Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca – Artur Klinau

Moje (i pewnie nie tylko moje) spojrzenie na Białoruś zmieniło się po lekturze wydanych pod koniec ubiegłego roku reportaży w tomie Ojczyzna dobrej jakości. O tej książce może nie było głośno, ale w mediach około literackich pojawiała się dość często, przedstawiana głównie jako pierwszy reportaż o Białorusi, o sąsiednim państwie, któremu wiele uwagi w rodzimym podwórku się nie poświęca. Wydawnictwo przewidziało, że zainteresowani czytelnicy chętnie sięgną po kolejne publikacje poświęcone temu kraju, więc postanowiło wznowić po dwunastu latach poetycki esej Artura Klinau o Mińsku. Była to słuszna decyzja, bo lektura Przewodnika po Mieście Słońca wymaga od czytelnika pewnych kompetencji, orientacji w historii Białorusi.

Może to zaskakiwać w świetle tego, że Klinau opisując swoje osobiste doświadczenie z Miastem Słońca przywołuje również historię narodu pozbawionego historycznego osadzenia geograficznego w określonych granicach – Białoruś stała się państwem w 1918 roku. Autor czyni to jednak w sposób mocno metaforyczny, co znajduje uzasadnienie m.in. w tym, że książka ma być pierwszym krokiem do zbudowania mitologii Mińska. Aby móc płynnie odczytać alegorie, tożsamości kryjące się za filozoficznymi kategoriami i pojąć, dlaczego wraz ze śmiercią Metafizyka Kraina Szczęścia również umarła, trzeba mieć orientację w historii najnowszej Białorusi – którą częściowo przybliżają wspomniane reportaże. Oczywiście pewne doświadczenia, jak reżim komunistyczny, są wspólne dla wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Choć w każdym z nich przebiegał trochę inaczej, obywatele cierpieli na niedobór innych towarów oraz doświadczali innych absurdów oraz form represji – system był ten sam i czytając u Klinaua o przepychankach kolejowych czy zabawną historię z budową pomnika Lenina – realia są nam bliskie. Można rzec, że tu nie trzeba znać historii kraju, by rozumieć, o czym pisze autor, więcej kłopotu sprawiają aluzje do okresu po upadku Związku Radzieckiego.

Myślę, że warto jeszcze podkreślić, ta niewielka książeczka nie jest reportażem – wszak nie każdy przewodnik nim musi być – i wspominam o tym, by ktoś równie niezorientowany jak ja nie dziwił się gabarytami publikacji, która nijak nie może spełnić oczekiwania na relatywnie wyczerpującą opowieść o współczesnym Mińsku. (Tak, tu mogę sobie „pogratulować” rozeznania w temacie książki). Nie jest to typowy przewodnik, choć kryje w sobie cechy dobrego przewodnika: pozwala spojrzeć na miejsce w sposób nieoczywisty, dostrzec w architekturze i pustych przestrzeniach coś więcej niż elementy socrealistycznej urbanistyki. Pozwala też odkryć ducha miasta, dzięki opowieściom Wielkiej Historii przeplatanym z wyznaniami jednostkowego doświadczenia, w których po prostu łatwiej znaleźć coś bliskiego i znajomego w tej rozległej nieoswojonej obcości. A to wszystko czyni niebanalnym językiem, może zbyt poetyckim, jak na przewodnik, ale książka Klinaua jest przede wszystkim świadectwem osobistej relacji z tym niedającym się łatwo sklasyfikować miastem.

Nie jest to proza dla każdego i raczej rekomendowałabym ją tym, którzy Mińsk lub przynajmniej Białoruś już znają, ponieważ pozwoli nałożyć na znane obrazy nowy poetycko-mityczny filtr.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *