Dzieło absolutne (Wydatki – Łukasz Zawada)

Wydatki to książka, która stawia krytyka w niewygodnym położeniu, niemal w pułapce. Bo każdy jego osąd został w niej skomentowany. Jeśli skrytykuje – tzn. że nie ma poczucia humoru albo najzwyczajniej nie zrozumiał dowcipu autora. Jeśli zaś doceni twór, jakim jest książka Zawady, będzie to pozwolenie na wydawanie podobnych prowokacji, eksperymentów mieszczących się w kategorii metaliteratury, w której jest więcej meta niż literatury (w rozumieniu charakteru utworu, a nie jego tematu). Wydawałoby się, że jedynym godnym wyjściem z tej niekomfortowej sytuacji, byłoby udawanie, że tej książki się nie przeczytało, nie wie się o jej istnieniu… Zachować obojętność, bo przecież ta godzi w duszę artysty najbardziej. Niestety, ja do tego uciec już nie mogę, bo przecież Państwu się przyznałam, że czytałam, nawet w poprzednim poście zapowiedziałam, że o Wydatkach coś napiszę. Choć nie ukrywam, że łatwiej niż o książce byłoby mi napisać o swoich wydatkach, może nie tak skrupulatnie, jak czyni to Zawada na ponad 50 stronach, bo takie zestawienie uświadomiłoby prawdziwą skalę wydatków, której wolę być łudząco nieświadoma. Nie zrobię tego, choć sytuacja ekonomiczna krytyków, będąca równie często tematem debat na festiwalach literackich, jak pensje pisarzy, wpisuje się w problematykę książki.

Wydatki to dzieło, które z jednej strony porusza się po dobrze znanych obszarach tematycznych, podnoszących po raz wtóry kwestię statusu pisarza, postrzeganego przez społeczeństwo jako artystę z wyrzeczeniami materialnymi, a nie człowieka, który musi jeść, ubierać się i godnie prezentować się na spotkaniach i festiwalach. Zawada nie dokłada odkrywczych refleksji, za to dotąd mglistemu w debatach wyobrażeniu egzystencji ekonomicznej pisarza nadaje encyklopedyczny rys w postaci rocznego zestawienia wydatków. I choć niektórzy mogliby się czepiać, czy rzeczywiście są to niezbędne wydatki… Niewątpliwie zestawienie pokazuje pisarza jako człowieka z krwi i kości, ze swoimi potrzebami, zachciankami i słabościami. Z innej strony patrząc, jeśli ono spełni tę funkcję i rzeczywiście, dzięki temu zaczniemy widzieć w autorach ludzi, będzie to zarazem świadczyło o kryzysie słowa, skoro to dopiero liczby wyraziście unaoczniają to, o czym od dekad pisano i mówiono.

Z drugiej zaś Wydatki wpisują się w tradycję metaliteratury: autor czyni z siebie głównego bohatera i opisuje jego losy – egzystencję tak precyzyjnie i wiarygodnie, że przypisujemy im biograficzny charakter. Wciela się również w rolę krytyka i wydawcy – dzięki czemu dostajemy kompleksowy obraz świata literackiego w miniaturze. Czytane właśnie przez nas dzieło zawiera w sobie warsztat pisania, treść właściwą i odpowiedź wydawnictwa. A to wszystko spięte zostało kompozycyjną klamrą, która ukazuje funkcjonowanie (uznanego, dodajmy) autora poza procesem wydawania książki: gala nagród i laudacja pogrzebowa. To kompleksowe ujęcie właśnie sprawia, że tu nie ma już przestrzeni dla krytyka. Można rzec, że to książka-absolut, pełny byt, który może funkcjonować niezależnie od krytycznoliterackiego i czytelniczego świata, ponieważ jej recepcja kryje się w niej samej. Wszelkie próby jej rewizji przez zewnętrznych odbiorców (czyli spoza książki) są zdane na porażkę, gdyż są bezcelowe – odpowiedź na nie są już w treści. Nic nowego nie możemy dodać. To trochę tak, jakbyśmy chcieli przeformułować zadane już pytania do podanych odpowiedzi. Zawadzie udało się postawić przezroczysty mur między utworem a światem literackim, pozwalając mu jedynie zajrzeć, ale nie dając przestrzeni do własnego odbioru oraz wymykając się gatunkowym klasyfikacjom. Chyba tak formalnie (z literackiego punktu widzenia) wygląda prawdziwie niezależne dzieło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *