Ulisses – James Joyce

Wydawałoby się, że biorę się za rzecz niemożliwą do realizacji, bo jak mogę zrecenzować coś, co już zostało uznane za arcydzieło? Coś co widnieje na wszelakich listach książek, które każdy przed śmiercią musi przeczytać. Wiedziałam, że decydując się na wzięcie tego egzemplarza do recenzji ryzykuję jak przy skoku na głęboką wodę. Ale! Powieść nie taka zła jak ją malują.

Nie ukrywam, że do zmierzenia się z nią prędzej niż później zmobilizowało mnie wyzwanie sardegny. Dzięki jej wyzwaniu z ograniczonym terminem zaryzykowałam zabrać tę powieść do pociągu. Początki nie były łatwe, zasypiałam nad nią, ale to dlatego, że byłam zmęczona. Jednak po kilku stronach wpadłam. Zaczęło się od odkrycia aliteracji i anakolutów, później nawiązań do Tako rzecze Zaratustra, potem do innych dzieł z najwyższej półki m.in. Don Kichota i tak dalej, i tak dalej. A to kolejne środki stylistyczne, a to następne nawiązania do literatury… Ileż stron poświęcił dramatom Szekspira! Co lepsze, sama treść zmieniała formę z prozy na dramat, z dramatu na wiersze, wiersze znowu na prozę, a ta na wywiad. James Joyce przekonuje czytelnika, że potrafi napisać wszystko, bo jest znawcą literatury, nie tylko angielskiej.

Trudno powiedzieć, o czym konkretnie jest Ulisses. O wszystkim i o niczym. A będąc konkretniejszą to o jednym dniu Stefana Dedalus i Leopolda Blooma. Spacerują po Dublinie, załatwiają różne sprawy, rozmawiają, spotykają się z ludźmi i rozmawiają. I myślą. Ulisses to właśnie zbiór wszystkich rozmów i przemyśleń, który stanowi kwintesencję literatury i kultury. Joyce nie tylko nawiązuje do tytułów i bohaterów literackich np. przez wyrycie ich wizerunków na kamyczkach morskiego sznura przywiązanego do pasa postaci. Joyce bawi się językiem, a konkretnie językami obcymi. A czyni to nie tylko wrzucając w tekst obcojęzyczne wyrażenia, ale także poprzez tworzenie nazwisk i tytułów postaci np. wchodzących w skład delegacji, która składa się Monsieur Pierrepaul Petitepatant, Arcyprącia Vladyszmira Chustkadonosowa, Ali Baby Bakszysz Rahat Łukum Effendiego, Senor Hidalgo Cabarello Don Pecadillo y Palabras y Paternoster de la Malora de la Malaria, Hokopoko Harakiri, Mynheera Tryka van Traka, Nationalgymnasiummuseumsanatoriumundsuspensoriumsordinaryprivatdocentgenerallhistorischspecialprofessordoctora Kriegfrieda Ueberallgemeina itd. Wymieniłam tylko kilka moich ulubionych postaci z delegacji. Myślę, że po nich już widać, w jaki sposób Joyce uwydatniał cechy narodowościowe danego państwa. Parę stron później mamy pomieszane okrzyki, które też stanowią rozpoznawalną wizytówkę danego kraju.

Przy tej części książki doceniłam genialność przekładu. Maciej Słomczyński tłumaczył Ulissesa przez 12 lat i dokonał rzeczy wybitnej, bo tłumaczenie tak zawiłego, poetyckiego, obfitego w aluzje tekstu wymaga nadzwyczajnych zdolności językowych.

Jak widać, autor Ulissesa popisuje się nie tylko umiejętnościami warsztatu pisarskiego, udowadniając, że w nim znajdziemy cząstkę każdego wybitnego literata (i nie tylko literata i humanisty, bo nawiązuje także do przedstawicieli nauk przyrodniczych), nawet uduchowionego, jeśli do tego mamy wliczyć jego stylizację na ewangeliczny rodowód Jezusa Chrystusa. Potrafi posługiwać się także językiem i to w szerokim pojęciu.

Natomiast nie potrafi jednego (a przynajmniej tego nie udowadnia w tej książce), przez co lektura Ulissesa staje się nie do przebrnięcia dla przeciętnego czytelnika. Otóż brakuje tu pasjonującej i spójnej fabuły. Joyce tak skupił się na formie, która czyni tę powieść nowatorską, czy jak określił Maciej Słomczyński „nowym rodzajem sztuki doprowadzonym do doskonałości”, że potem taki Paulo Coelho uważa Ulissesa za durną książkę. Powstrzymam się od sądu, który z nich pisze durniejsze książki. (Ci, którzy znają mój stosunek do Coelho, mogą się domyślić.)

Na koniec powiem tak, Ulisses to wbrew powszechnym opiniom nie jest książka dla każdego. Absolutnie nie. Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego humanisty (oczywiście humanisty w znaczeniu wyższym niż potocznie przyjętym – jak ktoś ma lepsze stopnie z polskiego niż z fizyki to wcale nie znaczy, że jest humanistą). Polecam ją także wszystkim miłośnikom literatury klasycznej oraz poezji, a szczególnie wszystkim studentom kierunków literaturoznawczych, którzy przy okazji chcą sprawdzić swoje umiejętności w rozpoznawaniu zastosowanych środków stylistycznych. Dla mnie to była prawdziwa uczta!

Ocena: 5,5/6

11 thoughts on “Ulisses – James Joyce

  1. Sporo w tej recenzji bzdur, które wynikają z braku wiedzy na temat historii literatury, a konkretniej historii powieści, miejsca jakie zajmuje w niej Joyce, bez takiej wiedzy nic mądrego i pożytecznego dla innych, nie da się napisać. Oczywiście, że Joyce nie jest dla każdego, w ogóle literatura, prawdziwa literatura, tak jak sztuka, filozofia etc, nigdy nie była i nie będzie dla każdego. Większość książek, które omawiasz na swoim blogu tylko udają literaturę, umieszczanie wśród nich Joyca to gruby nietakt.

    1. Nie można było zrezygnować z postponowania recenzentki?Co dla Ciebie jest bzdurą dla innych niekoniecznie. A które z przemyśleń Pani blogerki zaliczasz do bzdur? Wypadałoby to uzasadnić. A skoro ta recenzja jest niedojrzała z przyjemnością poznałbym dojrzałą, np. Twoją.

  2. Zasypiałem przy Ulissesie do 89 strony (zapamiętałem :)). Jest tam opis mszy w której przypadkowo uczestniczy Pan Bloom….fantastyczne! Tu znalazłem kod. Potem już czytałem z zapartym tchem.

    1. Właśnie, niezwykłość tej powieści opiera się na kodzie, który trzeba odkryć. Odkrycie zmienia nastawienie do lektury Ulissesa, a co za tym idzie łatwiejszy, a przynajmniej mniej męczący odbiór powieści.

    2. Muszę odpowiedzieć. Ulissesa przeczytałem raz. Prawie pięćdziesiąt lat temu (pierwsze polskie wydanie). Dokładnie pamiętam stronę 89. Przerwałem czytanie. Wróciłem do czytania następnego wieczoru i … olśnienie. Cała noc i część przedpołudnia – nie mogłem się oderwać. Niesamowite przeżycie.

  3. Dla mnie jedna z najbardziej gwałcących mózg powieści. Wspaniała. Cieszę się, że ją przeczytałam (byłam w wieku Stefana Dedalusa czytając tę powieść).
    Fajnie, że znam kogoś kto też przeczytał i od tego nie umarł 😀

  4. przeczytam całość , bo na razie jestem w połowie. No na razie to jest tak jak z obrazami , ktoś kto nie ma talentu ni pomysłu to maluje fiuta i oczekuje żeby to ktoś podziwiał a ktoś ja np. dali – choć wariat to z talentem , który można podziwiać nawet nie rozumiejąc sztuki. Ulisses to taki właśnie fiut bez pomysłu.I nie wiem co miał do przekazania ( chyba sam nie wiedział) śmieszy mnie dorabianie teorii… ha ha znawcy literatury ha ha … pozdro znawcy

    1. Wiedział, co chciał przekazać i wiadomo, o co chodziło wszystkim twórcom postmodernistycznym (pewnie nie wiesz nawet co to jest). Cóż Twoja ignorancja nie jest warta szerszego komentowania.

  5. Przygotowuję suplement do Ulissesa, właśnie kończę. Kod do Ulisessa, czyli jakiś klucz chyba nie istnieje. Ja bym zastosował słowa Hamleta dla tej powieści- ,,być, albo nie być”. Ten kto przeczytał to jest, kto nie – przegrał z prawdziwym byciem. Cały Świat to kod do przeczytania i chichot autora, który przyznał, że przesystematyzował Ulissesa.Pozd.

Skomentuj ~misio Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *