Od lat trwają dyskusje, w jaki sposób kino europejskie może konkurować z dominującym Hollywood, które wydaje się nie mieć żadnego konkurenta (prócz pewnego wirusa wywołującego pandemię, a ta zamykająca kina zmusiła do przeniesienia premier i tym samym odroczenia zysków). Dla kina europejskiego istnieją trzy strategie, które wyłuszczył w swojej książce Marcin Adamczak Globalne Hollywood. Jedna z nich mówi o koncentracji kina europejskiego i utworzenia na wzór amerykańskiego giganta jednego wielkiego centrum, które samą dystrybucją w obrębie kontynentu miałoby dużo liczniejszą widownię niż hollywoodzkie filmy w Stanach Zjednoczonych. Tymczasem film Umrzesz mając 20 lat, który jest koprodukcją kilku państw Europy oraz Afryki pokazuje, że kino europejskie ma jeszcze szersze możliwości. Co jest możliwe dzięki temu, co Adamczak wyłożył jako słabą stronę tego kina, czyli subsydiów. Bez europejskiej tradycji mecenatu sztuki nie miałyby szans istnieć filmy niszowe, a zarazem niedochodowe. Dzięki niej jednak, jak udowadnia Umrzesz mając 20 lat, można dotrzeć tam, gdzie kultura filmowa praktycznie nie istnieje. Bo słysząc hasło kino sudańskie, trudno uwierzyć, że w tym biednym i skonfliktowanym kraju ma szansę istnieć przemysł filmowy. Jak dostrzegła moja druga połówka, zainspirowana wątkiem kina w Umrzesz…: „oni tego filmu nawet nie obejrzą, bo nie wiedzą, że coś takiego w ogóle istnieje”.Mimo to widziałabym zatem szansę w utworzeniu filmowej wspólnoty europejsko-afrykańskiej, w której spore różnice kulturowe byłyby kreatywnym bodźcem. Zresztą, czy te różnice rzeczywiście są tak znaczące?
Motyw klątwy, wokół którego jest osnuta fabuła Umrzesz.. wydaje się ponadkulturowy. Można doszukiwać się korespondencyjnych utworów w bliższym filmowi dziedzictwie świata arabskiego. Ale i poza arabską kulturą mitów o klątwach nie brakuje, by wspomnieć bliższe kulturze europejskiej tragedie Sofoklesa. Podobny los przeklętych postaci (choć zakończenie filmu pozostawia odbiorcom pole do refleksji nad losem protagonisty) utwierdza mnie w przekonaniu, że do ziszczenia się proroctwa przyczyniają się sami obciążeni przekleństwem, które całe życie podporządkowują zasłyszanemu przeznaczeniu (czy to uciekając jak Edyp, czy biernie czekając do dwudziestych urodzin jak Muzamil). Cenię w Umrzesz mając 20 lat właśnie uniwersalność opowieści, dzięki niej ma szansę być odebrana jako coś więcej niż egzotyczny obrazek Sudanu.
Celowo używam zdrobnienia, bo mamy perspektywę ograniczoną do jednej, zamkniętej wioski, w której wszyscy się znają i żyją klątwą – nie ułatwiając Muzamilowi życia. Rzeczywistość tego światka jest kontrastowana ze światem zewnętrznym przedstawianym w opowieściach dwóch podróżujących mężczyzn. Znamienne jest to, że obaj są ojcami Muzamila. Jeden jest biologicznym, który po usłyszeniu klątwy wyjechał w świat, nie mogąc żyć w jednym domu ze „śmiercią”. O trudach tej tułaczki pisze żonie w listach. Drugi mężczyzna to stały klient sklepu, w którym Muzamil pracuje. On pokazuje chłopcu inne strony życia, mocno odbiegające od zasad dyktowanych przez Koran, uczy go liczyć, pokazuje mu filmy… Dla Muzamila to właśnie Sulejman jest jak ojciec, którego nie znał. Rola ojca jawi się tutaj jako tego, kto ma objaśniać świat, doradzać i pokazać możliwości. Innymi słowy, wprowadzać dziecko w dorosłe życie. Biologiczni rodzice porzucili ten obowiązek, nie widząc w tym celu. Muzamil nie uczęszczał do szkoły, póki napotkany szejk nie zapytał już pogrążonej w żałobie matce, czy jej syn ma umrzeć jako chłopiec czy mężczyzna?
I tu powrócę do różnic kulturowych, bo w Umrzesz mając 20 lat najbardziej uderza społeczna postawa bohaterów. Można by ją określić jako patową. Na odbiorców przyzwyczajonych do motywujących historii, w których w obliczu tragedii nie wolno się poddawać, trzeba korzystać z życia, ile się da (niekoniecznie trzeba przy tym grzeszyć – choć klasyfikacja czynu jako grzech jest mocno zależna od obowiązującej w danym miejscu religii, co generuje większe czy mniejsze ograniczenia), inicjować budujące działania – podejście mieszkańców wioski (za wyjątkiem Sulejmana) do sytuacji Muzamila, którzy mentalnie uśmiercali go za życia, robi piorunujące wrażenie. Obecnie rzadko spotykamy się z takim pesymistycznym obrazem i to doświadczenie kinowe, tak odmienne od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni, uderza w nieznane nam jeszcze struny wrażliwości. Co też jest potrzebne, co też jest wartością dodaną tego dzieła filmowego.
Tekst ukazał się w „Inskie Point” nr ?/2021