Literacki tydzień, czyli Conrad Festival i Targi Książki w kilku punktach

To jest chyba najbardziej wyczekiwany tydzień w Krakowie, chyba z podobnym zainteresowaniem cieszą się u mnie jedynie terminy festiwali filmowych, które na stałe wpisały się w mój roczny harmonogram wydarzeń. Tym razem było o tyle intensywniej, że trochę więcej było mnie na Conrad Festival, choć w planach miałam oczywiście uczestnictwo w jeszcze większej ilości spotkań, ale z różnych przyczyn się nie udało. Aby się za bardzo nie rozpisywać postaram się wszystko streścić w kilku punktach.

Spotkanie z Krisztiną Tóth prowadzone przez Joannę Bator.

1. Bardzo bałam się, że tematy polityczne pojawiają na w dyskusjach na festiwalu. Niestety, obawy były słuszne. O ile na spotkaniach W Polsce, czyli gdzie? Dyskusja z udziałem Dominiki Kozłowskiej, Michała Łuczewskiego, Włodzimierza Nowaka i Ziemowita Szczerka oraz Historie kobiet, czyli spotkanie z Krisztiną Tóth pojawiły się tylko pojedyncze komentarze odnośnie ustawy antyaborcyjnej, o tyle radykalne poglądy Eustachego Rylskiego zdominowały całą dyskusję. Temat spotkania brzmiał Poczucie władzy, pytania prowadzącego dotyczyły tego, na ile pisarze mogą się wtrącać do polityki, czy byliby dobrymi kandydatami do sprawowania rządu, natomiast odpowiedzi pisarza sprowadzały się do tego, jak to obecna władza dewastuje kraj, przeczy demokracji (ktoś tu zapomniał, że właśnie na publicznym wydarzeniu wyraża radykalnie krytyczne poglądy wobec sponsora wydarzenia i za to nie spotka się z żadnymi surowymi konsekwencjami), którą trzeba chronić (już wtedy można się domyślić, że Rylski należy do KODu), jakimi sk***nami są ludzie, którzy choć przez chwilę zastanawiają się, czy UE ma sens, która wg niego jest najlepszym wymysłem ludzkości. Przyznam się, że słuchając go, byłam przerażona. Głównie tym, w jaki sposób swoje poglądy wyraża, obrażając wszystkich (wprost wyrażonymi wulgarnymi określeniami) o odmiennych poglądach. A i wg niego „Uległość” Houellbecq’a to „duperele”. Brak słów.

Przed samym spotkaniem przeczytałam jego powieść „Na Grobli”, wydawała mi się być bardzo aktualna wobec dziwnego podejścia Boba Dylana do Nobla.

2. Z doświadczenia wiem, że moje notatki dotyczące spotkań autorskich często zawodzą (albo źle godzinę wpiszę, albo w ich chaotycznym zapisywaniu przegapię jakieś spotkanie). Dlatego w tym roku postanowiłam wypróbował aplikację, jaką oferują Targi Książki. Ogólnie to fajna sprawa, tylko minusem jest to, że jeszcze w środę nie było harmonogramu spotkań i nie byłam pewna, czy w ogóle się pojawi – ale pojawił się – więc ręczne notatki i tak musiałam zrobić, a potem na ich podstawie zaznaczałam odpowiednie punkty w aplikacji. To wygodne, bo zamiast przeglądać na nowo cały program, wystarczy wejść w przypomnienia i ujrzeć listę już tylko z interesującymi cię spotkaniami, wraz z mapką. Niestety, program zarówno na stronie jak i w apce może okazać się nieaktualny, bo np. dzisiejsze spotkanie z ks. Strzelczykiem zostało odwołane jeszcze przed rozpoczęciem targów.

3. Zaletą organizowania Targów Książki w weekend świąteczny jest to, że jest mniej ludzi niż zwykle. Naprawdę było mniej, można to poznać po kolejkach do kas, które nie ciągnęły się do bramy parkingowej. A to, że tłok i ścisk był, co roku jest, co roku na to narzekamy, co roku mdlejemy (choć w tym roku było o tyle lepiej, że nie było aż tak gorąco) – i co roku nam się wydaje, że jest gorzej niż było ostatnim razem, bo przez ten rok wyczekiwania do kolejnej edycji targów (czy to nie brzmi masochistycznie?), tak je idealizujemy, że zapominamy o upiornej rzeczywistości. Jeśli nawet było gdzieniegdzie ciaśniej niż w poprzednich latach, to dlatego że kolejki do kilku dużych nazwisk się nałożyły – błąd organizacji harmonogramu.

4. Na organizację targów narzeka się co roku. Kiedyś był osobny punkt rejestracji dla gości branżowych, w tym roku nad czterema stanowiskami kas pisało, że także rejestrują. W praktyce kasjerka chciała mnie odesłać do bramki dla vipów, blogerów etc., dopóki nie zapytałam, dlaczego napisy wprowadzają nas w błąd? Ona chyba nie była tego świadoma, więc na wszelki wypadek podała formularz do rejestracji. Podobnie z wyjściem, przodem mogą wychodzić tylko wystawcy, reszta od „zaplecza” – gdyby jeszcze w tym normalnym przejściu był tłum ludzi, to zrozumiałabym ten podział. I również niefortunnym rozwiązaniem była organizacja paneli autorskich w kąciku hali. Szum ludzi na hali i czasem absurdalne ogłoszenia wygłaszane przez wszystkie głośniki zagłuszały rozmowę całkowicie. A szkoda, bo temat spotkania Krytyk czy czytelnik? brzmiał prowokująco, jednak trudno ocenić podejście Sylwii Chutnik i Janusza L. Wiśniewskiego do recenzji, kiedy słyszy się co piąte słowo.

5. Brakowało spotkania blogerów. Bo wiadomo, że między stoiskami to uda się co najwyżej uściskać się, wymienić parę słów i lecieć na kolejne spotkania. Jakoś tak wyszło, że nikt w tym roku nie chciał się podjąć tego zadania, a jedyna osoba, która próbowała coś w tym kierunku zrobić, postawiła na spontan – to nie mogło się udać. Dlatego pierwszy raz w życiu z sobotniego dnia targów wróciłam wczesnym wieczorem. W sumie dla mnie to o tyle lepiej, że w ostatnim czasie jestem wyjątkowo zamknięta na spotkania towarzyskie.

Moje ambitne plany zbierania autografów zrealizowane w 58%.

6. Jednym z uciążliwych problemów jest waga i objętość książek, które zabiera się do podpisu. Niektórzy rozwiązują to zabieraniem notesika. Ja proponuję zaprojektowanie prostej aplikacji umożliwiającej podpisywanie ebooków. Chyba każdy z nas już podpisywał się na tablecie kuriera, nie? No to trzeba jedno i drugie połączyć. To rozwiąże też problem z elektronicznymi egzemplarzami recenzenckimi, kiedy wydawcy nie są skorzy do wysłania papierowych książek.

7. Nie sądziłam, że można zapomnieć o zaplanowanych spotkaniach autorskich. Dopiero na drugi dzień olśniło mnie, że miałam iść na spotkanie z Weroniką Murek i podejść do Łukasza Orbitowskiego. Na szczęście oboje mają wspólnego spotkanie 17 listopada w Chederze, w związku z ich opowiadaniami o Kazimierzu – na targach można było wziąć dwa zeszyciki z opowiadaniem Orbitowskiego i Dominiki Słowik. Za tydzień pojawi się ostatnie, autorstwa Murek.

8. Bardzo mnie się podobały spotkanie towarzyszące przybliżające kraj gościa specjalnego targów. Choć niestety nie udało mi się wziąć udziału ani w pierwszym spotkaniu filmowym, ani w spotkaniach kulinarnych – to dzisiaj obejrzałam przepiękny film Opowieść o miłości i mroku. Życzyłabym sobie podtrzymania tego sposobu promowania kraju.

Jedna jest dla was, drugą niebawem zrecenzuję 🙂

9. Na chwilę obecną nie ma jeszcze zwycięzcy potargowego konkursu, tak więc zachęcam do zajrzenia na fanpage’a, bo jest do zdobycia bardzo ciekawa książka.

Według czyichś obliczeń w wymianie wzięło udział ok. 700 osób.

10. Chciałam wziąć udział w wymianie książkowej zorganizowanej przez Lubimy Czytać, ale jak zobaczyłam tę kolejkę, to nie wierzyłam własnym oczom. Kolejka na wymianę książek?! Jak wróciłam po dwóch godzinach, zmniejszyła się zaledwie o połowę. Nigdy więcej nie będę nawet sugerować udziału w czymś takim.

11. Poza Festiwalem Conrada i Targami Książki w minionym tygodniu uczestniczyłam w jeszcze jednym ciekawym spotkaniu autorskim z Rafałem Tomańskim promującym książkę Piekło – niebo. Zrozumieć Koreę. Temat mnie zainteresował, bo w zeszłym roku czytałam bardzo ciekawy reportaż o Korei Północnej.

12. Zapomniałam dodać, że Conrad Festival zmienił miejsce centrum festiwalowego, zajmując sąsiadujący Pałacem pod Baranami Pałac Czeczotki. Bardzo dobre rozwiązanie, choć jak wiadomo, zawsze będą spotkania cieszące się taką popularnością, że miejsca będzie za mało. Mimo wszystko decyzja o nowym miejscu była pewnego rodzaju odświeżeniem festiwalu.

1 thought on “Literacki tydzień, czyli Conrad Festival i Targi Książki w kilku punktach

  1. Uczestniczyłam w trzech dniach Targów i w sobotę tłumy były jak za starych dobrych czasów (około godz. 11:00-11:30 kolejka sięgała bramek parkingowych i bardzo cieszyłam się, że nie muszę w niej stać! za to w kolejce do szatni staliśmy godzinę).

    Nieustannie zadziwia mnie lokowanie największych wydawnictw tak blisko siebie, że na pobliskich arteriach zawsze robią się gigantyczne korki. Jak chciałam odpocząć od tłumów to szłam do Hali Dunaj i tam plątałam się wśród wydawnictw uniwersyteckich (chociaż w tym roku w sobotę tłumy były wszędzie).

    Na szczęście nie nastawiłam się w tym roku na zbieranie dedykacji, a zatem kolejki nie były mi straszne i ciężarów żadnych dźwigać nie musiałam. Zdobyłam jednak jeden podpis Jacka Hugo-Badera i potem nieco żałowałam, że nie nastawiłam się na więcej takich spotkań, lecz tak naprawdę w piątek i czwartek prawie żadnych ciekawych spotkań nie było.

    W przyszłym roku natomiast na pewno będę chciała uczestniczyć w Festiwalu Conrada. Bardzo, bardzo żałowałam, że w tym roku nie udało mi się udać na żadne spotkanie. Nieco się obawiałam się tłumów, kolejek po wejściówki, a zupełnie niepotrzebnie, zatem na pewno w przyszłym roku tam zawitam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *