Autot: J.M. Cotzee
Z pewnym trudem podejmuję się napisania recenzji noblisty pochodzącego z RPA. Zwłaszcza, że jest to dla mnie pierwsze spotkanie z Coetzee. Dlaczego z trudem? Otóż, książka jest tak głęboka i filozoficzna, iż wiem, że nie jestem w stanie zawrzeć w swoich słowach to na co ta książka zasługuje. A zasługuje na głęboką analizę.
Nie wiem czy to podświadomość czy może jednak przypadek, że trafiam na książki o tematyce trudnej, zjawisku powszechnym zwłaszcza w obecnych czasach, problemie, które od jakiegoś czasu, częściowo dotknęło i mnie. Nie wiem czy moja podświadomość każe przekonać się, że z tym problemem nie jesteś sama i poobserwować jak to w innych przypadkach wygląda i jak się kończy. Zazwyczaj nie jest to pomyślne zakończenie.
Powieść Wiek żelaza jest listem umierającej matki do córki. List, który nie wiadomo czy zostanie dostarczony do córki. Córki, która żyje w Ameryce w szczęśliwej rodzinie. Ten długi list jest spowiedzią matki, jej przemyśleniami pełnymi bólu i cierpienia, tęsknoty i niecierpliwości, a ponadto obrazem dwóch kontrastowych światów Południowej Afryki.
To co mnie uderzyło w tej książce, to nie choroba głównej bohaterki, lecz sytuacja polityczno-społeczna w kraju,w którym mieszka. Jest tak mocny kontrast pomiędzy miejscem zamieszkania białej matki, a miejscem biednych Afrykańczyków. Czas akcji przypada na czasy wojny, zamieszek. Czas, w którym policja nie tylko nie wspiera poszkodowanych, ale jest największym niebezpieczeństwem wśród ludzi. Ofiarami padają młodzi chłopcy, którzy bez rodzicielskich autorytetów próbują odnaleźć swoją drogę w życiu, jakiś cel, który pomoże im przetrwać te trudne czasy.
Narratorka listu znosi nie tylko trud swojej śmiertelnej choroby, i przygotowuje się do momentu przejścia na tamten świat. Jest świadkiem rzeczy nieludzkich, wobec których jest bezradna. Czy w takim świecie człowiek chce dalej żyć, czy jej tak trudno pożegnać się z życiem? Bywają momenty w życiu każdego człowieka, kiedy odechciewa mu się żyć, w naszej sytuacji zazwyczaj są to błahe wbrew pozorom troski, które po krótszym lub dłuższym czasie przemijają. Patrząc na obrazy widziane oczami bohaterki, sama będąc zdrowa nie chciałabym żyć. Jak osoba chora może w takim społeczeństwie żyć spokojnie, odpoczywać i być pomyślnej myśli, kiedy do jej domu wchodzi policja pragnąca ją wyrzucić z domu i kradnąca wiele jej cennych przedmiotów.
Dochodzi tu samotność, córka na drugim krańcu Ziemi, z pomocnicą domową nie potrafi się dogadać, mają inne poglądy i zasady. Pojawia się jednak ktoś w życiu, który będzie przy niej do ostatniej chwili. Brudny, niechlujny włóczykij, który pewnego wieczoru przywędrował spać pod jej domem. W krótkim czasie dom staje się nieoficjalnym tymczasowym azylem dla bezdomnych.
Książka smutna i ponura, bez światełka nadziei na lepsze. Autor nie szczędzi nam opisów tragicznej sytuacji w krajach Afryki, która ma miejsce nawet w jej najbogatszym regionie – RPA. Wiek żelaza to głębokie studium obserwacji życia w świetle zbliżającej się śmierci, jest bilansem swoich czynności i relacji z i ludźmi.
Ocena: 5/6
1 thought on “Wiek żelaza”