Carrie

  Reżyseria: Brian de Palma

Tytułowa Carrie (Sissy Spacek) jest szkolnym pośmiewiskiem, uważana za nieudolną i głupią. Kiedy w wieku 17 lat dostaje pierwszej miesiączki jest przerażona, a jej koleżanki tylko pogarszają sytuację wyśmiewając się i rzucając w nią tamponami. Carrie wcale nie ma lepszej sytuacji w domu, bowiem jej matka (Piper Laurie) jest fanatyczką religijną i każde oznaki kobiecej dojrzałości uznaje za dzieło szatana. Dziewczyny są ukarane za zachowanie w stosunku do Carrie dodatkowym zajęciami w-fu. Jedna z nich postanawia się zemścić i kiedy dowiaduje się, że Tommy (William Katt) zaprosił Carrie na bal, wie już w jaki sposób. Nikt nie wie o telekinetycznych zdolnościach Carrie, które mogą doprowadzić do tragedii.

Kiedy w końcu sięgnęłam po jakąś książkę Kinga, niespodziewanie okazała się, że jest pierwszą jaką napisał, co świadczy, że dobrze zaczęłam znajomość z mistrzem grozy. I wkrótce po lekturze obejrzałam ekranizację i powiem, że jak na ekranizację wychodzi słabiutko. Mnóstwo wydarzeń z książki zostało wyrzucone, choćby rozmowa dyrektora z ojcem prawnikiem jednej z uczennic, na rzecz przedłużającego się momentu ukoronowania Carrie i Tommy’ego. Przez co mam wrażenie, że fabuła w filmie została potraktowana bardzo powierzchownie. Kolejna sytuacja to kolor sukienki Carrie na studniówce, jak już szyła od razu widziałam, że kolor sukienki się nie zgadza z wersją książki, bo miała być czerwona a w filmie jest biała. Ale mało tego, w filmie pojawia się fraza z książki, matka Carrie patrząc na sukienkę swojej córki, mówi, że wiedziała, że będzie czerwona, natomiast Carrie mówi, że jest różowa. Co za daltonizm. Czerwoną sukienkę ma dopiero po balu, kiedy wiadro ze świńską krwią na nią spada. I tu nie można powoływać się na jakość obrazu, bo kolory można było odróżnić. Brakowało też dramatyzmu w scenach z matką. W ogóle Piper Laurie raczej parodiowała fanatyczkę reigijną niż nią była. Po prostu jakieś śmiechu warte. Za to bardzo podobała mi się gra Sissy Spacek i byłam urzeczona Williamem Kattem. Zresztą przez ten film, który jest z lat 70-tych, mogłam po raz kolejny zaobserwować różnicę zachowań dzisiejszych mężczyzn i tych sprzed 30 lat. Nie chcę tu feminizować, bo dziewczyny tak jak potrafiły być wredne wobec koleżanek tak też są dzisiaj. Ale chodzi mi o stosunek mężczyzn do kobiet. Niektóre zachowania podczas filmów z starszych lat, albo ze starszym aktorami zaskakują mnie, bo ich po prostu nie zdążyłam poznać, epoka szacunku dla obecności kobiet zanika. Choć tacy chłopcy jak filmowy Bill, grany przez Johna Travoltę byli i są zawsze.

Jestem rozczarowana  tą produkcją, może przez wzgląd na to, że jest to ekranizacja pierwszej powieści Kinga i film starszego pokolenia, (swoją drogą, podoba mi się ten klimat panujący w starych filmach) nie nazwę chłamem, ale jak na horror to spodziewałam się więcej… horroru.

Ocena: 4/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *