Tańczymy już tylko w Zaduszki – Maria Hawranek, Szymon Opryszek

Tańczymy już tylko w Zaduszki

Premiera 2 marca!

Reportaż to gatunek, który był moim czytelniczym odkryciem zeszłego roku. Historie, jakie kryją się w tego rodzaju literatury, są tak fascynujące, przez to że prawdziwe, i nowe, bo dotyczą regionów świata mało mi znanych – że czasami łapie się na tym, że mogłabym pół mojego księgozbioru gatunków fikcyjnych wymienić na reportaże. Bo jestem głodna wiedzy, a moje kulturoznawcze zainteresowania zaczęły wychodzić poza obręb relacji między literaturą, filmem i sztuką. Chęć poznania innych kultur i pewnych zjawisk na świecie jeszcze nie jest na tyle silna, by udać się w podróż (albo mówiąc wprost, to nie jest jeszcze czynność, której byłabym gotowa sama się podjąć) – dlatego dobrze, że jest jeszcze literatura pozwalająca poczuć namiastkę wypraw.

Tańczymy tylko w Zaduszki to zbiór reportaży, które zgodnie z deklaracją autorów przedstawiają kraje Ameryki Łacińskiej ze strony mniej znanej. To „mniej znane” przejawia się nie tylko dotarciem do małych miasteczek, o których istnieniu nie słyszeli nawet mieszkańcy kraju. Ciekawa jest problematyka, która głównie zajmuje daną społeczność lokalną. Np. pierwszy rozdział dotyczący mieszkańców Antioquii (Kolumbia) mówi o badaniach nad Alzheimerem, o lęku wielu rodzin przed dziedziczeniem paisa, czyli mutacji genu odpowiadającego za rozwój tej choroby.

Z kolei reportaż poświęcony Boliwii skupia się wokół dramatycznych wydarzeń w kolonii Manitoba, w wyniku których kobiety (w wieku od kilku do 65 lat) były regularnie gwałcone niemal każdej nocy. Grupa ośmiu mężczyzn kupowała u pewnego weterynarza środek chemiczny, który usypiał całe rodziny w domu. Następnie zabierali się za matkę, potem córki… Budziły się w potarganych ubraniach, ubłocone. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło, część uznawało to za robotę demonów, które pojawiają się w wyniku cielesnych żądzy u ofiar. Wiele lat po wykryciu i pojmaniu sprawców, ofiary nadal montują kraty w oknach, by zabezpieczyć się przed kolejną krzywdą.

Najbardziej poruszył mnie rozdział o świnkach morskich, gdyż to moje najulubieńsze zwierzątka, nad którymi mogę się rozczulać godzinami. Wiedziałam, że w Peru te urocze gryzonie lądują na talerzu. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że to aż tak ważne hodowlane zwierzę jak u nas świnia czy krowa, że posiadanie parki gryzoni zapewnia źródło dochodów rodzinie, ponieważ zwierzaki szybko się rozmnażają. Nie miałabym nic przeciwko przejęciu zwyczaju otrzymywania w prezencie ślubnym pary świnek morskich, gdyby nie ich przeznaczenie. A przy okazji dowiedziałam się, że wraz z psem Czeczenko w kosmos poleciała także świnka morska, żaba i mysz. Czemu mówi się tylko o tym pierwszym?

Obszerna bibliografia zamieszczona na końcu książki potwierdza rzetelność opowiedzianych historii, a także inspiruje do poszerzenia wiedzy na zainteresowany temat. Tyle że ten spis wraz z obiektywną narracją książki* każe mi się zastanawiać, na ile reportaże są owocem podróży autorów, a na ile pracą redakcyjną polegającą na zebraniu informacji i ułożeniu z nich ciekawego i barwnego reportażu. Proszę wybaczyć moje wątpliwości, ale jak najbardziej znany polski reportażysta część historii w reportażach zmyślił, to mam ograniczone zaufanie do reporterów. Oczywiście, że bez względu na tryb pracy autorów nie kwestionuję wartości samej publikacji, która otworzyła mi oczy na wiele zjawisk zupełnie mi nieznanych. I choćby z tego powodu warto było ją przeczytać.

Za książkę dziękuję!

__________________________

16.03.2016
Pozwolę edytować post z kilku powodów. Po pierwsze właśnie wróciłam z spotkania z autorami tychże reportaży, które odbyło się w krakowskiej podróżniczej księgarni Bonobo. Gdybym nie zapomniała o zrobieniu jakichś symbolicznych zdjęć na spotkaniu, myślę, żebym sporządziła relację w osobnym poście. Na spotkaniu Maria Hawranek i Szymon Opryszek opowiedzieli kilka historii ze swojej podróży po Ameryce Łacińskiej. Są to historie ludzi, które znalazły się w książce. Można powiedzieć, że miałam powtórkę z lektury, ale ja uważam, że było to doskonałe uzupełnienie lektury, bowiem wydaje mi się, że reporterzy wspomnieli także o kilku osobistych doświadczeniach, na które w książce nie było miejsca. I przede wszystkim ta ich opowieść została wzbogacona zdjęciami, których w książce nie ma. Przed chwilą sobie uświadomiłam, że nawet na to nie zwróciłam uwagi w powyższej recenzji. Po prezentacji wiem, że niekoniecznie chciałabym, aby te zdjęcia w książce się pojawiły. Niestety jedną z historii, która została na spotkaniu zaprezentowana dotyczyła bardzo wrażliwego dla mnie tematu, czyli szamańskiego leczenia świnkami morskimi. Widok rozkrojonych świnek to nie jest to, co chciałam zobaczyć.

*Drugim powodem edycji tego postu jest otrzymanie od autorów odpowiedzi na mój zarzut, czy raczej wątpliwość, która zakiełkowała po skończonej lekturze. Same zdjęcia były dla mnie potwierdzeniem obecności reporterów w opisanych miejscach. Natomiast brak „ja” w narracji został uzasadniony jako niechęć do kreowania się jako podróżników. Podczas tych podróży ważni są ludzie, którzy są bohaterami historii i to oni mają głos. Wszelkie autobiograficzne narracje charakterystyczne dla Cejrowskiego, Wojciechowskiej czy Michniewicza, wg Szymona Opryszka zagłuszają głos bohaterów i odwracają uwagę od przedstawionego problemu. Doceniam taką postawę. Nie patrzyłam na reportaże w ten sposób.

Reporterom dziękuję za inspirujące spotkanie!

6 thoughts on “Tańczymy już tylko w Zaduszki – Maria Hawranek, Szymon Opryszek

  1. Też w sumie od niedawna (może 3-4 lata) poznałem świat reportażu, ale teraz staram się regularnie, od czasu do czasu, coś przeczytać w tej materii.
    Poleciłbym Ci klika z nich, poza Hugo-Baderem, o którym wcześniej Ci wspominałem, myślę że warto, w miarę wolnego czasu, zapoznać się z „Jutro przypłynie królowa” M. Wasielewskiego (wstrząsający, o wyspie Pitcairn). Jeśli interesuje Cię tematyka kaukaska to trylogia W. Góreckiego (Planeta Kaukaz, Toast za przodków i Abchazja) powinna Cię zaciekawić. A na koniec, coś ze świata neurologii/psychiatrii, na pograniczu reportażu, postać zmarłego w zeszłym roku naukowca Olivera Sacksa. Jeśli spodoba Ci się jego „O mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem” to jest to dobry wstęp do innych jego książek. Zafascynowały mnie, bo uzmysławiają, że to co postrzegamy w odbiorze naszego świata naszymi zmysłami jako normę, nie jest takim u wszystkich. Podzieliłem się swoimi wrażeniami, mam nadzieję, że nie zanudziłem, ale chyba po to jest możliwość skomentowania… Może już coś czytałaś z tego co wymieniłem? Pozdrawiam serdecznie.

    1. Dziękuję bardzo za taki obfity komentarz. Bardzo takie cenię. Dopiera teraz znalazłam chwilę by odpisać. Nie czytałam nic z wymienionych przez Ciebie tytułów. Natomiast „O mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem” kojarzę bodajże z afiszu teatralnego. Na pewno sięgnę, po któreś tytuły polecane przez Ciebie. 🙂

  2. Ja dowiedziałam się o tych świnkach morskich dzięki rodzicom, którzy wrócili z Ekwadoru bodajże i wtedy mi wszystko opowiedzieli. Ba, nawet próbowali. W ogóle bardzo fajne zdjęcia porobili i ciekawe historie opowiadali, dlatego chyba sięgnę po tę książkę, bo ciągle mi mało podobnych opowieści, nawet w reportażowym stylu 😉

    1. Te świnki morskie to chyba stanowi dla mnie główny opór przed wyjazdem w tamte rejony. A reportaże na pewno warto przeczytać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *