Kobieta, która spadła z nieba – Simon Mawer

Blogerska akcja szpiegowska, o której pisałam tutaj, zakończyła się pomyślnie. Która drużyna wygrała – tego jeszcze nie wiemy. Tymczasem przyszedł czas na podzielenie się wrażeniami z lektury. A muszę powiedzieć, że z powieścią Simona Mawera spędziłam bardzo emocjonująca noc. Zanim przejdę jednak do wrażeń, pozwolę przytoczyć fragment opis tego szpiegowskiego thrillera:

Mariane właśnie poznała smak pierwszego pocałunku.
Alice nauczyła się skakać ze spadochronem i zabijać Niemców.
Anne-Marie była piękna i przyciągała spojrzenia mężczyzn.
Mariane, Alice i Anne-Marie to jedna osoba. 
Kobieta, która nie cofnie się przed niczym – ani na wojnie, ani w miłości.

Dla mnie ta powieść okazała się kompletnym zaskoczeniem, bo tak dobrego i intrygującego thrillera szpiegowskiego osadzonego w czasie II wojny światowej jeszcze nie czytałam. Zacznę od banałów, czyli o tym, jak książka mnie wciągnęła, że przerywając jej lekturę o pierwszej czy drugiej w nocy, zaczęłam ją kontynuować już o czwartej nad ranem. Naprawdę niewiele jest książek, nawet wciągających, które sprawiłyby, że oczy się nie chcą zamykać, a sen odchodzi w niepamięć.

Kobieta, która spadła z nieba jest powieścią, która bardzo przypominała mi cykl francuskiej pisarki Regine Deforges. Tu też akcja rozgrywa się w okresie wojny, a bohaterką jest dziewczyna, która musiała zmężnieć, aby przetrwać wojnę. W trudach wojny, podobnie jak Marianne doznaje także miłosnych rozkoszy z przystojnym żołnierzem. Książki Deforges po kilku latach wciąż przypominają o tych pełnych różnorodnych uczuć wrażeniach. Cieszę się, że udało mi się znaleźć współczesny odpowiednik Niebieskiego roweru i kolejnych jego części Deforges. Wspominam o tym, bo być może, ktoś po lekturze Kobiety, która… będzie szukał czegoś podobnego.

Akcja została poprowadzona po mistrzowsku, z odpowiednio wyważonymi proporcjami między narastającym napięciem, tajemniczością, a chwilami spokoju i złudnego poczucia bezpieczeństwa. Mariane/Alice/Anne-Marie to postać, którą czytelnik żyje, jej kibicuje, a także ją krytykuje, kiedy popełnia błędy, mogące zaważyć na jej życiu. Tu muszę wspomnieć o pewnym irytującym mankamencie. Otóż moim zdaniem bohaterka jak na szpiega, któremu dopisuje szczęście (przecież główna postać musi mieć szczęście w realizacji zadań, aby móc ją uznać za bohaterkę), jej za mało dyskretna od samego początku. Rozumiem, że początkowo człowiek nie jest do końca świadomy wagi swojej roli oraz niebezpieczeństwa, które z racji powierzonej misji, mu grozi. Ale drobne upadki, które mogłyby spotkać Marianne, byłyby dobrą nauczką na poprawę, zwiększenie ostrożności. Jednak jej wylewność nie zostaje ukarana. Na szczęście (konstrukcji powieści, a nie losu bohaterki) pojawiają się na horyzoncie fałszywi przyjaciele i tajemniczy nieznajomi, dzięki czemu kobieta przekonuje się, dlaczego nie warto mieć zbyt dużego zaufania nawet do najbliższych. W konstrukcji powieści na pochwałę zasługuje dobitne zakończenie, które częściowo można przewidzieć, znając charakter Alice, ale w tych niepewnych czasach… wszystko ma swoją cenę.

Z racji tego, że Alice jest pół Francuzką, pół Angielką, mieszka w Anglii, a na misję, z powodu biegłej znajomości języka, zostaje wysłana do Francji, w tekście pojawia się sporo francuskich wyrażeń. Nie mam zarzutu do ich brzmienia, ani ich tłumaczenia. Natomiast zastanawiające jest to, że tłumacz dość wybiórczo tłumaczył frazy. Jakby po przetłumaczeniu kilku z nich, francuski stał się dla czytelnika jasny, więc w drugiej połowie książki translacja była zbędna. (Nie mówię tu o powtórzeniach).

Moje uwagi są drobne i na tle tak misternie skonstruowanej historii prawie, że nieistotne. Można rzec, że to banalne, kiedy książka trzyma w napięciu. Uwierzcie, gdy podczas lektury zatrzęsło łóżkiem i domem*, to naprawdę się przeraziłam i przez ułamek sekundy myślałam, że bombardują miasto. Więc efekty 4D tylko wzmocniło moje wrażenia z lektury. I pozostały one do samego wieczora, gdy na dworcach i w pociągach realizowałam zasady szpiega.

Ocena: 5,5/6

Inspiracja: nauka kilku francuskich wyrażeń. 

*Na Śląsku, gdzie miasta są zbudowane na podwalinach nieczynnych już kopalni, od czasu do czasu występują tąpnięcia (trzęsienia ziemi w wersji mini), trwające od kilku sekund do kilkunastu minut. Jedno z nich miało miejsce wczoraj rano.

5 thoughts on “Kobieta, która spadła z nieba – Simon Mawer

  1. Ha! Pomyśl, co by było, gdyby każdej lekturze towarzyszyły może niekoniecznie tąpnięcia, ale efekty odpowiadające wydarzeniom, o jakich opowiada fabuła! To by było coś!
    A tak poważnie – nie myślałam, że kiedykolwiek będę miała ochotę na powieść szpiegowską – skutecznie zachęciłaś mnie do lektury, aż sama siebie nie poznaję:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Czytanie byłoby lepsze niż IMAX ;P
      Cieszę się, że zachęciłam Cię do książki. Sama nie przepadam za thrillerami szpiegowskimi, głównie mnie nudzą. A ten jest zdecydowanie inny. Nie zawiedziesz się!

Skomentuj ktrya Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *