Każdy festiwalowy poranek to czas dla dzieci. Właściwie tylko dla dzieci, gdyż na seansie bajkowym dorośli zdają się niemile widziani, a momentami wręcz mogą czuć się wypraszani. Jakby chciano pozbawić dorosłych tego dziecięcego pierwiastka, który wciąż w nas tkwi. Jakby zapomniano, że wiele współczesnych animacji kryje w sobie podteksty zrozumiałe tylko dla starszych widzów. Być może Ozzy do tych kontekstowych bajek nie należy, co nie oznacza, że nie oferuje ciekawej rozrywki nie tylko dzieciom. Choć, swoją drogą, jestem ciekawa, ilu z obecnych na sali dorosłych widzów, którym jakoś udało się nie ulec surowemu tonowi prowadzącego, oglądając Ozzy’ego, przywoływało w pamięci sceny z serialu Orange is the New Black lub innych skoncentrowanych wokół więzienia fabuł. Choć teraz tematyka wydaje się dość trudna jak na film dla dzieci, uroczy psi bohaterowie łagodzą jej ciężar.
Tytułowego psa poznajemy w momencie ucieczki z domu. Jak później się przekonujemy, jego decyzja była jak najbardziej uzasadniona, jakby podskórnie czuł, że pomysł opiekunów skończy się gorzej, niż się zapowiada. Rodzina Ozzy’ego dostaje zaproszenie na miesięczny wyjazd do Japonii. Okazuje się, że wzięcie psa jest niemożliwe, bo musiałby przejść kwarantannę. Bohaterowie są więc zmuszeni do znalezienia jakiegoś opiekuna. Na pomoc przychodzi reklama luksusowego ośrodka „Psi raj”, w którym pupile poddawane są kuracji SPA i karmione specjałami nouvelle cuisine. Wydaje się, że lepszego miejsca na urlop dla psa nie znajdą. Po wyjeździe opiekunów czar miejsca pryska. Jak to powszechnie w życiu bywa, reklamowany świat ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Hotel okazuje się szopką na pokazy dla klientów, a psy więźniami wielkiego psiego aresztu, w którym panują zasady takie same jak w więzieniach dla ludzi. Na stołówce podają obrzydliwe kocie jedzenie, panuje hierarchia grup więziennych, są metalowe budy pełniące funkcję karceru – najsurowsza część więzienia, do której trafiają za karę więźniowie nieposłuszni służbom porządkowym. Ozzy, jak każdy nowicjusz, początkowo nie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji, jednak gdy po miesiącu uświadamia sobie, że raczej nikt po niego nie przyjedzie, opracowuje plan ucieczki. Muszą w tym mu pomóc przyjaciele…
Ozzy jest pogodną bajką z prostą fabułą, która dzieli świat na dobrych i złych; uczy, żeby nie ufać reklamom, bo one kłamią, nie donosić na innych, ponieważ to zawsze kończy się kłopotami, a także wielokrotnie podkreśla, że przyjaźń i lojalność wobec bliskich są ważne – bez tego trudno jest osiągnąć sukces, wytrzymać w trudnych sytuacjach – bo w grupie jest siła. Choć sporo dzieci znudzonych fabułą opuściło salę, bajka angażuje odbiorców, ponieważ dało się zaobserwować, jak wielu widzów zaczęło klaskać, dopingując Ozzy’emu podczas wyścigu. Ja również podczas seansu bawiłam się nie najgorzej.
Ocena: 6/10
Recenzja ukazała się w „Ińskie Point” nr 6/2017