Nostalgicznie i nieudolnie (Lata powyżej zera – Anna Cieplak)

Premiera 13 września!

Czytając niedawno, po raz wtóry, felietony parakulinarne Doroty Masłowskiej dostrzegłam, jak wiele wspomnień z dzieciństwa mamy wspólnych. Głównie na gruncie kulinarnym: kukurydziane chrupki „Flips”, które rozmemłane stanowiły doskonałą masę plastyczną do wyrzeźbienia figurek (chyba to zainspirowało kogoś do stworzenia piankoliny), chleb posypany cukrem i kogel-mogel. Było to dla mnie dosyć zaskakujące, bo Masłowska reprezentuje ciut wcześniejsze od mojego pokolenie. Jednak należy również do pokolenia, które „już nie pamięta PRL-u, a jeszcze nie urodziło się ze smartfonem w ręku”. O takim pisze Anna Cieplak w swojej drugiej książce Lata powyżej zera, wpisując się w nurt nostalgiczny, przywołujący zjawiska z okresu transformacji (kojarzycie pewnie Duchologię polską Olgi Drendy?).

Trudno jej nie czytać z sentymentem, zwłaszcza gdy z bohaterką, choć starszą o 6 lat, łączy cię tyle wspólnego, a akcja rozgrywa się w dobrze ci znanej okolicy. Anna Cieplak wykazuje się szczegółową pamięcią do pewnych emblematów z przełomu wieków. Wspomina nie tylko ówczesne zespoły i piosenki (choć tu muszę przyznać, że o istnieniu Paktofoniki dowiedziałam się dopiero na studiach, a Ich Troje słuchałam już na płytach – brat miał discmana, ja magnetofon z odtwarzaczem CD – a później wymarzoną mp3, na której przez jakiś czas miałam tylko dwa utwory Gosi Andrzejewicz, ale to mi nie przeszkadzało, by słuchać je w kółko), ale też gadu-gadu z typowym młodzieżowym powitaniem „cze”, eMule, nazwy marketów, z których ostatnie zniknęły z Polski w tym roku (Praktiker), i wiele innych rzeczy, o których istnieniu zdążyłam zapomnieć. Choć z bohaterką, Anetą Szymborską wiele doświadczeń mam wspólnych, to wraz z rozwojem historii nasze przeżycia się rozjeżdżają. Wynika to z jednej strony zupełnie odmiennych charakterów (gdzie największa różnica przejawiała się w podejściu do śmierci papieża, mimo że żałoba narodowa i odwołanie koncertów [w również tych z muzyką poważną] odbiło się także na mojej rodzinie, bo oznaczało to mniejszy dochód w kolejnym miesiącu), z drugiej zaś z różnicy wieku. Kiedy Aneta pisała maturę, ja kończyłam podstawówkę. Dla mnie to był początek buntowniczego okresu i słuchania nowej, obciachowej z perspektywy czasu, muzyki, której bohaterka nie poznała, bo należała do tych młodych emigrantów korzystających z otwartych granic po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Mimo tych różnic lektura książki Cieplak była dla mnie niczym proustowska magdalenka – przepustką do nostalgii za młodymi latami.

Niestety sentyment nie wystarcza, by pozytywnie odebrać Lata powyżej zera, których celowo nie nazywam powieścią, bo książka ta musiałaby posiadać jakieś wyraźne walory literackie skłaniające ku takiej klasyfikacji. Trudno powiedzieć, co to jest, bo nie realizuje też konwencji gatunku reportażowego czy biograficznego. Manifest to również nie jest, bo nie dostrzegam tu żadnej deklaracji, może dlatego, że mimo zawieszonego, niejednoznacznego zakończenia, historia bohaterki nie ma puenty. Największym problemem tej książki jest niedopracowany pomysł na fabułę i koślawy język. Pierwsza połowa książki to przywoływanie nostalgicznych elementów z przeszłości, na siłę wpakowanych w nic nieznaczące zdania, co u mnie powodowało chęć podpisania książki ostrzeżeniem: „materiał zawiera lokowanie produktów”. Mniej więcej od połowy zaczyna być lepiej, bo autorka przestaje się skupiać na rozmieszczaniu znaków pokoleniowych, a zaczyna się interesować bohaterami, ich rozwojem psychologicznym, wyzwaniami, jakie stawia przed nimi prawie dorosłe życie, na dodatek w kraju nieoferującym młodym ludziom szerokich możliwości na gruncie zawodowym, zwłaszcza w takich niewielkich miastach jak Będzin (swoją drogą, nigdy wcześniej nie słyszałam o lokalnej odmianie nazwy miasta – Będziniu). Jednak zanim zdążymy się „wciągnąć” w opowieść, autorka nas porzuca, w pozostawiając nas z brakiem odpowiedzi na nurtujący bohaterkę problem, od którego rozwinięcia zależy jej przyszłość (choć ten zabieg „niedopowiedzenia” nie zaliczam do wad tej książki).

