Kamera Akcja – osobisty niewypał? Kilka przemyśleń o e-festiwalach filmowych

Materiały prasowe KA. fot. Paweł Mańka

Gdy się jedzie w konkretne miejsce, w konkretnym celu… Wiadomo, realizuje się go. Jak się jedzie z kimś, bywa z tym różnie, ale generalnie, jeśli wyjeżdżasz do miasta X na festiwal czy inne wydarzenie, weźmiesz w nim udział. W przypadku wydarzeń zdalnych z tym bywa różnie. Podobnie jak z pracą. Idą do zakładu pracy, przepracujesz te 8h. Pracując w domu, nie zawsze tak jest – inne obowiązki, zajęcia sprawią, że realizacja zlecenia przejdzie na kolejny dzień.

Do czego zmierzam? Podczas festiwalu Kamera Akcja nie obejrzałam ani jednego filmu. Jedną z przyczyn było to, że też niewiele z nich chciałam obejrzeć. Drugą, bardziej uzasadniającą tę sytuację było to, że w piątek i sobotę byłam poza domem. W niedzielę zaspałam na poranny, popołudniowy okazał się offline, a wieczorny… Ten miał największą szansę powodzenia. Przegrał czasowo z opcją oglądania wideoesejów Patrycji Muchy i perspektywą, że mogę go nadrobić tydzień później na kolejnym festiwalu (oglądanie filmu Zło nie istnieje przekładam już trzeci festiwal ;P).

Kamera Akcja wyróżnia się na tle pozostałych festiwali ciekawą ofertą spotkań, warsztatów i prezentacją innych materiałów. Często one wygrywają z wyborem seansów. I w tym roku wyszło, że do nich ograniczył się mój udział.

Pierwsza rzecz, o której już wspomniałam, to wideoeseje Patrycji Muchy. W programie wymieniono tylko ten dotyczący kobiecości i męskości w polskim kinie, wczoraj jednak odkryłam także dwa inne inspirujące materiały o jedzeniu i mieście w polskim kinie. Świetne wideoeseje pozwalające przypomnieć istnienie i wątki wielu filmów. Jeszcze więcej wyląduje w zakładce do obejrzenia. Wzbudziły we mnie duży apetyt na rodzime kino – mam wrażenie, że w tym roku szczególnie mało polskich tytułów widziałam, czy to nowości czy to klasyków, zwanych też kultowymi… Bo tak jak Polacy najbardziej lubią polskie seriale – jak mówiła Dorota Pawelec w swoim wystąpieniu o tendencjach odbiorczych – tak ja najbardziej lubię polskie kino, nawet jeśli oferuje pseudoromantyczne gnioty.

Druga rzecz to przeciekawa dyskusja Serio Pro. Dyskusja: Kreatywność ponad wszystko. Twórcy o serialach na SERIO!, w której twórcy seriali mówili nie tylko o tym, jak pandemia zmienia ich pracę czy proces dystrybucji, ale też prorokowali przyszłość kina vs. plaformy streamingowe czy po prostu opowiedzieli, jakie seriale oglądali ostatnio, lubią najbardziej i na jakie czekają. A oglądający mogli na czacie brać udział w rozmowie, zadawać pytania prelegentom czy sobie nawzajem polecać tytuły na długie, zimowe wieczory. Ta atmosfera czatu trwała także podczas kolejnego wydarzenia Serio Pro, jakim był wspomniany wykład Doroty Pawelec Serio to oglądasz? O trendach odbiorczych. Tu z kolei dowiedzieliśmy, jak zmieniają się trendy odbiorcze, m.in. brakuje wspólnoty doświadczeń, ponieważ często nie oglądamy w tym samym czasie tego samego serialu i zamiast żywiołowo przeżywać losy bohaterów, jesteśmy zmuszeni do milczenia, by nie spoilerować tym, którzy serial obejrzą później (to może być i wieczne później). Tej wspólnotowości nie ma nawet w jednym gospodarstwie domowym, kiedy każdy z domowników ogląda na swoim ekranie swój serial. To jest element, którego prelegentce brakuje dziś najbardziej, który zanikł wraz z przejściem z telewizji emitującej programy w określonym terminie na platformy streamingowe. Co więcej, zmienia się sam odbiór seriali. Ich ogromny wybór powoduje, że już pierwszy odcinek decyduje o tym, czy będziemy brnąć w to dalej czy wybieramy inny tytuł. Przez co tracimy być może wartościowe produkcje – czasem za namową znajomych damy drugą szansę. A jeśli decydujemy się kontynuować przygodę, wtedy łykamy sezon (czasem kilka) na jednym ciągu. Tu tak sobie myślę, że taki tryb odbiera nam przyjemne uczucie regularnych powrotów do naszego ulubionego świata. Pawelec też wspominała o potrzebie rosnącej liczby bodźców, że szybko się nudzimy. To jest akurat mi obce, ale wydaje mi się, że lockdown tak mocno ograniczył liczbę bodźców, że teraz nie potrzebujemy ich znowu aż tyle… Nie wiem, może tu stanowię odosobniony przypadek.

Materiały prasowe KA. fot. Paweł Mańka

Festiwal Kamera Akcja odbywał się na specjalnie zaprojektowanej do tego celu platformie Think. Dla porównania inne festiwale wykorzystują Mojeekino lub wrzucają filmy po prostu na swoją stronę festiwalową. O doświadczeniach z Mojeekino pisałam przy filmach z Transatlantyk Festiwal. Jeśli chodzi o działanie Think – niestety nie wiem, jak sprawnie transferują duże materiały filmowe – ale streaming z Zooma w połączeniu z czatem działał świetnie i platforma wydaje się naprawdę przyjazna. Materiały można wyszukać według sekcji lub daty. To co, by się przydało, co z kolei oferuje Mojeekino i Tofifest – to możliwość zaznaczania filmów „do obejrzenia”, by później wejść w odpowiednią zakładkę i sprawdzić, czy interesujący nas film jest już dostępny. Na Think takiej opcji nie zauważyłam. Rozważyłabym też na miejscu organizatorów wydłużony czas dostępności filmów. Kamera akcja udostępniała film na cztery godziny, kiedy Transatlantyk tylko na trzy. Rzeczywiście godzina więcej robi różnicę, zwłaszcza, przy prawie trzygodzinnym filmie. Ale teraz rozpieszcza mnie Tofifest, który udostępnia filmy od określonej godziny i daty, aż do osiągnięcia maksymalnej liczby widzów lub końca festiwalu. Z jednej strony nie mamy sztywnego harmonogramu, który pozwala odróżnić pokazy festiwalowe od zwykłej platformy streamingowej. Z drugiej zaś biorąc pod uwagę okoliczności, o których pisałam na początku niniejszego wpisu, czyli zdalny festiwal równa się dzielenie czasu między filmami a domową pracą – możliwość obejrzenia filmu w późniejszej godzinie czy na drugi dzień zwiększyłaby szansę, że cokolwiek udałoby mi się obejrzeć. Bo jak wyjechałeś na festiwal, niezapowiedziani goście zastaną pusty dom i pójdą, ale jeśli oglądasz w domu, to głupio ich wyprosić „sorry, ale teraz oglądam film” (miałam taką sytuację na Transatlantyku, film ostatecznie udało się obejrzeć w całości – i dobrze, bo był jeden z lepszych – po uruchomieniu w ostatniej pół godzinie dostępu). Przed laty byłaby to sytuacja zrozumiała, ale w dobie platform streamingowych, jak wytłumaczyć nieobeznanym gościom, że film w internecie może lecieć tylko teraz, niemal na żywo i nie możesz go sobie odtworzyć za parę godzin czy jutro?

Ten rok, jak widać, także dla organizatorów festiwali filmowych jest wielkim eksperymentalnym doświadczeniem. Doświadczeniem, które będzie miało ogromny wpływ nie tylko na charakter festiwali w kolejnych latach, ale w ogóle dla branży filmowej, szczególnie dystrybucji. Przede mną w tym roku jeszcze jedno ciekawe przeżycie, a mianowicie, co wymyślą organizatorzy festiwalu kina młodego widza. Co prawda na dotychczasowych festiwalach pojawiały się seanse dla najmłodszych wraz z warsztatami (te akurat wyszły wyjątkowo słabo), ale czym innym są pojedyncze wydarzenia, a czym innym cały festiwal skierowany do dzieci i młodzieży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *