Powrót, reż. Magdalena Łazarkiewicz

Mija tydzień od obejrzenia seansu, a nadal mam problem z oceną Powrotu. Z kina wyszłam wstrząśnięta, pełno pytań pojawiło się w myślach, a gdybym przeklinała, to pewnie parę niecenzuralnych słów też by się znalazło. Jednak to nie emocje powinny kierować moją oceną filmu Magdaleny Łazarkiewicz. Tylko że historia, która została w nim przedstawiona, wydarzyła się naprawdę. I to jeszcze bardziej utrudnia oddzielenie oceny dzieła od piętnowania jej bohaterów.

Do rzeczy. Najbardziej godny uwagi wydaje się wątek, który pozornie został zepchnięty na dalszy plan, jego elementy trzeba stopniowo poskładać w jedną całość. Dzięki tej niedosłowności, potrzeby dopowiedzenia przez odbiorcę sprawia, że Powrót jest w moim odczuciu znacznie mocniejszym filmem niż Kler. Bo o ile u Smarzowskiego obłudę osób duchownych (i tylko duchownych, a gdzie świeccy?) eksponuje się na pierwszym planie, o tyle silniej oddziałuje obraz, który u Łazarkiewicz trzeba odkryć. Nie szokuje tu już sprzeczność między bogobojnością mamy Uli, a jej intymną relacją z księdzem-szwagrem. Nawet krytyczny osąd tych obojga wobec niedawnej przeszłości Uli, z której z trudem udało się dziewczynie wyrwać, wydaje się TYLKO hipokryzją.

Źródłem bólu i dramatu tej historii jest nieludzka relacja matki z córką, która wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Ula jako osoba, której sukces wokalny zaprowadził ją do niewoli w niemieckim domu publicznym, po powrocie nie otrzymuje odpowiedniego wsparcia psychologicznego (zamiast tego wścibskie pytania w sakramencie pokuty, który miałby ją uzdrowić), nie może liczyć na zrozumienie, a z czasem przekonuje się, że jej ponowne zjawienie się w domu nie było czymś przez rodzinę oczekiwanym. Znaleziony w kościele krzyż z pośmiertną tabliczką z jej nazwiskiem potwierdza, że zdążyli ją żywcem pogrzebać. Powinna się spodziewać, że choć często jest więziona w pokoju, wkrótce rodzina będzie starała się pozbyć dziewczyny o tak niechlubnej przeszłości, która nie tylko ją, ale i jej najbliższych piętnuje.

Ludzką czy też bardziej emocjonalną stronę Uli pokazują sceny z młodszym bratem – dziewczyna pozwala sobie na zdjęcie maski w jego obecności, gdyż on jest jedyną osobą, która jej nie ocenia. Nie musi się przed nim bronić, Karolek jest też jedynym śladem beztroskiego okresu życia, który u Uli na zawsze przeminął. Zresztą relacje z członkami rodziny powoli odsłaniają niedopasowanie Uli do domu, w którym się wychowała. Jednak to niedostosowanie nie wynika tyle z odmienności dziewczyny, co z patologii rodziny skrzętnie skrywanej pod maską religijności. Tu trzeba docenić aktorów, na których twarzach było widać ambiwalentny stosunek do postaci Uli, stanowiącej tak naprawdę zagrożenie dla utrzymania pozornego wizerunku wzorowego gospodarstwa.

Powrót jest dramatem społecznym, który pokazuje, jak wiele ofiar przemocy seksualnej nie otrzymuje pomocy, a zamiast niej pojawiają się kolejne ciosy ze strony najbliższych, bo zamiast wspierać, obwiniają. Stanowi też kolejną krytykę hipokryzji w katolicyzmie, za kulisami którego rozgrywają się historie całkowicie sprzeczne z ideą miłosierdzia bliźniego i innych głoszonych przykazań. Choć trzeba zaznaczyć, że krytyka jest tu znacznie szersza – katolicyzm pojawia się tutaj jako stały element naszej codzienności, a także chwytliwy medialnie temat – taki wymiar hipokryzji występuje we wszystkich wspólnotach żyjących pod sztandarem rozmaitych ideologii. Przy takich tematach bardzo łatwo rozstroić struny nastroju widza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *