Kryminał w Świnoujściu, czyli śladem „Trupa w sanatorium” Marty Matyszczak

Nie udało mi się jeszcze dojechać do Zdrojowisk, mimo opracowanej mapki, i mimo tego że właściwie te okolice mam bliżej, a na pewno bliżej niż Świnoujście. Przynajmniej tak wygląda perspektywa ze Śląska czy nawet z Krakowa. Tylko że moje położenie w ostatnich miesiącach było inne i po sprawdzeniu okazało się, że regionalnymi pociągami nad morze dojadę w 3,5-4h, czyli tak naprawdę niewiele dłużej niż z Bytomia do Krakowa (choć czas wynika z tempa pociągu, a nie odległości, bo do Świnoujścia wciąż jednak miałam te 300 km – dla nieświadomych druga wspomniana trasa ma zaledwie ok. 100 km). Dlatego stwierdziłam, że kolejna część cyklu Kryminału pod Psem to znakomity pretekst to zwiedzenia nieznanego zakątku Polski (dotąd udało mi odwiedzić Barlinek), tym bardziej że dotąd nad polskim morzem byłam tylko raz i to ponad 20 lat temu.

Choć mogłam, to jednak nie zaczynałam wycieczki z Guciem od powtórzenia przygód w nocnej podróży pociągiem z Katowic, choćby dlatego że nie mam roweru, który mogłabym cisnąć w przedziale (i tu od razu wybaczcie, kompletnie zapomniałam o sfotografowaniu wypożyczalni rowerów, choć w czasie spaceru minęłam ze dwie). Ponadto skoro mogłam jechać z północnej części Wielkopolski, stratą byłaby jazda ze Śląska. Z powodu ograniczeń czasowych na sam spacer po Świnoujściu mogłam przeznaczyć zaledwie 4h, więc poniższa relacja obejmuje tylko tę kurortowo-uzdrowiskową część miasta.

Tym razem miałam pewne ułatwienie, ponieważ autorka przygotowała mapkę… która też zdawała się czasem wprowadzać w błąd, choćby w położeniu Energetyka, tj. Krecika – jednak łatwo go rozpoznać ze względu na jego okładkową ilustrację. Drugim ułatwieniem były pocztówki, zwłaszcza jednak z nich, która wskazuje lokalizację większość sanatoryjnych obiektów w okolicy, dzięki temu sfotografowałam właściwego Trytona, którym wcześniej w moim odczuciu miał być równie obskurny Koral, i wiedziałam, jak wygląda Albatros (bo odkrycie nazwy na obiekcie wymaga tutaj dużej spostrzegawczości).

Wizytę zaczyna się jednak od przyjazdu na stację kolejową oraz przepłynięcie promem na drugi brzeg.

Pierwszym punktem na mapie naszej wycieczki był amfiteatr. I tu było pierwsze zaskoczenie, ponieważ spodziewałam się jakichś ruin na otwartej przestrzeni, a tu spora zadaszona arena, którą zobaczyć mogłam albo z perspektywy wieży widokowej (i widzieć tylko dach) albo w parku zza ogrodzenia – czyli tyle co nic.

Po drodze do uzdrowiskowego centrum mijamy park lin. I piszę o tym nie bez powodu, ponieważ to jest 3 miejscówka w kryminałach Matyszczak, w pobliżu której ten małpi gaj się znajduję. W Barlinku i Zdrojowisku parki lin znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie pensjonatów, w których nocują bohaterowie. Żywię podejrzenia, że autorka w wolnej chwili lubi się wspinać na drzewa i pobujać na linii, dzięki czemu pobudza wenę do pisania.

Przejdźmy do uzdrowisk… Na pierwszy rzut Tryton.

 

Obok znajduje się Bursztyn, znacznie dalej Albatros, gdzie Alicja z Olkiem bawili się na dancingu. Natomiast nie dotarłam do Wisusa…

No i najważniejszy ze wszystkich budynków: Krecik. Okładka stanowi jego doskonałe odzwierciedlenie Jak widać na dole serwują świeżutkie ryby.

W drodze do kolejnych budynków mijamy pole kempingowe oraz park zdrojowy.

Willa Danuty Świerk, w której nocowała Alicja z Elką, była już trudniejsza do zlokalizowania, bo przy dwóch domach na ul. Beniowskiego rosną świerki, jeśli tym mielibyśmy się kierować. Jednak najbardziej okazałym budynkiem była Villa Park, która w nazwie kryje nawiązanie do drzew, choć raczej liściastych niż iglastych.

Natomiast na pensjonat Pani Irenki pasowały obiekty należące dziś do szpitala miejskiego – do którego zawieziono opatuloną w kaftan bezpieczeństwa Otylię. W ładniejszym znajduje się obecnie ośrodek leczenia uzależnień, choć bardziej prawdopodobny wydaje się ten drugi.

Niestety duża rozpiętość między punktami, w których pojawiali się nasi bohaterowie, nie pozwoliła mi uchwycić wszystkiego. Osobnego dnia potrzeba byłoby na wycieczkę w stronę Karsibora czy bardziej na północ w stronę fortów i latarni.

Na koniec polecę jedno poza książkowe miejsce w Świnoujściu, które mnie totalnie zaskoczyło i oczarowało. Nie wiedziałam, że takie rzeczy dzieją się również w Polsce. Otóż po drodze zaintrygowała nas wieża, która była częścią wyburzonego kościoła pw. Marcina Lutra, dzisiaj zaadaptowana nie tylko na punkt widokowy, ale też piętrową kawiarnię. Pierwszy raz jadłam ciasto i piłam shake’a w kościele! Nie wspominając o toaletowych kwestiach. 😉 Bo jeśli ktoś myśli, że w Świnoujściu poza plażą i uzdrowiskami nic nie ma, to Cafe Wieża wyprowadzi go z błędu. Polecam, bo ciasta mają obłędne!

 

PS Tradycje wyrażam skruchę z powodu jakości zdjęć, ale wciąż nie umiem zdecydować się na kupno odpowiedniego aparatu.

1 thought on “Kryminał w Świnoujściu, czyli śladem „Trupa w sanatorium” Marty Matyszczak

Skomentuj tanayah Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *