Drugie (prawdziwe?) oblicze świąt (Cicha noc, reż. Piotr Dromalewski)

Choć czekałam na ten film z niecierpliwością od festiwalu w Gdyni, to widząc, jak wielkie zainteresowanie budzi on wśród widzów (na moim seansie była pełna sala), cieszę się, że premierę miał w okresie przedświątecznym. Ponadto po oglądanej niemal przez wszystkich komedii Listy do M. 3. Jeśli Listy do M. mają widzów pozytywnie nastroić do zbliżających się świąt, w miły sposób przypomnieć o tym, że rodzina jest najważniejsza itd., to Cicha noc ma skłonić do refleksji nad rzeczywistym obrazem naszych świąt i relacji z bliskimi.

Debiut Piotra Domalewskiego to dramat rodzinny o dużej sile rażenia, przez co wielu dopatruje się inspiracji filmami Wojciecha Smarzowskiego (na szczęście, ten pierwszy nie robi aż tak mocnych obrazów). Wszystkim, którzy utożsamiają się z obrazem wigilii przedstawionej na ekranie, można serdecznie współczuć. A być może część spośród widzów, która żyła w przekonaniu, że święta w ich domu są koszmarem, odetchnie z ulgą, że mogło być gorzej. Myślę jednak, że jeśli (i mam nadzieję, że tak jest) nawet niewiele osób co roku podobnie obchodzi święta, to w obrazie Domalewskiego znajdą się pojedyncze sceny, mikrodramaty nieprzystające do filmowych obrazów pokroju Listy do M. czy To właśnie miłość, a są częścią naszych rodzinnych doświadczeń. Najsilniej jednak na widza oddziałują nie te sceny, w których dochodzi do bójki, do alkoholowego marazmu czy wyznań całkowicie rujnujących życie jednego bohatera. Z takimi dramatycznymi sytuacjami kino widza dobrze oswoiło. Są to ujęcia z życia codziennego, tak prawdziwe i naturalne, że odbiorca czuje się zawstydzony. One obnażają to, co zostawiamy w domu, o czym nie mówimy publicznie, co często nawet wypieramy z pamięci, bo to mało istotne szczegóły. Mam na myśli sekwencję mikroscen przedstawiających przygotowania do świąt, w których nie padają między bohaterami ważne słowa budujące dramaturgię głównej fabuły. W których matka prosi o przyniesienie stołu i narzeka, czemu tak długo to trwało, ciotka prosi o wyłączenie telewizora, bo jest wigilia i upomina dzieci, by nie przeklinały, młodzież chichra się podczas czytania Biblii, członkowie rodziny niezręcznie łamią się opłatkiem i nie wiedzą, co sobie życzyć, a coś trzeba… itp. Te kadry sprawiają, że film Domalewskiego jest boleśnie życiowy.

Z kolei główna historia opowiedziana w tym filmie, koncentrująca się na Adamie i jego życiowych planach, który jak pozostali mężczyźni w rodzinie jedyną szansę na zapewnienie godnego życia rodzinie upatrywał w pracy za granicą, zawiera w sobie wątki, pozwalające mi zestawić go z włoskim komediodramatem Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Znaczącą różnicą między tymi obrazami jest to, że w polskim filmie rodzina nawet nie próbuje, poza chwilą przy stole, sprawiać wrażenia miłego towarzystwa. Ale podobieństwo dostrzegam w zawikłanych i przede wszystkim zakłamanych relacjach między członkami rodziny. Może się wydawać, że w rodzinie nieokazującej sobie wzajemnie jakichkolwiek przejawów czułości, powiedziałabym wręcz, że ta konstrukcja społeczna opiera się na jakimś wewnętrznym nakazie: „z rodziną trzeba się trzymać, bez względu na to, jaka jest” – nie ma miejsca na jeszcze głębsze urazy i krzywdy. Jakby maska obojętności na ich twarzach i milczenie, do którego przerwania potrzeba odwagi, była wystarczającym znakiem tej rodzinnej tragedii. A nie jest… Co chwilę poznajemy kolejnych członków rodziny, próbujemy rozwikłać złożone relacje między nimi. Co tak naprawdę poróżniło dwóch braci, skąd taki chłodny stosunek do ojca, i dlaczego ukochaną siostrzyczkę tak długo trzeba namawiać, by przyjechała na wigilię? Odpowiedzi udzielić mogłoby motto dra House’a: wszyscy kłamią. Tragizm rodziny Adama zostaje uwydatniony poprzez skontrastowanie jej z drugą rodziną zasiadającą z nimi do stołu: ciotki, wujka oraz kuzynostwa, których poznajemy na tyle powierzchownie, by sprawiali oni wrażenie wesołej, pozbawionej większych problemów (niż wulgarne odzywki dzieci) rodzinki. Z pewnością, gdyby odwrócić główne role, dostrzeglibyśmy, że nie ma domu bez tajemnic i dramatów.

Film przyciąga uwagę widzów także nie byle jaką obsadą aktorską, wśród której pojawiają się już rozpoznawalne twarze aktorów młodego pokolenia jak Dawid Ogrodnik, Tomasz Ziętek czy Maria Dębska oraz bardziej doświadczony Arkadiusz Jakubik. To nazwiska, które obiecują, że przynajmniej postacie będą dobrze zagrane. Dla mnie jednak najbardziej wyrazistą postacią w tym dramacie była matka Adama grana przez Agnieszkę Suchorę – jej postać, raczej niebiorąca udziału w kluczowych rozmowach, zwykle lekceważona przez męską część rodziny, starała się utrzymać w rydzach rozpadającą się rodzinę, zachować pozory udanych świąt. Powiedziałabym, że to najlepsza rola w dorobku tej, raczej serialowej, aktorki, która być może stanie się furtką do licznych propozycji poważnych ról, bo w Cichej nocy Suchora pokazała, że tkwi w niej potencjał. Tak jak w samym Domalewskim, który zapowiada się na całkiem ciekawego reżysera…

Ocena: 7,5/10

Dziękuję za zaproszenie.

6 thoughts on “Drugie (prawdziwe?) oblicze świąt (Cicha noc, reż. Piotr Dromalewski)

  1. „Debiut Piotra Domalewskiego to dramat rodzinny o dużej sile rażenia” – to podsumowuje cały film. Oczywiście, siła rażenia jest tu pozytywna. Najlepszy polski film ostatnich lat, dramat i humor, życie i marzenia – wspaniała historia!!

  2. Miłe zaskoczenie po obejrzeniu filmu. Wzbudził emocje, a rzadko mi sie to zdarza ogladajac film, łzy nie pociekły co prawda 😉 ale jest w tym cos prawdziwego, pochodze ze wsi, moze to dlatego 🙂

Skomentuj ~Elka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *