Od przypadku do przypadku, z czasem coraz mniejszą przypadkowością zaczęłam czytać książki z długiej listy nominacji do The Man Booker 2017. A że były to całkiem udane lektury: wibrująca Swing Time Zadie Smith, ciekawa i wciągająca Kolej podziemna Colsona Whiteheada oraz czytana w wolnej chwili monumentalna powieść 4 3 2 1 Paula Austera – założyłam, że jest to lista, którą warto się inspirować przy wyborze lektury. Z tej listy na język polski zostały przetłumaczone jeszcze Ministerstwo szczęścia Arundhati Roy i Drzwi na Zachód Mohsin Hamid, a trwają pracę nad przekładem laureata tej nagrody Lincoln in the Bardo George’a Saundersa, której premiera planowana jest na jesień. No i jest jeszcze Zbiornik 13 Jona McGregora, do którego recenzji czynię ten bookerowy wstęp. Bo moim zdaniem ta książka w ogóle nie pasuje do zestawu wyżej wspomnianych książek. Ba! Gdyby nie informacja na okładce o nominacji do tej nagrody (jak widać, potencjalni czytelnicy zwracają na nie uwagę), to uznałabym tę powieść za kryminał, niewarty mojej uwagi.
W pierwszym punkcie bym się pomyliła, bo to nie kryminał, kryminalna historia jest wstępem do zbioru doniesień z życia mieszkańców angielskiego miasteczka, w którym w środku zimy zaginęła trzynastoletnia Rebecca Shaw. Nierozwiązana sprawa wisi w powietrzu, buduje mroczny klimat. Użyłam określenia zbiór doniesień, ponieważ czytając, miałam wrażenie, że każdy rozdział składa się z kilku niedługich sprawozdań z sytuacji z życia poszczególnych mieszkańców, rodzin i związków, które się rozpadają i na nowo wiążą. Ruth i Martin się rozeszli. Will i Claire wzięli ślub. Richard przyjechał do domu na święta, gdzie usłyszał, że nie może tyle wyjeżdżać za granicę. Nie ma dialogów, myśli bohaterów, są relacje wszechwiedzącego narratora. Do tego czas akcji pędzi zawrotnie. Co chwilę była wigilia Halloweenu, kolędowanie, sylwester i świętowanie Nowego Roku, trochę zimy ze wspomnieniem rocznicy zaginięcia dziewczynki, sierpień i znów ktoś próbuje robić psoty sąsiadom i kradnie dynie z ich ogrodów…
Zbiornik 13 jest książką o niczym. Choć krytycy próbują to nic nazwać poetyzacją powszedniości czy oszczędną prozą o codzienności. Nie ma w tej powieści nic poetyckiego, język, choć cechuje go zwięzłość, jest pozbawiony stylu, a mroczna i kameralna atmosfera miasteczka zaczęła być dusząca i ciasna (doskonale współgrają z sytuacją nieklimatyzowanego wagonu, w którym czytałam). Jako znudzona czytelniczka pragnęłam jak najszybciej z niej się wydostać i wrócić do tych lektur, które stawiają przede mną wyzwania w postaci zmagań z językowymi eksperymentami i złożonościami fabularnymi.