Zapaść. Reportaże z mniejszych miast kontynuuje popularny w ostatnich latach w literaturze non-fiction wątek o Polsce wykluczonej. Dotychczasowe publikacje (może z wyjątkiem Miasta Archipelagu Springera, który w moim odczuciu zachęcił reporterów, by tematów poszukali poza metropoliami i aglomeracjami) koncentrowały się na jednym problemie społecznym: wykluczeniu komunikacyjnym czy rewitalizacji miast, która kończyła się wycinką drzew i zalaniem betonem. Dla Szymaniaka poszczególne problemy służą odpowiedniemu skomponowaniu materiału, natomiast punktem wyjścia są średnie miasta i to, co lokuje je w Polsce ‘B’, to, co sprawia, że są na granicy społeczno-ekonomicznej zapaści. A takich miast, jak podaje PAN, jest ok. 125. Właściwie zestawienie książek Szymaniaka i Springera pokazałoby, że problemy średnich miast oraz byłych wojewódzkich są takie same. Choć w tych drugich można wskazać konkretny moment, kiedy krzywa rozwoju się załamuje (reforma administracyjna), pogorszenie sytuacji miast, o których pisze Szymaniak, jest skutkiem działań (koncentracja na rozwoju dużych miast jak Warszawa czy Kraków oraz zaniedbywanie mniejszych miejscowości) z tego samego okresu. Tylko brak gwałtownej degradacji z roli ośrodka wojewódzkiego sprawił, że destrukcja następowała stopniowo.
Reporter na potrzeby książki zwiedził około 30 zagrożonych zapaścią miast, by porozmawiać z mieszkańcami, aktywistami i samorządem o palących ich problemach (nieraz dosłownie) i oferowanych oraz możliwych rozwiązaniach. Tym, co wychodzi na pierwszy plan, to sprawa, która jest bliska także mieszkańcom największych miast, tj. brak komunikacji władzy z ludźmi. Władze miasta nie konsultują swoich pomysłów z potrzebami mieszkańców, w związku z czym większość pieniędzy idzie na nietrafione inwestycje, które pogarszają jakość życia w mieście, miejsca tracą dotychczasową funkcję bądź nie inwestuje się w to, co trzeba. Albo samorządowcy pozostają bierni i zamiast podjąć działania na rzecz zatrzymania młodych ludzi, sami doradzają, że tu nie mają czego szukać. Co więcej, ekonomia bierze górę nad potrzebami. Czyli to, co jest nierentowne – likwiduje się (np. oddział w szpitalu) albo w to się nie inwestuje (np. samorząd nie chce dokładać do przejazdów komunikacją publiczną).
Czytając Zapaść, miałam poczucie, że większość omówionych tu zagadnień, to sprawy, z którymi borykają się także duże miasta liczące sto parędziesiąt mieszkańców. Bo i z dużych miast uciekają młodzi z powodu bezrobocia i braku perspektyw, i w nich doskwiera smog oraz panuje betonoza (często bardziej niż w mniejszych miejscowościach). Myśląc o rodzinnym mieście, stwierdzam, że jedynie dostęp do opieki medycznej i transport publiczny są tym, o co jego mieszkańcy nie muszą się martwić (oczywiście pomijam tu kwestię terminów do specjalistów, co wynika z funkcjonowania państwowego systemu aniżeli lokalnej polityki). Dlatego w reportażach Szymaniaka przejrzy się większość czytelników, rozpoznając dobrze znane trudności i zgryzoty, stawiające przed dylematem: zostać czy szukać szczęścia w mieście wojewódzkim.
A to zależy przede wszystkim od rynku pracy. Szymaniak ma w nim dobre rozeznanie – to efekt prac nad poprzednią książką Urobieni. Reportaże o pracy. I przez to problematyka bezrobocia i zatrudnienia wydaje się w książce szerzej omówiona niż pozostałe. Drugim istotnym czynnikiem decydującym jest koszt utrzymania w proporcji do wysokości wynagrodzenia. Mogłoby się wydawać, że jest niższy niż w metropoliach, a jednak jak autor pokazuje w rozdziale dotyczącym mieszkań – proporcje między pensją a ceną za m2 są takie same, a zdarza się, jak w Giżycku, że ceny w nowym budownictwie są kreowane dla Warszawiaków. Kolejnym powodem, dla którego niektórzy bohaterowie reportażu decydowali się o wyprowadzce do większego miasta to dostęp do ośrodków zdrowia (pewna ciężarna kobieta przed porodem przeprowadziła się do Lublina, gdyż w jej mieście zdecydowano o zamknięciu oddziału położniczego). Z tym wątkiem powiązany jest już wspomniany problem transportu publicznego, bez którego wielu nie ma jak dojechać do lekarza dostępnego w mieście oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów od zamieszkania.
Z niewymienionych przeze mnie jeszcze zagadnień poruszonych w książce należy wymienić lokalną kulturę oraz prasę, której coraz trudniej zachować obiektywność i swobodę – bo samorządowcy żyją w przekonaniu, że skoro inicjatywa jest finansowana z budżetu gminy, mają prawo decydować, co może a co nie ukazywać się w miejskiej czy powiatowej gazetce. A to one są głównym źródłem informacji o tym, co dzieje w okolicy i jak sprawuje się lokalna władza – stąd są poręcznym narzędziem politycznej kreacji.
Zapaść w szerokim przekroju problematyzuje trudną sytuację średnich miast. Autorowi udało się z zebranego materiału wyłonić kluczowe i wspólne dla mieszkańców odwiedzonych miast kwestie, z którymi muszą się borykać i wydają się decydujące dla aktualnej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Jak wspomniałam, o kilku z poruszonych problemów wydano w ostatnich latach odrębne reportaże, doceniam to, że Szymaniak niepotrzebnie nie rozwijał tych tematów w swoich tekstach, tylko odsyłał do odpowiedniego źródła, a skupiał się na bohaterach. Dlatego w gruncie rzeczy dostajemy kolejny głos wykluczonych i alarmujący o ważnych kwestiach (bo jednak dotyczących większości Polaków), które nie mają przebicia w głównych mediach, a przecież są to wciąż odbijające się echa transformacji ustrojowej. Najwyższy czas już coś z tym zrobić.
1 thought on “Echa transformacji (Zapaść. Reportaże z mniejszych miast – Marek Szymaniak)”