10 000 km, reż. Carlos Marques-Marcet

Kiedyś poznałam mężczyznę. Przez Internet. Nie mając żadnych oczekiwań względem siebie zaczęliśmy wymieniać ze sobą mejle, średnio 4 dziennie. Trwało to 2 lata, w sumie wysłaliśmy do siebie kilkaset wiadomości mejlowych, tysiące wiadomości na czacie. Wydawałoby się, że tematów do rozmowy nigdy nie braknie. Z czasem zapragnęliśmy czegoś więcej, co wydaje się być naturalną koleją rzeczy w relacjach damsko-męskich. Dzieliło nas 1000 km (czyli 10x mniej niż w filmie), co uniemożliwiało nam spotykanie się w realu. Udało nam się spotkać parę razy. Jednak z każdym spotkaniem nasze relacje się psuły. Nagle mejle zaczęły brzmieć tak samo, być schematyczne, brakło tematów rozmowy, a przecież w świecie wirtualnym tylko rozmowa utrzymuje poczucie obecności (bliskości?) drugiej osoby. Z potrzeby bliskości zmuszaliśmy się do prowadzenia rozmów, które w ogóle się nie kleiły. W końcu nadszedł moment, kiedy stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Związek na odległość na dłuższą metę nie ma sensu istnienia, nawet jeśli w ten sposób poznają lepiej swoje wnętrza, choć pewnie znajdą się tacy, którzy temu zaprzeczą.

Przytoczyłam tę osobistą historię, aby pokazać, że typ relacji z jakimi zmagają się filmowi bohaterowie Alex i Sergi, jest dzisiaj zjawiskiem popularnym i wielu z Was doświadczyło czegoś podobnego. Sprzyja temu globalizacja, za którą idą nowe formy komunikacji, jak Internet i telefon komórkowy oraz charakter pracy, w której samorozwój wymaga przemieszczania się po świecie. Alex jest fotografem i dostała atrakcyjną ofertę – roczny staż w Los Angeles. Sergi nauczyciel barcelońskiej szkoły nie może opuścić kraju. Decyzja jaką podejmują bohaterowie jest odważna i pozbawiona jednostronnych poświęceń, które w przyszłości zaowocowałyby frustracją i żalem za niewykorzystaną szansą, co ostatecznie najprawdopodobniej przyczyniłoby się do rozpadu związku. Alex i Sergi próbują żyć razem, a jednak osobno.

Pierwsza faza ich związku na odległość to wieczne przesiadywanie przed ekranem monitora i niekończące się rozmowy na Skypie, aby jak najbardziej odczuć obecność nieobecnego. Ta faza nie ma szans przetrwać dłużej niż parę miesięcy, bo rozmowa staje się przymusem, co rodzi frustracje, a człowiek, coraz bardziej oddala się od rzeczywistości. Druga faza to właśnie oswojenie się z rzeczywistością. Partnerzy próbują żyć osobno, poznawać nowych ludzi w swoim otoczeniu itd. Kierunek, w jakim podąża fabuła, nie daje nadziei. To nie jest film żyjący mottem komedii romantycznych czy większości melodramatów: miłość przetrwa wszystko. Obraz, jaki pokazuje, jest brutalnie prawdziwy. Jako widzowie możemy im kibicować, wściekać się na egoizm każdego z nich, ale to co nam pozostaje, to bezradnie patrzeć na degradacje ich związku. Ostatnia scena stanowiąca klamrę kompozycyjną filmu pozostawia otwarte zakończenie, które urozmaiciłabym wynikiem testu ciążowego. Jak już się paprzemy, to do samego końca.

Ocena: 7/10

1 thought on “10 000 km, reż. Carlos Marques-Marcet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *