Żyć nie umierać, reż. Maciej Migas

Nie będę kryła, że film obejrzałam głównie dla Tomasza Kota i właściwie tylko ze względu na niego film jest warty uwagi. Gdyż scenariusz Harasimowicza jest przeciętny (podobnie jak jego poprzednie dzieło – Zamiana). Po historii bardzo luźno inspirowanej życiem aktora Tadeusza Szymkowa można było oczekiwać silnych i skrajnych emocji od dramatycznego buntu przeciwko chorobie po pełną euforii radość na wieść o cofnięciu się guza. Można było też nastawić się, że po seansie pozostaną jakieś refleksje o wartości życia. Tylko wtedy wyjdzie się z sali rozczarowanym.

To opowieść, o której szybko się zapomina. Mimo walki z alkoholizmem, z nowotworem płuc, próby pojednania się z żoną, córką i byłymi dziewczynami – ten obraz jest pusty. Prędzej w pamięci zostanie show odgrywany przez Bartka, głównego bohatera niż jego rozmowy z Żukiem o życiu i śmierci, które toczyły się podczas łowienia ryb.

Z bardzo subiektywnej strony podkreślę, że zapomnieniu ulega nie tylko fabuła, ale też tytuł, który mimo popularności powiedzenia z jakiego się składa – sprawia problemy, kiedy chce się go przytoczyć. 😉

Nie będę zachęcać do obejrzenia go w kinie, spokojnie można poczekać na emisję w telewizji. Nawet zainteresowani postacią Tadeusz Szymkowa nie wiele znajdą tu informacji o samym aktorze, ponieważ jak podkreślił scenarzysta, rodzina bohatera jest fikcyjna, a jedyne wspólne cechy dla pierwowzoru i bohatera filmu to stosunek do życia i śmierci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *