Pozwolę sobie napisać dwie recenzje w jednym poście, ponieważ tak się złożyło, że Rówieśnik komputera przeczytałam po komiksie Fun Home, a oba tytuły poruszają podobną problematykę. I choć gdzieniegdzie pojawią się porównania z drugim tytułem, postanowiłam zachować pewną odrębność recenzji i tą drugą możecie przeczytać na drugiej stronie tego postu. To tyle z moich uwag wstępnych.
Rówieśnik komputera – Alan Bielecki
Książka Alana Bieleckiego zaczyna się dosyć niewinnie, pewien syn postanawia opuścić rodzinną wieś i wyjechać do Poznania, gdzie mógłby się wykształcić, znaleźć pracę i założyć rodzinę. Władysław staje się wykształconymi elektronikiem, prowadzi własną firmę, z której po paru latach musi zrezygnować, gdyż w czasach PRL-u prywaciarze nie byli mile widziani i władze potrafiły im uprzykrzyć życie. Władek żeni się z Małgosią, z którą później ma syna Mirka. Mirek, można rzec, od początku wykazuje się zainteresowaniami bliskimi jego ojcu, czyli postępującą technologią elektroniczną, bowiem już na roczku w ramach wróżb wybrał ścinek gazety dotyczący maszyn komputerowych. Rodzina przepowiedziała mu, że zostanie programistą komputerowym…
Nie chcę zdradzać więcej fabuły, bo może być to uznane za spojlerowanie, choć muszę uprzedzić, że w niektórych momentach recenzji będzie to konieczne. Powyższym wstępem książki, który powiem szczerze, że mi się trochę dłużył, domyślam się, że autor chciał nakreślić portret tytułowego bohatera, poczynając od charakterystyki jego przodków, uwzględniając także tradycyjne warunki wychowania (mam tu na myśli wieś). I zgodzę się z tym, że dzięki temu możemy zrozumieć podejście ojca do przyszłych sytuacji, które wydarzą się w życiu jego syna. Choć szczerze powiedziawszy, dalej nie rozumiem tak drastycznych i tragicznych w skutkach „metod wychowawczych” ojca, który trochę za późno wziął się za wychowanie syna, bowiem przez całe dzieciństwo, nawet w niedziele, ojciec nie chciał znaleźć czasu dla swojego dziecka. Nie twierdzę, że orientacja seksualna ściśle zależy od wychowania, ale jakiś mniejszy lub większy wpływ na to na pewno ma. I nie wiem, co mówią statystyki, ale wydaje mi się, że w rodzinach „niepełnych” dzieci częściej mają problemy z własną seksualnością. Piszę o tym dlatego, że Władysław jest postacią, która twierdzi, że wszystkie anomalie (w czasach PRL-u homoseksualizm był większą anomalią niż obecnie jest to uznawane) można u dzieci wytępić. Więc mam wielką ochotę się zapytać go: gdzie byłeś, jak dziecko chciało się z tobą bawić? Praca – jest wymówką. Postać Władysława budzi ambiwalentne uczucia, ale to dobrze świadczy o jego kreacji.
Przy takich historiach próbuję znaleźć źródło rozwoju seksualnego człowieka, co sprawia, że płeć przeciwna zaczyna go brzydzić. U Mirka znalazłam dwa takie punkty w życiu, jednak żaden z nich nie przekonuje mnie na tyle, aby stwierdzić, że jego związki z kolegami nie były przypadkowe. Pierwszy moment ma miejsce w przedszkolu, kiedy dziewczynka dokucza mu, a kiedy Mirek reaguje, zostaje niesprawiedliwie ukarany. Wtedy zaczyna nienawidzić dziewczynek. Drugim punktem była scena w szkole, kiedy był świadkiem seksu uczniów na boisku. W tej chwili Mirek stwierdził, że nigdy tego nie będzie robił z dziewczynami. Jednak są to jedyne dwa wydarzenia, które ewentualnie można byłoby uznać za warunkujące jego niechęć do płci pięknej. Ale nie są one przekonujące, gdy w międzyczasie podczas szkolnej bójki między płciowej zaczyna bronić dziewczyn. Chcę przez to powiedzieć, że portret Mirka jest słabo zarysowany. Przypadkowe pocałunki i pieszczoty z kolegami nigdy nie były zainicjowane przez niego, z powodu jego potrzeb, a raczej poddawał się temu z zaskoczenia. Starsi koledzy wyczuwali u niego tę uległość, stąd podchodzili do niego, a nie do innych.
Próbowałam się w tej powieści doszukać tego okładkowego „krzyku przeciw homofobii”. Nie dostrzegłam krzyku przeciw, ale krzyku właśnie homofobii. Tym krzykiem jest oczywiście zachowanie ojca. Ale ani fabuła ani sama tragedia nie przekonuje mnie jako akt przeciw homofobii. Może gdyby doszło do samobójstwa, któregoś homoseksualisty występującego w książce, to prędzej odebrałabym to jako „krzyk przeciw homofobii”.
Na koniec powiem, że lektura Rówieśnika komputera była dla mnie trochę męcząca, ale nie z powodu tematu, a warsztatu językowego. Stale towarzyszyło mi poczucie, że czytam streszczenie jakieś historii. Wiele wątków można było, a nawet należałoby rozbudować (poza i tak dłużącym się już początkiem, na którym lektura wielu czytelników mogłaby się już zakończyć, ja siłą woli postanowiłam czytać dalej). Język powieści jest pozbawiony walorów literackich, przez co powieść czyta się jak sprawozdanie. Podsumowując, pomysł był, potencjał był, ale brakło umiejętności lub cierpliwości, aby powieść dopieścić językowo, dopracować portret postaci i rozbudować wątki. To taka usmażona pierś z kurczaka na zwykłej patelni, nierozbita, niedoprawiona i pozbawiona panierki. Da się zjeść, ale bez smaku i z poczuciem niedosytu.
Ocena: 3/6
A co powiesz o warstwie graficznej „Fun Home”? Mnie urzekła mnogość używanych środków wyrazu, koleżanka zaś uznała go za „przegadany”.
Moje wrażenia tu – http://mcagnes.blogspot.com/2012/01/fun-home-tragikomiks-rodzinny-alison.html
Nie mam w tej kwestii zarzutów. Nie będę kryć, że niektóre kadry zrobiły na mnie wrażenie swoją dosłownością i ścisłością, która w innych komiksach zastąpiona została słowami. Brak umowności podkreślał tylko intymność i autentyczność przedstawianej historii. Dlatego nie, nie jest „przegadany”.
Przeczytałem!
I zauważyłem u ciebie drobną nieścisłość. Twierdzisz, że Mirek i inne dzieci obserwują przez okno seks uczniów na boisku. Tymczasem w powieści mowa o psach. To o wiele bardziej wiarygodne.
Nie wiem czemu chcesz koniecznie zmieniać autorowi zakończenie. Dla mnie to jest najlepsze. Zaskakujące i wstrząsające. Nie wiem czemu inne miałoby być mocniejsze.
To nie jest nieścisłość tylko mówimy o dwóch różnych scenach. Scena kopulujących psów też była, ale w innym momencie, jeśli dobrze pamiętam, to zauważył ją w parku. Z okna szkoły widział chłopaka i dziewczynę.
Co do zakończenia to ocena subiektywna, dla mnie to zakończenie było odrobinę banalne i nie, dla mnie nie było zaskakujące. Wstrzącające jest, ale głównie ze względu na rodzaj relacji łączących bohaterów.