Recenzja Katak. Podwodna przygoda, reż. Christine Dallaire-Dupont, Nicola Lemay
Tytułowy bohater kanadyjskiej animacji Katak. Podwodna przygoda jest młodym reprezentantem białuchy. Te morskie ssaki wzięły swoją nazwę od koloru skóry, która z wiekiem robi się coraz bielsza. Niestety nasz protagonista mimo upływu lat wciąż pozostaje szarakiem. Kolor jego skóry jest obiektem kpin ze strony kolegów, a dla jego matki dowodem na to, że wciąż jest jej małym synkiem, który nie dorósł do tego, by zamieszkać z innymi samcami. Katak zatem musi w inny sposób udowodnić, że wydoroślał. I robi to w sposób typowy dla wielu nastolatków: sekretnie wymykając się z domu, by odbyć długą samotną podróż.
Celem podróży są wody kry, gdzie mieszka dziadek, o którym wielokrotnie opowiadała umierająca babcia Kataka. Szara białucha, chcąc dać babci motywację do walki z chorobą, decyduje odnaleźć i przywieźć dawnego ukochanego, który nawet nie wie, że owocem letniego romansu sprzed laty była córka, a w następstwie także wnuki. Jak wielu naiwnych młodziaków Katak nie spodziewa się, że jego podróż będzie pełna niebezpieczeństw i przyjdzie mu się zmierzyć ze śmiercionośną orką, którą wiele lat temu pokonał jego dziadek. Na szczęście poznaje po drodze oddanych przyjaciół broniących go przed zagrożeniami i prowadzących go do celu.
Pod powłoką tej prostej i przewidywalnej przygody, która jest przeznaczona raczej dla najmłodszych widzów – nawet starsze dzieci bywały nią znudzone – pojawia się temat wpływu działalności człowieka na naturalne środowisko wodne. Choć przez cały film nie widzimy ani jednego człowieka, jego obecność przejawia się w postaci płynących łodzi czy obecnych w oceanie odwiertów geotermalnych. To obok innych gatunków morskich największe zagrożenia dla bohaterów animacji.
W rozmowach między białuchami pojawia się narzekanie, że jest coraz więcej łodzi i nawet nie mają, gdzie się schronić. Pojawiają się także wątki pokazujące dalsze następstwa: problem z rozmnażaniem. Bohaterowie obserwują, że reprezentantów ich gatunku jest coraz mniej, a jeśli ma się narodzić nowe stworzenie – zdarza się, że urodzi się martwe. Podczas zebrań stado analizuje, co jest tego przyczyną i jak sobie z tym poradzić. Rozważają, by na czas zimy wraz z innymi morskimi stworzeniami płynąć do cieplejszych regionów oceanów (choć tu nie wiem, czy jest dobre tłumaczenie dialogów, ponieważ rzeczywistym problemem jest wzrost temperatury wód oceanicznych, który prowadzi o trudniejszych warunków życia istot tam żyjących. Pokazana później większa populacja białuchy w wodach kry przekonuje, że twórcy mieli raczej na myśli chłodniejszy obszar).
Problem populacji niektórych gatunków ryb pokazuje postać Pani Dorsz, która prosi Kataka o litość, bo jest ostatnią reprezentantką swojego gatunku. Z kolei kolejna napotkana Dorsz tak łaknie towarzystwa innego dorsza, że rozmawia sama ze sobą. Dopiero od Kataka dowiaduje się, że w ocenie żyje jeszcze jedna jej koleżanka, co napawa ją ogromną radością, bo była pewna, że jest ostatnią sztuką.
Doceniam obecność wątków z ochrony środowiska – obawiam się jednak, że ich zbyt subtelna obecność w tle nie przełoży się na powiązanie go z głównym przekazem bajki. Bardziej akcentowana konkluzja dotyczy wartości rodziny (białuchy to niezwykle rodzinne zwierzęta), a nie wpływu działalności człowieka na trudniejsze warunki do życia dla wielu gatunków morskich, w efekcie których ich populacja znacznie maleje.
Tekst ukazał się „Ińskie Point” nr 3-4/2024.