Karuzela everymanów (Karuzela – Sergio Rossi, Agnese Innocente)

Karuzela - Sergio Rossi, Agnese InnocenteMoje poprzednie doświadczenie z komiksem – nie licząc ciekawego spotkania z twórcami komiksów na Festiwalu Fabuły – było niezbyt udane. Nie tylko dlatego, że zapoznawałam się z nim na ekranie telefonu (tak, na Legimi czy EmpikGo zdarzają się komiksy), ale przede wszystkim na dość banalną opowieść i niespecjalnie wyróżniającą i zachwycającą stronę graficzną – mowa tu o młodzieżowym komiksie Domestic Fluff Weroniki Łodygi i dość znanej autorki powieści graficznych Anny Krztoń. Chcąc jednak sprawdzić, co obecnie świszczy w świecie komiksów, sięgnęłam po Karuzelę Sergiego Rossiego i Agnesy Innocente – kolejną młodzieżówkę.

I jakkolwiek nie przypadł on mi szczególnie do gustu, tak z dystansu patrząc – to, co mnie w nim uwierało, można obronić i stwierdzić, że proponuje nowe rozwiązania formalne, które próbują uchwycić tymczasowość, zmienność i ulotność dzisiejszych czasów, ze szczególnym uwzględnieniem relacji międzyludzkich. I choć komiks kładzie nacisk na lustrację komunikacji i zaangażowania w relacjach wśród młodzieży – równie dobrze można odnieść te sytuację do dorosłych, podmieniając przestrzeń szkolną na korporację.

Karuzela to zbiór powiązanych ze sobą krótkich historii o parach bohaterów, którzy chodzą do tej samej szkoły i na danym etapie opowieści tworzą związek albo próbują do niego doprowadzić bądź jesteśmy świadkami rozstania i zdrady. Okładka komiksu doskonale pokazuje jak pomiędzy odcinkami przeskakujemy na kolejną parę bohaterów, w tym jedna postać z pary towarzysząca w jednej historii, pojawia się w następnej uwikłana już w inną relację. Dlatego tą są przeskoki nie tylko między bohaterami, ale też czasowe – przy czym mam poważne wątpliwości, czy jest to narracja linearna i każda kolejna opowieść rozgrywa się w czasie przyszłym w stosunku do wcześniejszej. Natomiast nie ma wątpliwości, co do tego, że całość niczym tytułowa karuzela może być rozgrywana naokoło, ponieważ zakończenie może być zarazem początkiem – zmieniają się co najwyżej takie detale, jak imiona gospodarzy „pamiętnej imprezy”. I takie rozwiązanie bardzo mi się podoba, bo lubię niedomknięte narracje. Poza tym, z jednej strony wpisuje się w frazes „historia kołem się toczy”, z drugiej zaś uświadamia, że postępujemy według tych samych schematów: zmienne są tylko imiona partnerów oraz miejsce, gdzie się spotykacie/zrywacie itp. Być może uwzględniając target tego komiksu, główny przekaz polegał na tym, że wszystkie dramaty, które w danym momencie mogą wydawać się końcem świata, przeżyjecie jeszcze kilka razy, tak jak to przeżywają wasi rówieśnicy.

Tym, co uwierało mnie w tej formie, to zbyt krótkie, powierzchowne opowieści, w świetle których postacie wydawały się papierowe (mimo że poznajemy je w dwóch różnych relacjach), pozbawione psychologicznego rysu. Nie znamy motywacji bohaterów – pewną zmienność można wyjaśnić burzą hormonów, ale czy to nie trywialne? Fajnie byłoby pochylić się nad tym, dlaczego młodzieży „w czasach whatsappa” tak trudno nawiązać trwalsze relacje? Bo zwalanie takiego obrazu miłości na popularność internetowych komunikatorów brzmi jak narzekanie seniora, który w dzisiejszych technologiach się nie odnajduje i widzi w nich źródło wszelkiego współczesnego zła. Nie, to nie jest właściwa przyczyna tego stanu rzeczy. Proszę szukać dalej.

Strona graficzna (uproszczone rysunki w ograniczonej gamie kolorystycznej) nie jest zbyt wyrafinowana i bogata, ale pasuje do tych historii, zwłaszcza tego niepogłębionego sposobu opowiadania, wskutek którego historie przestają być od siebie odróżnialne, podobnie jak postaci. Notorycznie musiałam wertować strony, by ustalić kim ten bohater jest dla drugiego głównego bohatera, a jakie relacje miał z postaciami drugoplanowymi. Można się pogubić. Właśnie dlatego, że postacie są papierowe i nawet graficznie nieszczególnie się wyróżniają. Takie everymany. Jeśli zgodnie z opisem na okładce jest tylko jedna główna bohaterka i jest nią miłość – to powierzchowne odrysowanie postaci można zrozumieć. Ale dla mnie to spora strata, bo przecież nawet w serialach (a autorzy komiksu w nazywaniu kolejnych historii odcinkami nawiązują do tej formy), drugoplanowe postacie dostają swój odcinek i poznajemy je z innej strony, dzięki czemu wydają się one wielowymiarowe i ciekawsze. Tutaj to się nie dzieje. Szkoda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *