Ten tytuł zapowiadał się najbardziej obiecująco i spełnił moje oczekiwania. Może nie było w nim zbyt dużo miejsca na literaturę, ale za to sporo odniesień do twórczości filmowej oraz tego, co męczy poetyckie dusze, czyli pytań natury egzystencjalnej: kim jesteśmy, czy można kogoś poznać dobrze, skoro nie jesteśmy w stanie sami dobrze się poznać.
Już od pierwszych kadrów przedstawiających naturę w nostalgicznym oświetleniu wyczuwa się poetycką i tajemniczą aurę. Owa tajemnica jest bowiem powiązana z zaginięciem siostry Jamesa Whitmana. Protagonista ma podejrzenia, że za jej zniknięciem stoi Bydlak – tak nazywa swojego ojca – i niedawna scena awantury, podczas której on uderzył dziewczynę. Podobno ojciec nie mógł znieść, że jego córka źle się prowadzi, bo tańczy w klubie nocnym. W pokoju siostry wpada na trop, który stanie się początkiem pełnym przygód poszukiwań – towarzyszyć będzie mu śliczna koleżanka z klasy – Sophie – jego pierwszy obiekt westchnień i nastoletnich rozterek.
Główny wątek poszukiwań zaginionej siostry jest pretekstem do ukazania złożonych osobowości i relacji międzyludzkich, a także – co czyni film czymś więcej niż dramatem rodzinnym – zabawy z formą i tradycją filmową. Obserwowanie poszukujących bohaterów, którzy odwiedzają różne miejsca i trafiają na nowe tropy, przywoływało skojarzenia z Grand Budapest Hotel, dlatego że nie jest tu istotą wynik śledztwa, lecz to, w jaki sposób te poszukiwania jest ukazane. W Poradach doktora Ptaka jest to zabawa z konwencjami gatunkowymi, przebieranki i stylizacje nawiązujące do kina noir, przygodowego, niemego czy musicalu. Ta kolażowa struktura filmu wynosi fabułę na poziom metafilmowy (co jest ciekawe w świetle tego, że jest ona adaptacją powieści) i jest wyraźnym przejawem ogromnej miłości do magii kina, filmowego sposobu opowiadania. W rozwoju zdarzeń podobało mi się to, że ograne schematy fabularne były tutaj przerysowane i toczyły się nieprzewidywalną drogą.
Intertekstualność to jeden z atutów dzieła, które przypomina nam, za co kochamy kino. Drugim to bogactwo niejednoznacznych problemów, częściowo nam bliskich czy dobrze znanych, częściowo do końca nierozwikłanych. Po pierwsze mamy dojrzewającego bohatera, w którym buzują hormony, nie radzi sobie z lękiem, stresem i w ogóle z emocjami. W sposób humorystyczny, nieco przerysowany ukazano, jak reaguje ciało, kiedy ma styczność z obiektem westchnień, jak pragnienia nie idą w parze z realizacją, bo nagle tracimy głos, rozsądek i koordynację ruchową. Sprawa Jamesa jest bardziej złożona, ponieważ doskwierają mu problemy natury psychicznej (schizofrenia?) – czego jest świadomy, ale że nie może liczyć na profesjonalną terapię (ojciec nie wierzy w choroby psychiczne i depresję), w ramach psychoanalizy rozmawia z gołębiem. Jest to smutny wątek wołania o pomoc, wołania, które zostaje zignorowane, zbagatelizowane. Z problemami psychicznymi zmaga się tak naprawdę cała rodzina Whitmanów. I do końca filmu nie udało mi się rozstrzygnąć, co jest prawdziwym źródłem sporu rodziców Jamesa, wydaje mi się, że założenie, iż problemy matki wynikają z niemożności samorealizacji, porzucenia aspiracji artystycznych na rzecz obietnicy spełnienia się w roli matki i żony – to tylko część prawdy. Bo choć od początku filmu ojciec jest przedstawiony jako tyran (z wojskowym wychowaniem), ten zły, który spowodował zniknięcie Sally, z czasem przekonujemy się, że w tym domu Elly niekoniecznie jest ofiarą. Może być manipulantką, schizofreniczką czy cichą terrorystką, która zmusza córkę do zarabiania ciałem pod pretekstem szukania prawdziwej „ja”. Kim jest? I dlaczego James twierdzi, że Carl również potrzebuje terapii? To pozostaje niedopowiedziane.
To, jak słabo znamy innych ludzi, pokazuje też postać Sophie, która za pewną siebie dziewczynę, gdy w rzeczywistości czuje się zagubiona i tylko odgrywa rolę takiej, jaką inni by polubili. James do końca nie wie, czy jest z nim, bo tego chce, czy dla przygody, zemsty na ekschłopaku, czy by go ośmieszyć? Z drugiej strony jego obawy są powodowane niewiarą w swoje szczęście czy złośliwymi pogłoskami.
Cenię ten film za wykreowany świat przedstawiony w stylizowanych ujęciach, nieoczywiste rozwiązania fabularne (choć te pewnie zawdzięcza literackiemu pierwowzorowi), za magnetyczne, ale i niejednoznaczne postacie pokazujące przekrój rozmaitych problemów, za intertekstualne odniesienia, a także za niedopowiedziane wątki, dzięki czemu ta opowieść wzmacnia tajemniczość.