Kilka argumentów za wprowadzeniem celibatu dla żołnierzy (Wojna, reż. Thobias Lindholm)

Do stwierdzenia, że żołnierze bardziej niż duchowni powinni żyć w celibacie, przekonały mnie przede wszystkim obrazy filmów wojennych. Jeśli duchowni, decydując się obrać tę drogę życiową, powinni całkowicie poświęcić się duszpasterstwu, to żołnierze, wybierając wojsko, powinni życie poświęcić walce za wolność ojczyzny lub innych krajów pogrążonych w wojnie, w obronie których przyszło im działać na froncie. Odnoszę wrażenie, że Wojna wyreżyserowana przez Thobiasa Lindholma lepiej niż inne wojenne filmy pokazuje, dlaczego takie myślenie jest słuszne.

Fabuła utworu rozgrywa się w dwóch wymiarach. Pierwszy z nich to misja duńskich żołnierzy w Afganistanie, gdzie mają obronić cywili przed terrorem Talibów. Obraz kręcony kamerą z ręki jest dynamiczny i migotliwy, koszmar wojny może częściowo udzielić się widzom, którzy podobnie jak ja cierpią na chorobę lokomocyjną. Już na początku dochodzi do tragedii, gdyż jeden z żołnierzy trafia na minę i mimo prób ratunku umiera. To wpływa negatywnie na nastrój pozostałych żołnierzy, którzy w zmarłym mieli przyjaciela.

Drugi wymiar rozgrywa się w Danii, w domu pewnej rodziny składającej się z matki, trójki dzieci i nieobecnego ojca, który od kilku tygodni walczy na froncie. Domownicy co wieczór oczekują na telefon od tego ostatniego. Równocześnie obserwujemy, że około dziesięcioletni syn ma kłopoty w szkole, jest agresywny względem kolegów i nie reaguje na polecenia matki. Niebawem odkrywamy, że ojcem jest Claus Michael Penderson, dowódca oddziału, którego żołnierze właśnie przeżywają żałobę po utracie przyjaciela.

Widz zostaje zderzony z dwoma dramatami. Jednym z nich jest kryzys wiary w sens misji, jaką mają do spełnienia żołnierze. Bo kiedy nie widzą pozytywnych skutków swoich działań, a w zamian tracą najbliższych przyjaciół, wszelkie wyznawane idee tracą znaczenie. Drugim jest dramat rodzinny. Dzieci nie widują ojca przez kilka miesięcy, co źle odbija się na ich samopoczuciu, bo z jednej strony boją się o jego życie, zaś z drugiej brakuje im ojcowskiego wsparcia. Maria, żona i matka, nie tylko martwi się o życie męża, ale też przede wszystkim o los swoich dzieci. Te potrzebują przecież ojca, który nie tylko zapewniałby im dobrobyt materialny, ale też był obecny w ich codzienności i w procesie wychowawczym.

To, co w Wojnie najbardziej mnie zainteresowało, to próba zilustrowania, jak życie żołnierza wpływa na los jego rodziny. Częste i długie nieobecności wśród najbliższych sprawiają, że podczas każdego powrotu na nowo musi opanować zmieniające się w domu zwyczaje oraz zainteresowania dzieci (to też świetnie ilustruje inny skandynawski dramat, Głośniej od bomb). Dzieci z kolei muszą co rusz ponownie oswajać się z ojcem. Do tego dochodzi diametralna różnica między atmosferą na froncie i w domu, co w filmie zostaje podkreślone zmienną dynamiką pracy kamery, która podczas scen domowych jest statyczna, w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej migotliwych obrazów z Afganistanu. Proza życia wydaje się więc nudna w porównaniu z adrenaliną, jaka towarzyszy misji wojskowej. To z kolei sprawia, że żołnierze, jak uzależnieni, wracają na front. Dlatego decyzja podjęta przez Clausa może z jednej strony budzić podziw, bo wymaga ona od niego sporej pracy nad sobą, z drugiej zaś – rodzić wątpliwość, czy rzeczywiście już nigdy nie opuści rodziny. Odpowiedzi na to pytanie nie otrzymujemy, natomiast wyraz twarzy mężczyzny pozwala przypuszczać, że obietnice składane dziecku wcale nie muszą być wiążące. Claus jest świadomy trudu, z jakim wiąże się deklaracja wobec rodziny, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć efektu tych zmagań. Zwłaszcza, że jego doświadczenia są zupełnie inne niż przeżycia żony i dzieci, a przy braku wzajemnego zrozumienia nie sposób przecież uniknąć konfliktów.

Problematyczność wątku Clausa jest bardziej złożona, gdyż podczas walk z przeciwnikami podejmuje błędną decyzję. Radość z nagłego powrotu ojca i męża do domu szybko pryska, kiedy rodzina poznaje przyczynę. Claus musi dokonać wyboru między poniesieniem konsekwencji za swoje zachowanie a ratowaniem rodziny przed kolejnym, tym razem wieloletnim rozstaniem.

Kiedyś usłyszałam, że żołnierz posiadający rodzinę ma większą motywację do tego, by walczyć i przeżyć. Być może tak jest. Jednak nie można zapominać o tym, że pozostaje on rozdarty między powinnościami względem narodu i wobec rodziny, co widać na twarzy Clausa w scenie, w której odbywa się sądowy proces. Zazwyczaj podporządkowanie bezwzględnym zasadom wojskowym bierze górę nad elastycznymi zobowiązaniami rodzinnymi. Zaangażowanie, jakiego wymagają obowiązki żołnierza i głowy rodziny, jest na tyle duże, że nie sposób jest pogodzić obie te role bez uszczerbku dla jednej z nich. W tym rozdarciu łatwo zatracić samego siebie, dlatego wynik rozprawy sądowej i deklaracja Clausa złożona rodzinie nie przesądza o pomyślnym przebiegu jego dalszego życia. Powiedziałabym nawet, że to zakończenie filmu budzi większy niepokój, lęk przed wybuchem frustracji, niż obserwacja ludzkich zmagań z konfliktem zbrojnym.

Recenzja ukazała się w Ińskie Point nr 4/2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *