Wraz z Listem miłosnym nabyłam dwie talie (z czterech) innej karcianki zaprojektowanej również przez Seijego Kanai przy współpracy z Hayato Kisaragi. Jak wielu recenzentów słusznie zauważyło, Zaginione dziedzictwo ma mechanikę bardzo podobną do Listu miłosnego. Talia składa się z 16 kart, każdy z graczy otrzymuje jedną kartę, przy swojej turze dobiera drugą, wybiera jedną z nich, rozpatruje jej efekt. Gra kończy się w momencie wyczerpania talii. Obie mechaniki są oparte na dedukcji, odgadywaniu i podglądaniu kart innych graczy, wyeliminowaniu ich przed końcem gry. Zakończenie różni się tym, że w Zaginionym Dziedzictwie nie wygrywa osoba, która ma na ręku kartę o najwyższej wartości, lecz ta, która odgadnie, gdzie znajduje się zaginione dziedzictwo. Pierwszeństwo w odgadywaniu lokalizacji zaginionego dziedzictwa ma gracz z kartą o najniższej wartości. Dodatkową rzeczą, jaka pojawia się w tej karciance to ruiny. Jest to dodatkowa karta obok talii, do której można dokładać kolejne karty wskutek zagrywania innych, tasować, podglądać itd. Można powiedzieć, że jest to odpowiednik odłożonej przed rozpoczęciem gry karty w Liście miłosnym, która ma sprawić, że pod koniec gry, gdy na stole zostały wyłożone prawie wszystkie karty, nadal nie ma się 100% pewności, jaką kartę ma przeciwnik. (Tak, wiem, że trochę chaotycznie piszę, ci co grali w List miłosny, to raczej ogarną sprawę ;-)).
W każdym razie wszystkie wspomniane tu karcianki mają bardzo proste zasady. Zaginione Dziedzictwo wydaje się o tyle ciekawsze od Listu miłosnego, że ma 4 talie, więc można sobie urozmaicić, zmieniając talię albo mieszając karty z kilku z nich. Ponadto przy rozgrywce z co najmniej pięcioma uczestnikami gra się dwoma taliami, co z pewnością owocuje jeszcze ciekawszymi sytuacjami podczas gry.
Miałam możliwość grania dwiema pierwszymi taliami, kolejnych dwóch nie zdążyłam zakupić przed ich wyprzedaniem (czekałam na kolejny bon do empiku… ale widzę, że znowu można je kupić, więc przy kolejnym bonie może się uda) – co mnie nie dziwi, bo jedna talia kosztuje ok. 15 zł. Łatwe zasady, malutkie pudełko – idealna propozycja na grę do zabrania ze sobą na wakacje, zawsze to jakieś urozmaicenie od zwykłych kart czy Uno. Wspólnie z mamą stwierdziłyśmy, że druga talia „Latający ogród” jest ciekawsza, zapewnia więcej interakcji z pozostałymi graczami, nastawiona jest na ich eliminację, gdy pierwsza „Przybysz” to rozgrywka voyeurysty: ciągłe podglądanie kart. Natomiast moim zdaniem Zaginione Dziedzictwo nie ma takiego klimatu jak List miłosny, dlatego mimo wszystko wolę tę romantyczną talię od fantastycznej.