Właściwie to jestem wściekła, że próba literackiego naszkicowania obrazu mojego pokolenia została podjęta przez kogoś z tak słabym warsztatem. Wskutek czego nostalgiczne wspominanie „straconego czasu” przeplatało się z irytacją. Wściekła jestem też na pierwszych recenzentów, którzy tak bardzo skoncentrowali się na nostalgicznej treści książki, że prawie w ogóle nie wspomnieli o jej słabej realizacji (właściwie im zawdzięczam to, że za pisanie tekstu o tej książce zabrałam się wcześniej). Tymczasem czekam na porządną powieść (lub reportaż, byle rodzaj prozy był jasno sprecyzowany) o moim pokoleniu.

5 thoughts on “Nostalgicznie i nieudolnie (Lata powyżej zera – Anna Cieplak)

  1. Własnie jestem po lekturze „Lat powyżej…” i szukam sobie recenzji…
    I najbardziej w lekturze tej „recenzji” bawi mnie wypominanie autorce rzekomego braku warsztatu przez osobę, która ewidentnie nie ma żadnego zaplecza z zakresu teorii literatury, ergo: nie ma warsztatu recenzenckiego.
    Nie wiem od kiedy brak osi fabularnej dyskwalifikuje dzieło jako powieść. Konwencja gatunku reportażowego czy biograficznego, której próbuje używać tutaj jako kontekst „recenzencka”, w ogóle nie może być brana pod uwagę. jednak nie z powodów, o których pisze „recenzencka”, a dlatego, że mówimy o fikcji literackiej.
    Co do języka, to mimo pewnych niedociągnięć nie sposób nie zauważyć (osobie z jakąkolwiek literacką wrażliwością) kunsztu, w jaki została poprowadzona narracja. Język głównej bohaterki jest bardzo prosty, z racji jej charakteru. Wraz z jego rozwojem i poszerzaniem się horyzontów bohaterki, ów język ulega przemianom.
    Generalnie nie komentuję recenzji, nawet jeśli nie zgadzają się z moją opinią – każdy ma przecież prawo do swojej. Jednak zarzucanie komuś braku warsztatu, samemu nie posiadając żadnych narzędzi – jest śmieszne.
    P.S. – słyszałem, że ta „nieudolna” młoda dziewczyna, która napisała „Lata..” zgarnia nagrody, a poważni krytycy książką się zachwycają. Więc chyba nie jestem osamotniony w pozytywnej ocenie tej powieści. Dla mnie mocne 7/10.

    1. Dziękuję za komentarz, z którego dowiedziałam się wielu interesujących i zabawnych rzeczy na mój temat, które mogłyby zakwestionować moje wykształcenie. Ale spokojnie, nie obrażam się. Przeczytałam swój tekst ponownie, sprawdzając, czy może coś niefortunnie sformułowałam, ale nie, „krytyk” nie przeczytał recenzji ze zrozumieniem. Interesuje mnie też, na podstawie którego zdania z mojej recenzji ów „krytyk” wywnioskował, że książki Cieplak nie uznałam jako powieści z powodu braku osi fabularnej, choć wyraźnie o istnieniu fabuły (choć niedopracowanej) piszę. O konwencji gatunku reportażowego czy biograficznego też radzę jeszcze raz przeczytać, nie tylko mój tekst, ale ogólnie o tych gatunkach, wszak mamy przykłady hybryd gatunkowych łączących reportaż z fikcją (choć „Przyjdzie Mordor i nas zje”), o biograficznych fikcjach nie wspominając (literatura postmodernistyczna w tym zakresie stanowi kopalnię przykładów).
      Co do oceny języka, widzę, że to kwestia subiektywna. Mnie ta prostota raziła, choć przyjmuję argument, że jest on zależny od bohaterki (raczej nie jej charakteru, co wykształcenia). Natomiast nagrody nie są i tak naprawdę nigdy nie były wyznacznikiem bardzo dobrej literatury – poważni krytycy (zarówno z kręgu akademickiego, jak i dziennikarskiego – choć z tą powagą u tych drugich to średnio) nierzadko nie podzielają zachwytów nad książkami – laureatkami Nike.
      Anna Cieplak zgarnia nagrody (a właściwie tylko jedną dotąd zgarnęła) za debiutancką powieść, której jeszcze nie przeczytałam, być może i w mojej ocenie ta nagroda będzie uzasadniona.
      P.S. – „Recenzencka” to przymiotnik, więc nie może zastępować podmiotu, może go tylko dookreślać. Przykro mi, ale ironia nie wyszła.

  2. Co do przymiotnika- wyjaśniłem niże – autokorekta.
    cytat:
    „hybryd gatunkowych łączących reportaż z fikcją (choć „Przyjdzie Mordor i nas zje”), o biograficznych fikcjach nie wspominając (literatura postmodernistyczna w tym zakresie stanowi kopalnię przykładów).”
    polecam zapoznanie się z pracami Henryka Markiewicza dotyczącymi narracji.
    tekst przeczytałem ze zrozumieniem, ale chyba „krytyczka” sama nie rozumie co napisała. Zatem przypomnę, odpowiadając na zarzut:
    „Niestety sentyment nie wystarcza, by pozytywnie odebrać Lata powyżej zera, których celowo nie nazywam powieścią, bo książka ta musiałaby posiadać jakieś wyraźne walory literackie skłaniające ku takiej klasyfikacji.”
    Prosiłbym o te walory w takim razie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *