Autor: Bettina Belitz
Ellie, nazywana przez najlepsze przyjaciółki Lassie, wyjeżdża z rodzicami z Kolonii na wieś. Dziewczynie z wielkiego miasta trudno się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Nie stara się o zawarcie nowych przyjaźni, najchętniej nie wychodziłaby ze swojego pokoju i spała. Ponadto jest wzorową uczennicą. Uciekając od ludzi idzie na spacery, podczas których tajemniczy mężczyzna ratuje ją od skutków burzy, przestrzega przed niebezpiecznymi miejscami. Tym mężczyzną jest Colin, który przez mieszkańców jest spostrzegany jako dziwoląg i brzydki. Ellie pomimo poczucia niebezpieczeństwa i jakieś niechęci do niego, jest nim zafascynowana. Pomimo, że ten ją odpycha, rani, stara się zrazić ją do siebie, ta uparcie dąży do jego poznania. Kiedy Colin zdaje sobie sprawę, że się od niej nie uwolni przekazuje prawdę, która na zawsze zmieni jej życie.
Ostatnio mamy totalny szał na książki fantastyczne o miłości pomiędzy zwykłym człowiekiem a jakimś demonem, wampirem, aniołem, wilkołakiem i czym tam jeszcze można. Ta ciemna strona bohaterów w tej książce jest określana jako zmory, kambiony czy demony. I choć można zaobserować w nich wiele cech wspólnych z znanymi nam już postaciami fantasy, to jest coś czego nie było. Albo inaczej, motyw się już pojawił, ale nieco w innej postaci. Mianowicie chodzi mi o sny. Sen od starożytność budził szczególne zainteresowanie u ludzi, zwłaszcza tych zajmujących się czarną magią. Każdy król miał na swoim dworze wróżbitę, który tłumaczył znaczenie snów. Sen jest zjawiskiem wciąż zagadkowym i intrygującym. Jedni więcej śnią, mają długie sny, inni nigdy swoich snów nie pamiętają. Choć podano już wiele czynników wpływających na jakość snów, to tak dokońca nigdy nie zostało wyjaśnione ich pochodzenie. Jak to się dzieje, że jedne sny są takie, z których nie chcemy się wybudzić i z żalem otwieramy oczy, stwierdzając, że nic z tego nie działo się naprawdę. A czasem śnimy koszmary, po których budzimy się krzykiem czy płaczem i przez kilka chwil nie możemy dojść do siebie. Nic więc dziwnego, że są motywem chętnie wykorzystywanym w powieściach owianych tajemnicą, o niepokojącym klimacie.
Co nowego oferuje nam Belitz? Pojawianie się bohaterów w snach drugich i manipulowanie nimi pojawiło się choćby w Crescendo. Jednak tytuł książki Belitz wskazuje nam coś więcej. Pożeracz snów. Sny jako pokarm. Ja się z czymś takim zetknęłam po raz pierwszy. Zmory żywią się snami (choć niebyle jakimi), aby nasycić głód, mieć energię. Pierwsze pozory dają jednak nam złudzenie, że postacie żywią się krwią, jak później wyjaśnia Colin, przez krew dostają się do duszy, która jest największym źródłem posiłku. Colin jako bohater zły, ale pierwszoplanowy musi mieć coś dobrego, coś co przedstawi go w lepszym świetle na tle innych demonów. Podobnie jak Cullenowie ze Zmierzchu, żywi się krwią i snami zwierząt, pomimo, że ludzkie są bardziej sycące. To ma być jego poświęcenie, jego humanitarność.
W książce z gatunku paranormal romance nie może się obyć bez tego ostatniego. I w książce ten wątek rozwija się bardzo długo, zresztą jak cała akcja. Co początkowo może zniechęcić czytelnika do dalszej lektury, kiedy przez kilkadziesiąt stron nic się nie dzieje co przyciągnęłoby większą uwagę czytelnika. Podświadomie czułam, że to się rozwinie w coś naprawdę intrygującego, więc cierpliwie wytrwałam i dostałam to czego wyczekiwałam. Powieści, od której nie mogłam się oderwać. Szkoda tylko, że nastąpiło to dopiero w połowie książki (a książka liczy sobie ok. 500 stron). Jestem zadowolona z nieprzewidywalnego rozwoju akcji i zakończenia (choć w głębi serca cieszyłabym się, gdyby zakończyło się to jednak inaczej, ale ogólnie wychodzi to na dobre powieści). W sumie cieszę się, że do punktu kulminacyjnego stopniowo dochodziłam, delektując się pomniejszymi zagadkowymi wątkami. Nie mniej jednak trwało to zbyt długo i wiem, że dla niektórych to utrudni przekonanie się do tej książki. Pozostaje mi więc życzyć przyszłym czytelnikom cierpliwości i wytrwałości, bo naprawdę warto. A szóstki ta książka nie dostaje tylko z powodu tego dłużącego się rozwinięcia. Naprawdę lubię takie książki.
Ocena: 5,5/6
wyd. Znak emotikon
Im więcej czytam recenzji tej książki, tym bardziej mam ochotę się na nią skusić, mimo iż nie przepadam za modnymi obecnie wątkami dotyczącymi wampirów, wilkołaków itd. Pozdrawiam! skarbnicaksiazek.blog.onet.pl
Oj chętnie bym ją przeczytała 😉
ja przeczyłam, rewelacja i ciągle do niej powracam co zdarza mi się tylko przy bardzo dobrych ksiązkach!
ja przeczyłam, rewelacja i ciągle do niej powracam co zdarza mi się tylko przy bardzo dobrych książkach!
Jestem w połowie książki.Bardzo mi się podoba.Polecam
Przeczytałam. Na jednym oddechu. Przez pierwsze strony się trochę nudzi ale później strasznie wciąga. Wszystkim którzy mają wątpliwości czy se zamówić tę książkę, czy nie, podpowiadam: TAK. Nie pożałujecie;3