Wszechobecna nietolerancja (Czym chata bogata, reż. Philippe de Chauveron)

Trzy lata temu Philippe de Chauveron i Guy Laurent zaprezentowali widzom Za jakie grzechy, dobry Boże? komedię ośmieszającą stereotypy dotyczące różnych społeczności rasowych i religijnych,która okazała się sympatycznym, rozrywkowym kinem. W Czym chata bogata twórcy poszli trochę dalej, choć nadal pozostali przy temacie mniejszości i ich stereotypowego postrzegania. Tym razem rzecz dotyczy Romów.

Czym chata bogata przede wszystkim jednak koncentruje się na grupie osób, które deklarują publicznie swój stosunek do problemu mniejszości narodowych i migrantów. Są to ludzie, którzy na tych oświadczeniach próbują zbudować poparcie wyborców podczas kampanii politycznych lub zwiększyć sprzedaż swoich książek – na tym ostatnim zależy dwóm filmowym bohaterom. Jean-Etienne Fougerole i Clement Barzach reprezentują odmienne poglądy. Barzach jest ksenofobicznym homoseksualistą, natomiast Fougerole, lewicowy intelektualista, nawołuje Francuzów do otwartości wobec innych narodowości, które coraz liczniej zamieszkują ich kraj, i dzielenia się swoim bogactwem. Następnie dla poprawy medialnego wizerunku Fougerole zaprasza Romów do swojego domu, nie spodziewając się, że znajdzie się jakaś grupa, która to zaproszenie przyjmie.

Film zdecydowanie obnaża demagogię populistów oraz hipokryzję tych lewicowców, u których udzielanie pomocy mniejszościom narodowym i uchodźcom kończy się na deklaracjach. Z drugiej strony skrytykowani zostali również prawicowcy, których przewrotnie reprezentowali geje. Wydaje się, że twórcy kładli mocny nacisk na pokazanie tego, że lęk przed obcymi i ograniczona tolerancja może być słabością każdego człowieka, bez względu na jego światopogląd czy pochodzenie etniczne. Stosunek rodziny Fougerole do przybyłych Romów przekonuje, że deklaracje złożone dla poprawy wizerunku traktowane są z przymrużeniem oka, bez planu ich zrealizowania. To mechanizm aż nadto znany wszystkim wyborcom, świadomym, że na spełnienie wyborczych obietnic nie mogą liczyć. Ze strony twórców jest to celna krytyka polityków, w której kryje się również propozycja dla bezradnych widzów – postawmy polityków w sytuacji, która zweryfikuje ich publiczne oświadczenia.

Czym chata bogata pokazuje coś jeszcze. Zamknięcie się na potrzeby innych grup wykazują też same prześladowane mniejszości. Filmowi Romowie chwalący dobrotliwość Francuzów, po otrzymaniu wsparcia odwracają się od innych przedstawicieli swojej grupy etnicznej. To obrazuje obecny niechętny (i tym samym zaskakujący) stosunek części imigrantów do kolejnej grupy migrantów, w których dostrzegają kogoś gorszego od nich i zagrożenie, jakby w krótkim czasie wymazali z pamięci swoją przeszłość. Ten sam sposób myślenia można też dostrzec w krytyce katolickiej dwulicowości: niektórzy z namaszczeniem czczą święte wizerunki i uczestniczą w niedzielnej Eucharystii, choć ich postawa niewiele ma wspólnego z miłosierdziem wobec bliźniego i z przestrzeganiem Przykazań Bożych.

Twórcy, podejmując najpopularniejszy temat mediów ostatnich paru lat, wbijają szpilę zwolennikom przyjmowania „biednych” migrantów, poprzez obnażenie ich hipokryzji. Niewątpliwie dla części przedstawicieli tej grupy będzie to ocena krzywdząca, przez co komedia straci w ich oczach. Z drugiej strony nie sposób dostrzec w tym pretekstu do ponownego zdemaskowania mechanizmów, które kierują mediami – kreatorami rzeczywistości dalekiej od tej, w której żyjemy.

Ideologiczna strona filmu może niektórym odebrać przyjemność z odbioru produkcji, która nie aspiruje do miana czegoś więcej niż kina rozrywkowego. Sęk w tym, że i z samym pomysłem na fabułę nie jest najlepiej. Na początku było zabawnie: uporządkowane dwie równoległe opowieści – pierwsza o rodzinie Romów, której głową jest barwna postać Babika, druga rozgrywająca się wokół domu i kariery Fougerole – w pewnym momencie się zbiegają i wchodzą w interakcje, mające być źródłem humoru w filmie. Niestety dość szybko powstał chaos i doszło do kompromitujących scen, w których relacje bohaterów, podkreślające dotąd ich inteligencję i przebiegłość, coraz bardziej zaczęły przypominać te panujące w brazylijskich telenowelach (w rodzaju romansu w afekcie z Romem, który ostatecznie nim nie był). To na szczęście nie zdominowało całości filmu, przy którym mimo wyżej wspomnianych uwag można się całkiem nieźle bawić.

Ocena: 7/10

Recenzja ukazała się w „Ińskie Point” nr 1-2/2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *