Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit – Suki Kim

Pozdrowienia z Korei
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Znak.

 

W tym roku postanowiłam bliżej przyjrzeć się kulturze i sytuacji polityczno-społecznej w Korei Północnej. Najpierw sięgnęłam po komiks Guy’a Delisle’a Phenian, który jest reportażem służbowego wyjazdu autora do Korei Północnej w celu nadzorowania produkcji filmu animowanego. Podczas tego pobytu mógł zobaczyć stolicę Korei, ale tylko z przewodnikiem i tłumaczem oraz tylko spacerując po wytyczonych trasach. Phenian obrazuje kraj pod „monitoringiem” wielkiego władcy, kraj, gdzie panują absurdalne zasady oraz opresja ograniczająca wolność obywateli.

Mając już częściową wizję Korei Północnej sięgnęłam po reportaż Suki Kim, która urodziła się w Korei Południowej, w wieku kilkunastu lat wyjechała do Ameryki. Najprawdopodobniej to, że była amerykańską dziennikarką, która udawała misjonarkę udającą nauczycielkę, sprawiło, że mogła przekroczyć granicę z Koreą Północną. Trzeba tu podkreślić, że prawie się nie zdarza, aby jakiś południowy Koreańczyk mógł zobaczyć się z kimś z Północy. Podział Korei, który nastąpił kilka lat po II wojnie światowej, brutalnie rozdzielił rodziny i przyjaciół. Od tego czasu nie mają żadnych wieści o sobie ani nawet nadziei na spotkanie się, bo władza wszystkie wnioski o taką możliwość odrzuca.

Suki Kim oficjalnie pełniła rolę nauczycielki angielskiego, co pozwoliło jej poznać studentów i ich ograniczoną, często naiwną wiedzę o świecie. Prawdziwym powodem wizyty dziennikarki w Korei Północnej było zbieranie materiałów na reportaż. Z powodu panującej wszędzie kontroli (podsłuchiwane rozmowy telefoniczne, szpiedzy, sprawdzanie działań w internecie itp.) musiała być bardzo uważna, dlatego notatki, pisane na komputerze odłączonym od komputera, zapisywała na kilku osobnych dyskach. Wydawałoby się, że najgorszą rzeczą, jakiej można się obawiać, jest to, że przyłapią cię na niedozwolonej czynności czy odkryją prawdziwe zamiary. Takie sytuacje kończą się deportacją z kraju, co w gruncie rzeczy nie jest takie najstraszniejsze, z racji ilości ograniczeń z jakich składa się życie w nim (oczywiście po paru tygodniach i miesiącach, człowiek do tego się przyzwyczaja, a powrót do zachodniego kraju staje się trudnym przeżyciem, co opisuje Suki Kim, podczas powrotu do Ameryki, której otwartość i mnogość rzeczy, jakie tam się dzieją – ją przerastała).

Okazało się, że może być gorsza rzecz. A mianowicie rozbudzić u studenta ciekawość świata i pokazać mu, jak jego ojczyzna ogranicza mu wolność i wcale nie jest tak rozwiniętym krajem, jak to się oficjalnie mówi. Dlaczego? Teoretycznie należałoby uświadamiać ludzi, że obraz Korei, jaki jest im wmawiany, na tle świata jest zupełnie inny. Należałoby to robić wtedy, kiedy mielibyśmy pewność, że Koreańczycy będą wiedzieć, co z tą wiedzą zrobić. W chwili obecnej ta wiedza tylko rozbudzi u nich marzenia o czymś odległym i niemożliwym do spełniania, bo tylko nielicznym udaje się wyjechać z kraju. W świetle tego edukacyjne działania władzy zdają się być uzasadnione, ponieważ wiedza przekazywana społeczeństwu, ma podnosić ich samoocenę i sprawiać, że są dumni z kraju, w którym się urodzili. Teoretycznie mogą być szczęśliwi…

Reportaż Suki Kim jest godny polecenia i poświęcenia kilku godzin uwagi. Obraz Korei Północnej z książki jest zgodny z tym obecnym w komiksie Guy’a Delisle’a, co pozwala przekonać się do wiarygodności tych dwóch świadectw.

PS. Nawiasem mówiąc, nie przypuszczałam, że kiedy mówiłam o przeczuciach, że w tym roku kulturę koreańską poznam bliżej, będzie mi dane przez cztery dni mieszkać z Koreankami. I uprzedzając pytanie, poza wyglądem i posługiwanym się językiem – nie różnią się od nas, są wesołe i apetycznie gotują. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *