Projekt: prawda – Mariusz Szczygieł

 Zapomniana już, a niegdyś ceniona i porównywana do twórczości największych pisarzy I poł. XX wieku powieść Stanucha stała się źródłem inspiracji dla projektu Mariusza Szczygła.

Wpadła mi do ręki książka, z podkreślonymi słowami i zdaniami. O wiele starsza niż ja, bo z 1959 roku. [s.32]

Każdy rozsądny człowiek powinien dążyć do prawdy, starać się odkryć w swoim życiu jedną, bodaj najmniejszą prawdę. [s.91]

Reportażysta bowiem jak bohater Portretu z pamięci chce sprawdzić, czy każdy człowiek odkrywa jakąś prawdę i co ona kryje. Powieść Stanuchy jest głównym mottem Projektu: prawda, który nietypowo jak na pojawiające się motta w innych książkach, pojawia się tu w całości. Mamy książkę w książce. Ten zabieg pozwala ożywić powieść, o której istnieniu niewielu pamięta i wie.

Projekt: prawda jest zbiorem krótkich przypowieści z własnego i cudzego życia. To książka, która warto czytać na wyrywki, nie jednym ciągiem, bo… od nadmiaru prawdy może głowa rozboleć. Mnie nie rozbolała, ale były fragmenty, które czasem doprowadzały mnie do płaczu, czasem do śmiechu, a czasem jeszcze inne emocje wzbudzały. Opanowując nowe funkcje aplikacji do czytania pdfów udało mi się sporo tych cytatów zaznaczyć. W związku z tym moja recenzja książki, podobnie jak reportaż Szczygła, będzie miała formę kolażu.

Zacznę od kontynuacji fragmentu, który zacytowałam we wstępie, ponieważ on będzie mottem mojej relacji z procesu czytania Projektu: prawda.

Lubię znaleźć obok śmietnika lub w czytelni książkę, w której ktoś zostawił swój ślad. Ołówkowy lub długopisowy. […] Czytając tylko zdania, które zafrapowałyby właściciela książki, chciałbym zrekonstruować jego osobowość. [s.32]

Jestem niezmiernie ciekawa, jaką osobowość można zrekonstruować na podstawie zdań, które mnie zafrapowały. Zwłaszcza, że kiedy sięgam do zaznaczonych stron, nie mogę zrekonstruować własnych uczuć, tego co sprawiło, że akurat tę zapisałam…

Wymieniając jedynie ukłony, ograniczając się tylko do tych prostych gestów, które towarzyszą spotkaniom człowieka z człowiekiem, zachowujemy przecież wystarczające pozory wzajemnych stosunków. Czy można się skarżyć? Jeżeli mam być szczery – nie jest mi z tym dobrze. [s. 84]

To oddaje sedno tego, co obserwuję na co dzień w relacjach międzyludzkich. Te codzienne uprzejmość. Wiadomo jest miło i przyjemnie, zwłaszcza w miejscach publicznych. Ale ja jestem strasznie wyczulona na ten fałsz w ludziach, kiedy tu się uśmiechają, umawiają, że się dzwonią, spotkają etc., a po powrocie do domu relacjonują to zdarzenie najbliższym komentując „no mam nadzieję, że jednak nie zadzwoni, bo spędzanie z nią czasu jest takie męczące…”. Kiedy śmieją się z jakąś koleżanką, a potem w swoim towarzystwie ją obgadują. Unikam prawienia nieszczerych komplementów, wychodzę w ten sposób na niemiłą, ale uważam, że status szczerej i autentycznej jest bardziej wartościowy. Jak już „palnę” ten komplement, to już nie będzie to byle co, prawda? Nie umiem albo inaczej, nie lubię być pozornie miła.

Żyjemy, ale jak odróżnić, co jest tylko funkcją, a co sensem? W ciągu dnia wykonujemy około kilkuset tysięcy rozmaitych ruchów: ruszamy szczękami, chwytamy w palce przedmioty, wychodzimy po zakupy i do kina, wstajemy, siadamy, uśmiechamy się, oddychamy, płaczemy. Jak rozpoznać, co jest jeszcze skurczem mięśni, a co już jest tendencją, ideą – nie mówiąc nawet o podziale na sensy pozytywne i negatywne. [s. 98]

A czy zadaniem każdej jednostki nie jest właśnie nadawanie sensu wszystkim naszym funkcjom? Bo bez tego człowiek byłby robotem wykonującym automatycznie różne czynności. Czy to nadawanie sensu nie jest tym pierwiastkiem pozwalającym odróżnić człowieka od maszyny? Jeśli oddychamy, to znaczy, że chcemy żyć; za uśmiechem i płaczem kryją się nasze określone emocje, jeśli ruszamy szczękami, to znaczy, że albo nam zimno albo czegoś się boimy.

Czy człowiek, któremu zmiażdżono głowę, dusi się, czy też umiera natychmiast? [s. 103]

Bardzo cenię tego rodzaju pytania, jak nic potwierdzają, że ten, kto je zadawał, myśli. I to nie bezrefleksyjnie.

Minąłem już wiek, gdy każde nowe doświadczenie wydaje się dobre. [s. 110]

Mam nadzieję, że tego wieku nie dożyję…

Maksymaliści zaś w życiu z reguły przegrywają. […] Najważniejszym nawykiem […] jaki trzeba zdobyć w ciągu życia, jest pogodzenie się ze zmiennością wszystkiego. W życiu tylko zmienność się liczy, ma sens. Nic nie jest nam dane na dłużej, wciąż się dźwigamy i upadamy, wciąż się witamy i żegnamy [s. 120]

To już rozumiem, skąd ta moda na minimalizm <żart>. Wydaje mi się, że dość młodo dostrzegłam zmienność związaną z ulotnością. Mimo że tak bardzo poszukuję jakieś stabilności, stałości w życiu, to pogodziłam się ze zmiennością. Już w liceum nauczyłam się żyć bardziej świadomie, chłonąć całą sobą bieżące chwile, za którymi będę niebawem tęsknić. Wydaje mi się, że pogodzenie się ze zmiennością wszystkiego to właśnie żyć bardziej świadomie, w trwaniu chwili notować w pamięci wszystkie gesty, zapachy, widoki, które niebawem przyjdzie nam pożegnać i zastąpić nową rzeczywistością. Wówczas wspomnienia nie są naznaczone żalem niewykorzystanych okazji do jeszcze lepszego przeżycia. (Choć nie jestem pewna, czy rozumiecie, co chcę przez to powiedzieć…)

I musiała pojawić się też fraza o miłości:

Tymczasem miłość, wbrew temu, co sądzi się powszechnie, nie polega na zbliżeniu, ale przede wszystkim na umiejętności zachowania dystansu. Mieści się na wąskiej kładce między uwielbieniem a poufałością, jest walką między nienasyceniem a nudą. Może być tylko różnicą, nigdy sumą. Miłość trwa, dopóki trwa ustawiczne napięcie. […] gdy wreszcie obie [strony] obrosną tłuszczem przyzwyczajeń, lenistwa, egoizmu, gdy więc zamiast podkreślać swoją odrębność, usiłują utrzymać fikcję jedności – katastrofa jest nieunikniona. Każdy dzień jest wtedy budowniczym ruin. […] Wzajemna tolerancja to treść tak zwanych idealnych małżeństw [s. 122]

Starałam się skrócić ten fragment jak najbardziej się dało. To cytat, który powinien być umieszczany obok życzeń na kartkach ślubnych. Albo oprawiony w ramce nad łożem małżeńskim. Bo zdaje się sprzeciwiać temu, co mówią poradniki, co promują filmy i powieści. Chyba obnaża tę prawdę o związkach… Choć kieruję się intuicją, bo co ja mogę wiedzieć na ten temat.

W dwa lata po ślubie. Nie mogłam zasnąć w nocy. Zbudziłam go. „Jest mi bardzo smutno”, powiedziałam. Gdybyś widział go, jak się zerwał: „Budzisz mnie dla takiego głupstwa! – krzyczał na cały dom. – Co ty masz w głowie, powiedz co ty masz w głowie! Nie wiesz, że wstaję wcześnie, muszę zarabiać na dom?” [s.123]

Bardzo zabolał mnie ten fragment. Bo patrząc na tę sytuację z dystansu, można powiedzieć, że zachowanie bohaterki jest egoistyczne. Tylko przychodzą takie chwile, kiedy naprawdę potrzebujemy pocieszenia. Tylko mężczyźni sami są tego winni, kiedy na początku znajomości, kiedy jeszcze im zależy, padają deklarację, tylko daj znać, że płaczesz, a przybędę zaraz. I kobiety im wierzą, odbierają to jako świadectwo ich miłości. I kiedy w pewnym momencie zamiast pocieszenia pojawia się wybuch oburzenia – pojawia się naturalna myśl, że to już koniec uczucia. To będzie cytat, który będę pokazywać każdemu, kto zechce deklarować podobną gotowość na pocieszanie w każdym momencie. Ja dobrze wiem, że wy sobie z tym nie radzicie, zwłaszcza na dłuższą metę.

nie było w niej nic kobiecego kiedy ściągałem z niej bieliznę […] jej piersi i brzuch z blizną po operacji jej nogi […] wsunąłem ją więc szybko pod kołdrę i wskoczyłem za nią aby więcej nie patrzeć kobiety nie powinny nigdy pokazywać się mężczyznom w takim stanie to niesmaczne można nabrać obrzydzenia na całe życie [s. 138]

Nie wierzyłam w to, co czytam. Najpierw facet zaciąga dziewczynę do łóżka, potem zarzuca jej nieatrakcyjny wygląd spowodowany m.in. bliznami po operacji. Po prostu nie będę tego komentować, bo powinnam tuż użyć niecenzuralnego słownictwa, a tak się składa, że w ogóle go nie używam. Nigdy.

Dotąd były to fragmenty z powieści Stanucha, jak widać, mnie również zafrapowała. Pora przejść do mikrohistorii zebranych przez Szczygła. Z wielkim żalem powstrzymam się od zamieszczenia instrukcji opieki nad krymskim ślimakiem, to jest moja najbardziej ulubiona historia z całej książki. Jak tylko będziecie mieli książkę w ręce, zerknijcie na strony 193-195.

W Ogrodzie Krasińskich Mariusz Szczygieł natknął się na taką prawdę:

Opamiętaj się, odzyskaj wstyd. Odzyskawszy wstyd, zdobędziesz także umiejętność pisania felietonów – oto korzyść.

To prawda, która powinna przemawiać także do blogerów. Czy ja właśnie niniejszym tekstem „nie ukazuję się publiczności […] nagusieńska, z wszystkimi detalami?” Przyznaję, że czasem piszę dla potrzeby wypisania się, klikam opublikuj, mając nadzieję, że post okaże się bardzo „chwytliwy” i popularny, a zarazem nikt go nie przeczyta, nikt nie pozna moich (nie)skrytych myśli. Taki paradoks blogera.

W recenzji książki Eda Stadforda Poza cywilizacją zwróciłam uwagę na niezbędny do prawidłowego funkcjonowania organizmu człowieka aspekt życia w towarzystwie. W Projekcie: prawda znalazłam rozwinięcie tej diagnozy:

Gęste sieci bezpośrednich relacji wytwarzają barierę, która chroni przed chorobami. […] To dlatego babcia, która widzi wnuczkę po długiej nieobecności, mówi, że nagle przestało boleć ją w krzyżu. Pojawia się coraz więcej naukowych potwierdzeń, że bogate życie towarzyskie może spowolnić, a nawet zatrzymać postęp choroby nowotworowej. Istnieją dowody, że czas przeżycia osób o najliczniejszych kontaktach bezpośrednich jest średnio o dwa i pół roku dłuższy niż w przypadku osób odizolowanych, a cierpiących na tę samą chorobę. [s. 276]

Nie ukrywam, że mnie jako introwertykowi, ta diagnoza bardzo zmartwiła…

I znowu o miłości, kolejna prawda, którą warto stale przypominać:

zwróciła uwagę na prawdziwą miłość i zasugerowała, żebym ją odróżnił od zwyczajnego uzależnienia od drugiego człowieka, jak to uczucie mylnie interpretuje większość ludzi  [s.299]

Narkotyki są dlatego, że tatuś nie zainteresował mnie wystarczająco życiem! [s. 303]

Bo w ogóle życie jest dla ludzi z pasją. Wszelkie uzależnienie od używek jest skutkiem ubocznym przewlekłego znudzenia życiem, braku zainteresowań. W tej wypowiedzi najbardziej zaskakujące jest ta świadomość dziewczyny, ona wie, dlaczego jej życie wygląda jak wygląda… Dlaczego nie próbuje tego zmienić?

Zaintrygowała mnie jeszcze historia o badaniu używania tłuszczów przez rodzinę składającą się z tzw. trójkąta partnerskiego; mistyczne refleksje o klejeniu miniaturowego Jezusa do krzyża. Utkwiła mi w pamięci także filozoficzna myśl o gonieniu odjeżdżającego autobusu i stapianiu się z dążeniem.

Wiecie, że wrzuciłam tu zaledwie 2/3 frapujących mnie na swój sposób fragmentów książki? Wiecie, że wy znajdziecie w niej pewnie drugie tyle własnych momentów, które wam utkwią w pamięci lub dadzą cynk do autorefleksji? Wiecie, co to oznacza?

Tak, sięgnijcie sami po Projekt: prawda. Znajdźcie własną prawdę. Czy ja ją znalazłam? Wydaje mi się, że tyle tych prawd w swoim życiu odkryłam, że trudno wybrać tę najważniejszą. Z drugiej strony, jestem na tyle młodą osobą, że jeszcze wiele z tych prawd przyjdzie mi w życiu zweryfikować, wskutek czego może przestaną być już prawdami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *