możesz oczekiwać, że po tak częstym kontakcie z powyższym substancjami twoje usta nie będą miały rozstępów i nie pojawi się na nich pomarańczowa skórka. Będą cudownie ściągnięte kremem ściągającym i bosko zretinolowane. (…) Takie sceny będą na porządku dziennym:
(…) szef: „Zamknij się!”.
Ty: „Tak.” (Udało się wypełnić ten rozkaz tak sprawnie, gdyż żona dopiero co nabyła krem zamykający naczynka do cery suchej). [s.22]
Sądzę, że wiele związków znajdzie w felietonach Majewskiego obrazy z własnego życia i pocieszy się faktem, że nie tylko oni tak mają. Natomiast ci co w związkach nie byli i nie są, być może przerażą się rzeczywistością tych relacji, ale również będą się świetnie bawić podczas lektury.
Na koniec wspomnę o zastrzeżeniu, które pojawiło się zaraz, kiedy przejrzałam egzemplarz i nieco uprzedziło mnie do książki. Ma ona ok. 200 stron, jednak sam tekst pozbawiony dekoracyjnych wzorków, wyróżnionych (i powtórzonych) cytatów oraz licznych zdjęć samego Majewskiego, stanowi maksymalnie 1/3 książki, wydrukowanej na papierze kredowym. Wiem, że takie wydanie zachęci raczej tylko ludzi nieczytających zbyt wiele, innych odrzuci. Jednak mimo wszystko nie zrażajcie się, bo felietony są naprawdę świetnie napisane.
Też mi się wydaje, że zrobiło się o nim ciszej. Chociaż od kilku lat jestem daleko od telewizji. Nie interesuję się też bardzo plotkami, ale z tego, co do mnie dotarło, byłam przekonana, że jego małżeństwo jest idealne! Mimo wszystko chętnie bym przeczytała tę książkę, choćby na zasadzie „jaką żoną nie być”, ale mała ilość tekstu nie zachęca mnie do zakupu…
To nie rzecz w tym, że jest mało tekstu, bo felietonów jest kilkanaście. Nie podoba mi się takie rozdmuchiwanie objętości książki dekoracjami i obrazkami, jak to w książkach dla dzieci bywa.
Spróbuj ewentualnie pożyczyć książkę 🙂 Jakbyś była z moich okolic, to mogłabym pomóc.
Oj, nie, Warszawa, zupełnie gdzieś indziej. Spróbuję poszukać w bibliotekach. 🙂
Podobały mi się te felietony i zupełnie mi nie przeszkadzały fotografie, wprost przeciwnie 🙂