To mógłby być bardzo dobry film, gdyby nie jedna uprzedzająca wobec innych narodów perspektywa. O tej kwestii powiem więcej później.
Mamy Szwecję i niezalegalizowaną parę polskich imigrantów zarobkowych, rodziców Uli (Barbara Kubiak), dziewczynki w wieku ok. 9-10 lat. Mówiąc niezalegalizowaną, mam na myśli, że Basia (Agnieszka Grochowska) i Marek (Bartłomiej Topa) nie są w związku małżeńskim. Patrząc na ich relację, raczej pozbawioną namiętnego uczucia, można przypuszczać, że próbują tworzyć udany związek, udaną rodzinę ze względu na córkę. Nie można powiedzieć, że stanowią wzorcowy obrazek rodziny, ale też trudno zarzucić im przejawy jakiegokolwiek zaniedbania wobec dziecka. Marek zabiera Ulę na żagle, popołudniami gra z nią w piłkę, próbując wypełnić jej brak przyjaciół w tym obcym kraju. To, że Ula źle się czuję w Szwecji, widać choćby w jej relacjach z rówieśnikami oraz z nauczycielami w szkole. Z jednej strony niezrozumiały jest dla mnie system edukacji w tym kraju, bo zamiast uczyć tolerancji i szacunku wobec obcokrajowców, gnębi się ich – bardzo raziła mnie scena, w której nauczycielka nie mogła zaakceptować imienia Uli, zmieniając je na Urszula, ponieważ w Szwecji Ula jest imieniem męskim. Taki brak poszanowania dla innej kultury, stosowany zwłaszcza wobec dzieci, dla których swojej imię w społeczności posługującej się obcym językiem jest jedyną swojską nazwą – uznawać można za przemoc.
A przecież w Szwecji szczególnie dbają o dzieci…
Agresywne zachowanie Uli w szkole (które widzom wydaje się być całkiem usprawiedliwione – to obrona przed w/w przemocą) budzi niepokój wśród pedagogów. To daje im pretekst, aby przyjrzeć się bliżej dziewczynce i jej rodzinie, poinformować o (albo raczej namówić do skorzystania) infolinii, na którą dziecko może zadzwonić, kiedy tylko potrzebuje pomocy. Nikt nie uprzedza o następstwach, a te budzą postrach i zamieniają życie w koszmar.
O tym jaka fałszywość kryje się pod szwedzkim systemem ochrony praw dziecka świadczy kilka kwestii. Po pierwsze: okłamanie dziecka – gdyby faktycznie pochodziło z jakieś obciążonej przemocą rodziny, to chyba nie trzeba byłoby omamiać go informacjami o tymczasowości pobytu o innej rodziny oraz tworzenia takiej tajemniczej aury wobec wyjazdu – dziecko ucieszyło by się z ucieczki przed koszmarem. Po co więc te bajeczki? Po drugie: okłamanie rodziców zastępczych – oni podjęli się opieki nad dzieckiem po przejściach, które nie ma wsparcia w biologicznych rodzicach. Po trzecie: biologiczni rodzice nie zostają informowani o przyczynach odbioru ich dziecka, urzędnicy specjalni nie odpowiadają na pytania rodziców. Czy rodzice adopcyjni płacą za możliwość adoptowania dziecka? Ten system dostaje pieniądze za przenoszenie dzieci do innej rodziny? Bo sytuacja Uli nie była jednorazową pomyłką, to powszechna praktyka, w dodatku taka, z którą nie da się walczyć, po prawo nie stoi po stronie poszkodowanych, lecz systemu – jak przekonuje polski adwokat rodziców Uli.
Obce niebo – tytuł jasno określa oficjalną politykę szwedzkiego systemu ochrony praw dziecka, któremu chcą zapewnić najlepszy byt. Nie liczą się jednak z definicją raju skonstruowaną przez dziecko. Z drugiej strony tytuł odwołuje się do samego kraju, którego funkcjonowanie budzi podziw wśród Polaków. Podczas rozmów ze znajomymi często natykam się na opinie dotyczące pewnych prawnych rozwiązań w krajach skandynawskich: panuje tam dobrobyt i jest tam bezpiecznie. Kreuje się tu pewien obrazek nieba. Pewnie z takim podejściem Marek i Basia postanowili imigrować do Szwecji. Nie spodziewali się, że wpadną w pułapkę obcego systemu politycznego, który być może zrozumiany jest tylko przez samych Szwedów.
I na koniec powrócę do pierwszego zdania niniejszego tekstu. Nie jestem pewna, czy twórcom bardziej zależało na zanegowaniu obrazu Szwecji jako miejsca raju, co jest przyczyną migracji w jej regiony, czy pokazaniu dramatu rodzinnego wobec chorego systemu opieki społecznej? Zwracam na to uwagę, bo takie historie, jak ta przedstawiona w filmie, dzieją się też w Polsce. Są one tematem raczej programów typu „Uwaga!” niż codziennych programów informacyjnych, ale podejrzewam, że w Szwecji nie jest inaczej. W filmie Dariusza Gajewskiego historia ma pozytywne rozwiązanie, bo Ula trafia do dobrej rodziny (choć spodziewałam się podwójnego dramatu o seksualnym podłożu, bo ten problem w filmach i książkach krajów skandynawskich jest szczególnie eksploatowany). W Polsce są przypadki, kiedy dziecko z w miarę dobrej rodziny trafia do patologicznej, rodzice mimo notowania za molestowanie, przemoc wciąż utrzymują prawo do adopcji, kiedy normalnym ludziom jest ono odbierane. Wolałabym, aby polscy twórcy, zanim zaczną krytykować w swoich dziełach inne kraje, najpierw sprawdzili, czy ten problem nie jest obecny tu pod nosem…
Bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Scenariusz i gra aktorska bardzo dobra, jedynie obsada dziecka wypadła jak dla mnie na ogromny minus, co mimo wszystko nie było w stanie odebrać przyjemności z filmu.
Co z tym dzieckiem było nie tak?