Timbuktu

Premiera 12 czerwca!

Po pierwszej scenie chciałam wyjść w sali. Nie jestem odporna na obrazy bezsensowne okrucieństwa zwłaszcza względem zwierząt. Jestem bezsilna podobnie jak Malijczycy wobec terroru religijnego i ideologicznego. Takie akty zawłaszczania czyjeś kultury, cudzego mienia i narzucania swoich nieuzasadnionych i dyskryminujących reguł budzą straszną frustracją i pytanie, jak można na coś takiego pozwolić? Czy działania dżihadystów umotywowane są czymś głębszym niż chęcią panowania? Bo to nie jest akt wiary, błędna interpretacja doktryn religijnych jest tylko wymówką.

Ukłuła mnie nie tylko scena z zamęczaniem gazeli, ale też z zabijaniem ulubionej krówki bohaterów. Byłam bezradna wobec niesprawiedliwego aktu oskarżającego Kidane za zabójstwo rybaka i wobec egzekucyjnego finału sprawy. Baty za złamanie absurdalnych zasad można było znieść, forma kary śmierci za cudzołóstwo mnie nieco zaskoczyła, bo znałam tylko biblijne ukamienowanie.

Najlepszą sceną w filmie był mecz piłki nożnej… bez piłki, gdyż ta dyscyplina sportu była grzechem. Przy tym krytyczny komentarz części kobiet: „jak można chcieć oglądać bandę facetów w spoconych koszulkach ganiających za piłką” wydaje się być zawstydzający. Równowaga w historii zostaje zachowana przez wątek szamanki-wariatki z kogutem, którą o dziwo reguły dżihadystów nie obowiązują. Czy to przez jej pewność siebie, niestabilność umysłową, moc szamańską czy może walory kobiecości sprawiają, że libańscy strażnicy jej odpuszczają?

Każda wojna jest zła, ale religijna szczególnie, ponieważ ona nie ma żadnego (materialnego) uzasadnienia. Dlatego oglądanie filmów o „świętych” konfliktach jest ciężką przeprawą psychiczną. Timbuktu jest obrazem ważnym, ale nie dla ludzi o słabych nerwach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *