Autor: Katarzyna Sarnowska
Ja mam chyba jakiegoś pecha do włóczykijkowych książek. Dlaczego? Bo do mnie nie trafiają, są słabe. Z wszystkich dotąd otrzymanych książek mogę polecić jedną, przy której naprawdę dobrze się bawiłam. Ale przyjrzyjmy się powieści Sarnowskiej.
Zacznę od tytułu, który jest adekwatny do treści książki. Bowiem przeżycia głównej bohaterki, która ma na imię Kalina, ma męża Maćka i syna Wojtka oraz jest nauczycielką i marzy o zawodzie pisarki; prezentują te przyjemne i te ponure płaszczyzny życia, codzienności. Biorąc pod uwagę większość niemiłych wypadków życia Kalina, mogę powiedzieć, że smak życia jest raczej gorzki, a czasem nawet kwaśny, zwłaszcza kiedy pojawia się Dżin. Tej słodyczy w jej życiu jest naprawdę nie wiele. Jak już wspomniałam o Dżinie to zastanawiam się, czy ten wytwór wyobraźni bohaterki miał na celu dodania elementów fantastycznych powieści? Po co? Sama bohaterka mnie strasznie irytuje swoją niską samooceną i robi z siebie większą ofiarę niż jest w rzeczywistości. Podziwiałam natomiast Maćka, że znosił cierpliwie humory żony i wspierał w jej ambitnych działaniach.
Swoją drogą poznałam proces wydawania książki, za co książce daje plusa. Nawet nabrałam ochotę na napisanie własnych książek (bo pomysłów jest kilka), więc powieść jest motywująca. Co stanowi kolejny plus tej książki. Nie mniej jednak zabrakło swoistego klimatu, zwłaszcza, że spodziewałam się czegoś sielankowego. Moje rozczarowanie zmniejszył wątek z sylwestrem w górach, choć epizodu z tą góralką po kilkukrotnym przeczytaniu dalej nie jestem w stanie pojąć.
Reasumując, przeciętna, niezobowiązująca lektura na letnie wieczory.
Ocena: 3,5/6
Książkę kupisz w Gandalfie
Ja jednak chętnie ją przeczytam 😉